Zaczęło się standardowo. Całonocną podróżą na południe Polski. Potem było jak u Hitchcock’a – napięcie rosło.
DZIEŃ I: ZWARDOŃ – WIELKA RACZA
W praktyce plan wykonałam w 100 %
- nie pomyliłam pociągów (chociaż nie, w zasadzie to pomyliłam – ja i cała reszta pasażerów, ale to z winy sporej dezinformacji na katowickim dworcu, więc się nie liczy)
- zaopatrzyłam się w spożywkę
- dotachałam ową spożywkę i przy okazji swoje cztery litery do schroniska na Wielkiej Raczy.
W teorii liczyłam na wynagrodzenie w postaci malowniczej panoramy o zachodzie słońca, ale live is brutal and full of mud.
DZIEŃ II: WIELKA RACZA – PRZEGIBEK – RYCERZOWA
Drugi dzień wędrówki do złudzenia przypominał pierwszy i gdyby nie nocny terror w schronisku, to granica między nimi zatarła by się w moich wspomnieniach. Na szczęście istnieją jeszcze „prawdziwi turyści”, którzy za pomocą swojej fantazji zapadają w pamięć, a mówiąc dosłownie – ryją banię.
Życiowy poradnik o tym jak utaplać górskie buty i o tym, że kibelek można znaleźć wszędzie, w relacji: Hej ho, hej ho, przez błoto by się szło!
DZIEŃ III: RYCERZOWA – SOBLÓWKA – KRAWCÓW WIERCH – HALA MIZIOWA
Dzień absolutnie sielankowy, słoneczny (o wzbierających chmurach nie warto pamiętać), obfitujący w zgrabne obrazki.
Jednakże jedno zdjęcie w zestawie odstaje, rzekłabym nawet, iż nie jest przeznaczone dla oczu niewinnych, no ale na lokalne ryciny nic nie mogłam poradzić.
Asia w komentarzu podsumowała to bezbłędnie: turysta = obcy = alien = kosmita → turysto wsiadaj po pekaesa i spadaj na swoją planetę! 😀
W celu rozwikłania kosmicznej tajemnicy kliknij tutaj.
DZIEŃ IV: HALA MIZIOWA – PILSKO – MAŁA BABIA GÓRA – MARKOWE SZCZAWINY
I tu się nieco rozminęłam z planem. Miałam zakasować wszystkich czytelników i cały fejsbuk rzucić na kolana przefantastycznymi zdjęciami ze wschodu słońca na Pilsku, w rzeczywistości zupełnie niechcący liznęłam zimy. 😉 Moje skołatane nerwy ukoiła urocza mała babka (zupełnie jak ja) 😉 potwierdzając stare porzekadło: „małe jest piękne”.
DZIEŃ V: MARKOWE SZCZWAWINY – DIABLAK – SOKOLICA – KROWIARKI – ZAWOJA i na deser KRAKÓW
Zdobyciem Diablaka nie wpisałam się w historię, ale moja noga tam stanęła, ba, nawet dwie. Malusi prywatny sukces osiągnięty, ale w przyszłości i tak będę żądać satysfakcji.
Relacja o tym jak Diablak pokazał Rogi.
Przechodzone kilometry – 100.
Najbardziej klimatyczne schronisko – zdecydowanie Bacówka na Rycerzowej.
Najgorsze schronisko – zdecydowanie mroźna buda na Wielkiej Raczy. Co prawda schronisko na Hali Miziowej oraz Markowe Szczawiny nie grzeszą górskim klimatem, a nawet przypominają hotele, ale dla mnie temperatura w środku oscylująca w granicach 0°C dyskwalifikuje obiekt noclegowy w przedbiegach. Skoro już płacę za dach nad głową, to chcę mieć możliwość wysuszenia przemoczonych ubrać i ogrzania zmarzniętego i zmęczonego ciałka. Na Raczy się nie dało.
Najbardziej urokliwe miejsce – przysiółek ponad Soblówką. Całkiem niechcący miejsce pozaszlakowe. Ale któż to wie, czy przy lepszej pogodzie nie wytypowałabym innej miejscówki.
Najbardziej upierdliwe podejście – Zwardoń – Wielka Racza.
Najnudniejszy szlak – żółty szlak z Orawskiej Półgóry na Tabakowe Siodło. Najpierw kilometry asfaltu, potem kilometry szutru na myśl przywodzące Chochołowską. Męka.
Najtrudniejsze miejsce – żadne tam klamry na Perci Akademików, a pomost nad potokiem w Orawskiej Półgórze.
Najpiękniejszy moment – wiadomo.
Spotkania na szlaku – głównie ze zwierzętami. Podczas wędrówki natrafiłam na dosłownie kilku turystów (nie licząc rejonu Babiej Góry), 5 sarenek, jednego zająca, jednego wilka i ze 30 krów.
Największe foux pas – posadzenie tyłka na babiogórskim ołtarzu. Świadomość dotarła do mnie po fakcie.
Najbardziej intrygująca nazwa – Gówniak. Tak, dobrze Wam się kojarzy… 😛
Największe porachunki do wyrównania – z Pilskiem. A w zasadzie z Pilskiem, Wielką Raczą, Rycerzową, Przegibkiem, Babią Górą… Wygląda na to, że będę musiała pomścić wszystkie odwiedzone miejsca za wyjątkiem Soblówki i Małej Babiej Góry.
Wygląda na to, że kiedyś tu wrócę!
Pozdrawiam,
Madzia / Wieczna Tułaczka
***
Tu też jest fajnie:
Gdzie udało Ci się napotkać wilka? Zawsze słyszałam, że to takie płochliwe stworzonka są raczej 😉
Poza tym, fajna wyrypa 🙂 Mam nadzieję również niedługo powłóczyć się samotnie kilka dni po górach, tyle że planuję Karkonosze 😉
Przeszedł mi szlak pomiędzy Tabakowym Siodłem a Małą Babią, tzn. chciał przejść, ale na mój widok zwiał z podkulonym ogonem. 😉
Widze z wyjazd sie udal. Ja w Beskidsch bylem w kwietniu i udalo sie zaliczyc Barania Gore, Skrzyczne, Trzy Kopce Wislanskie i dalej Przelecz Salmopolska, Czantorie Wielka, Stozek Wielki. Jak dotad jezdzilem jedynie w Tatry ale po kilku latach zdecydowalem pojecha w Beskidy i tak mi sie spodobalo ze w Lipcu zrobilem powtorke i udalo sie „zwiedzic” Diablaka z Krowiarek a dalej juz tylko rejon Beskidu Makowskiego czyli Makowska Gora i stokami Mangurki:) ogolnie mowiac piekne rejony:)
Nieźle połazikowałeś!
W tym roku po kilku latach jeżdżenia urlopowego w Tatry przekonałem się jak pięknie jest w Beskidach 🙂 Pierwsza wycieczka w kwietniu w Beskid Żywiecki i nocowanie w Wiśle. Udało się zwiedzić, zdobyć Baranią Górę z Czarne Fojtula, Skrzyczne ze Szczyrku Centrum i dalej Malinów, Malinowska skała i koniec strasy na Przełęczy Salmopolskiej, Wielką Czantorię, Stożek Wielki z Wisły Głębce, Trzy Kopce Wiślańskie i dalej do Przełęczy Salmopolskie. Tak mi się spodobało, że w lipcu wróciłem na kilka dni w Beskidy ale tym razem w Beskid Makowski i nocowałem w wiosce Grzechynia. Tam udało się zdobyć Babią Górę z Przełęczy Krowiarki a potem już tylko szlaki w okolicach Makowa Podhalańskiego czyli Makowska Góra i stokami Mangurki z Suchej Beskidzkiej.
W Beskidach może oprócz tych najbardziej znanych szlaków prowadzących na popularne szczyty nie widywałem dużej ilości turystów. Zupełna odmiana od zgiełku towarzyszącemu w Tatrach a już w ogóle w sezonie wakacyjnym.. Np na szlaku na Stożek Wielki nie spotkałem żywej duszy i tak samo Kopce Wiślańskie, Makowska Góra i stoki Mangurki.
To mi oczywiście odpowiada, ponieważ w góry jeżdżę sam i lubię spokój
Fantastycznie się te relacje czyta i ogląda. Dziękuję.
Się cieszę. W takim razie wracaj ile wlezie 🙂
pięknie piszesz bardzo dobrze się czyta już bym pojechał i połaził po szlakach brawo pozdrawiam Janusz
Witaj Magdo!
Za pośrednictwem facebooka odnalazłam wieczną tułaczkę. Od tej chwili czytam wszystko co napisałaś i stałam się Twoją fanką 🙂
Kiedy zaczęłam czytać relację z Beskidu Żywieckiego od razu przed oczami stanęła mi moja wyprawa sprzed kilku lat. Bardzo podobna trasa i również chwilami męka przeprawy przez błota. Choć nie powiem, wspomnienia wspaniałe!http://www.polskieszlaki.pl/wycieczki/relacja,3321,w-siedem-dni-ze-zwardonia-na-babia.html