muğla escort bayan aydın escort bayan çanakkale escort bayan balıkesir escort bayan tekirdağ escort bayan gebze escort bayan mersin escort bayan buca escort bayan edirne escort bayan

TATRY – DZIKA WYCIECZKA, CZYLI BARANY A NIE ROGI…

TATRY – DZIKA WYCIECZKA, CZYLI BARANY A NIE ROGI…

Przez bardzo długi czas zastanawiałam się, czy wyskrobać tą relację. Wszak od pamiętnych sierpniowych wakacji w Bukowinie i „legendarnych wyryp Doliniarzy” (bo z tego rozdziału pochodzi ta historia) upłynęło sporo wody w górskich potokach. Jest sens ujawniać rozmiary naszej porażki i chaotyczny przebieg wydarzeń?

Hmm. Troszkę mam wątpliwości nawet w chwili, kiedy piszę te słowa, choć z drugiej strony, przecież z własnej woli napoczęłam relację. Widocznie pogodziłam się z porażką. Tak, tak, wycieczka okazała się totalnym fiaskiem, okrutnym niewypałem, wręcz ciosem zadanym prosto w naszą górską dumę… Tak myślałam wtedy. Z perspektywy czasu widzę to nieco inaczej – jako kolejne doświadczenie w tatrzańskim życiorysie. Przynajmniej brzmi to mniej boleśnie…

Przenieśmy się zatem do sierpnia 2014 roku. Razem z Gosią (Ruda z Wyboru), Januszem (Tatry Zimą) i Robertem (Góry bez Granic – nie licząc granicy oddzielającej doliny od szczytów) założyliśmy w Bukowinie Tatrzańskiej fanpejdżowo-administracyjną metę, to jest bazę wypadową w Tatry. Po kilku przedwcześnie przerwanych wycieczkach i niedoszłych szczytowaniach (sknoconych przez burze, deszcze i jak mam być szczera, to również przez zbyt udane wieczorki integracyjne) unieśliśmy się górską ambicją i wyznaczyliśmy sobie cel szczytny i piękny, zajmujący ósmą pozycję w Wielkiej Koronie Tatr: Baranie Rogi. Tym razem byliśmy bojowo nastawieni, nie baliśmy się kiepskiej pogody, deszczu i wierzyliśmy, iż tym razem wzniesiemy się ponad doliny ku upragnionym szczytom! A potem odstawiliśmy piwo i poszliśmy spać.

Tatry z Bukowiny Tatrzańskiej

Godzina piąta, widok z balkonu, na wycieczkę ruszyć czas! 

Nasze bojowe nastroje nie wstały wraz z nami. A może wstały, z tym że w ułamku sekundy przyklapły na widok gęstych chmur przelewających się przez granie. Pocieszaliśmy się wzajemnie, że w nocy wypadało się do oporu, a później bez wątpienia będzie lepiej. Spakowaliśmy dupska do auta i pojechaliśmy na Słowację – właściwy start naszej wycieczki znajdował się w Białej Wodzie Kieżmarskiej, skąd żółty szlak prowadzi nad Zielony Staw Kieżmarski. No i tam się zaczęło! Janusz, jak to Janusz, w niezrozumiały dla mnie sposób jest zawsze rześki i gotowy do napier***a z rana. Narzucił swoje tempo i dobił mnie mówiąc ulubione powiedzonko: „Spoko. Lajtowo się idzie”. „Ja ci dam kurde spoko!” – syknęłam. Cosik naburmuszona z rana byłam, totalnie bez mocy, energii i chęci. Za mało snu było na tym wyjeździe. Zdecydowanie za mało! Ledwo człapałam tendencyjnie prostym deptakiem do schroniska, a gdzie tam jeszcze na Baranie Rogi?

Biała Woda Kieżmarska

To co? Focimy potok? No dobra….

Biała Woda

Biała Woda Kieżmarska

W połowie drogi Janusz zarządził przerwę. Swoją drogą, WTF?!? Janusz? Przerwa? Nie, nie zmęczył się, chyba mu się herbatki zachciało, albo coś. Skorzystałam więc z okazji i wyżaliłam się na moją memłowatość i niekontrolowaną wiotkość wszelkich witek. I wiecie co? Wtedy po raz pierwszy nakarmiono mnie tabsem z Biedry!  Nie wiem czy to właśnie zdziałało cuda, czy uruchomił się efekt placebo, dość, że pełna werwy dotarłam do schroniska nad Zielonym Stawem!

Szlak do Zielonego Stawu Kieżmarskiego

Tak wcześnie na szlaku… Niektóre drzewa jeszcze spały 😉

Mały Kieżmarski Szczyt

Mały Kieżmarski Szczyt

Schronisko nad Zielonym Stawem Kieżmarskim

Schronisko nad Zielonym Stawem

Pod dachem toczyła się jeszcze dyskusja, czy jest sens porywać się na taką wyrypę, skoro świata wokół nie widać, może się rozpadać, no i przecież świata wokół nie widać! Coś mruknęłam o Jagnięcym, że przynajmniej za żółtą farbą będzie można podążać, co zagwarantuje nam upragnione szczytowanie, ale przez resztę grupy przemawiała fanatyczna chęć zdobycia Baranich Rogów. No dobra, niech będzie.

Janusz utrwala sobie co też Nyka pisze o Baranich Rogach :)

Janusz utrwala sobie co też Nyka pisze o Baranich Rogach 🙂

Hahaha! 😀 😀 😀 Nasze kłopoty orientacyjne zaczęły się tuż pod schroniskiem. „Ej, to prawą stroną mieliśmy obejść staw, czy lewą, bo już nie wiem”… „Pokaż mapę”! Z powodzeniem ogarnęliśmy ten temat i po chwili przedzieraliśmy się przez zarośla w poszukiwaniu kopczyków.

Zielony Staw Kieżmarski

Ten tego, wierzcie lub nie, ale to jest ten słynny i piękny Zielony Staw!

Chodź Gosia, zrobię Ci ładne zdjęcie! Taaaa...

Chodź Gosia, zrobię Ci ładne zdjęcie! Taaaa…

Janusz prowadzi, dalej Robert i Gosia

Janusz prowadzi, dalej Robert i Gosia

Kopczyk

Kopczyk dowodowy 😉

Kopczyki jak szybko się znalazły, tak szybko się zgubiły, ale ganc egal. Wiedzieliśmy, że trzeba iść w górę Zielonej Doliny Kieżmarskiej, w stronę widocznych w oddali Dzikich Siklaw. Ale zaraz, zaraz! Kurdefelek, gdzie są te całe Siklawy? Z przodu mleko, z tyłu mleko, wszędzie mleko… Próbujemy wyczytać z mapy dalszy przebieg wędrówki, przede wszystkim nurtuje nas kwestia potoku, który po solidnych opadach przyjął postać rwącej rzeczki. Owa rzeczka jakimś cudem dwa razy stanęła nam na drodze, a że przeprawa przez nią była nieco upierdliwa, chcieliśmy zaoszczędzić sobie fatygi ponownego z nią kontaktu.

Zielona Dolina Kieżmarska

Robert za Wielką Wodą

Yyyyy, Eeeee, to którędy dalej?

Yyyyy, Eeeee, to którędy dalej?

Kozica

Kamzik bez mapy tam biegał 😉

Taaa… Problem w tym, że w dolinie potoczki są aż dwa, opadają z progu Dzikiej Doliny w postaci dwóch wodospadów, a niżej łączą się we wspomnianą rwącą rzeczkę, wpadającą do Zielonego Stawu. Mapa swoje, życie swoje. Po ostatnich ulewach wszędzie była woda! To rzeczka, to jeden potoczek, to drugi potoczek, to milion malutkich strumyczków ściekających z wyższych partii dolin – gdzie podeszwą tknąć, tam ślisko. 

Wody tam był dostatek :P

Wody tam był dostatek 😛

Próg Dzikiej Doliny

Aha! Próg Dzikiej Doliny, Dzikie Siklawy, nad nimi Durne Szczyty (całkiem udana nazwa zważywszy na okoliczności)…

"Spoko, zaraz się tam wbijemy" ;)

„Spoko, zaraz się tam wbijemy” 

W końcu dotarliśmy pod Dzikie Siklawy i wtedy zaczęła się zasadnicza polka… Opatentowana przez „Doliniarzy”! 😉 Ścieżka prowadzi ubezpieczoną grzędą przy wodospadach i po niewielkich skalnych trudnościach wyprowadza na próg Dzikiej Doliny. Tyle teoria, bo praktyka przedstawiała się następująco:

-Która to ta grzęda?

-Nie wiem, przy wodospadzie.

-Ale przy którym?

-Nie podali, ale spoko, damy radę. Zaraz spróbujemy się wbić w tą grzędę, jak nie będzie łańcuchów, to znaczy, że to ta druga.

dzika wycieczka (18)

Taaa, wbijanie się w grzędę w zastanych warunkach przedstawiało sobą arcyciekawy widok. Panowie, jak na dżentelmenów przystało, poszli na pierwszy ogień: połechtali ścianę i tyle, na macankach się skończyło. Nie dali rady śliskiej „babie”! W takich sytuacjach szybko dochodzi do orientacyjnego zamętu: „A może to jednak chodzi o ten drugi wodospad”? Panowie lustrowali kolejną grzędę, panie w tym czasie ostrzyły języczki i nie szczędziły docinek. Znowu porażka. Jakież to przewidywalne dla doliniarskiej grupy! Zacięcie jednak tego dnia było wielkie, więc znów przeprawiliśmy się przez strumień i próbowaliśmy wysondować przebieg ścieżki. Nawet dostrzegliśmy łańcuch na grzędzie, przynajmniej tak nam się wydawało. Niestety, ściany były dosłownie zlane strumieniami, zbyt ślisko i niebezpiecznie. A wspominałam, że zaczął padać deszcz, który wzmagał się z czasem? Jak to Janusz określił: „Wku***cy jest ten deszcz, smutno, ślisko„. Przy suchej skale pewnie nie byłoby problemu wbić się w pierońską grzędę, jednak tamtego dnia to był hardcore przewyższający nasze umiejętności. Zarządziliśmy odwrót.

Miedziana SIklawa

Pod Miedzianą Siklawą 🙂

Chłopaki lubią oglądać siklawy z bliska ;)

Chłopaki lubią oglądać siklawy z bliska 😉

W międzyczasie wypatrzyłam pajęczyny, bez właścicieli.

W międzyczasie wypatrzyłam dupne (po śląsku wielkie) pajęczyny, bez właścicieli.

Morale podupadły, choć niektórym niełatwo było pogodzić się z klapą, więc jeszcze troszkę pomocowali się z Tatrami. Próbowali wbić nóżki to tu, to tam, dziabnąć tę grzędę z dołu, z innego boczku, jednak największym osiągnięciem stało się strącenie przez Roberta wielkiego głazu, który z impetem potoczył się w naszą stronę! Przećwiczyliśmy umykanie w ostatniej chwili przed spadającym kamlotem i wszyscy zgodnie stwierdziliśmy: basta! Finito! Koniec tej nierównej walki! Trzeba pogodzić się, iż tego lata pozostaniemy „Doliniarzami” i „Łowcami Zapuszkowanych Tatr”.

Oczywiście chmurki zaczęły się rozwiewać, jak tylko zapoczątkowaliśmy odwrót, ale to i tak nas nie urządzało – śliskich skał nie byliśmy w stanie przeskoczyć. Odnaleźć ścieżki w tych warunkach też nie. Nie pozostało nic innego, jak wrócić z podkulonymi ogonami do schroniska i zrobić to, co w te wakacje wychodziło nam najlepiej – zapić majaczenia o jakichś tatrzańskich szczytach! Przecież doliny też są cool!

Zejdź pan, wstydu oszczędź! ;)

Zejdź pan, wstydu oszczędź! 😉

Zielony Staw

Zielony Staw

dzika wycieczka (24)

Zielony Staw Kieżmarski

Przynajmniej zobaczyliśmy klasykę gatunku

Durne Szczyty

Za oknem same Durne Szczyty 😉

W schronisku też mgły i chmury... Nie no żartuję, to tylko zaparowany obiektyw ;)

W schronisku też mgły i chmury… Nie no żartuję, to tylko zaparowany obiektyw 😉

Doliniarze, od lewej: Tatry dla Średniozaawansowanych, Tatry Zimą, Wieczna Tułaczka, Góry bez Granic

Doliniarze, od lewej: Ruda z Wyboru, Tatry Zimą, Wieczna Tułaczka, Góry bez Granic

Tomek znalazł sobie nowego przyjaciela ;)

Tomek znalazł sobie nowego przyjaciela 😉

Podsumowując, okrzyknęliśmy błądzenie pod progiem Dzikiej Doliny za najbardziej spektakularną kaszanę lata. Jednak nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – ten dzień charakteryzował się wartką akcją, dramaturgią i przede wszystkim sutą dawką humoru, zaś powiedzonka z tejże wycieczki zyskały miano kultowych i krążą między nami po dziś dzień, co nie? 

Górskie pozdro,

Madzia / Wieczna Tułaczka

 

***

Tu też jest fajnie:

Facebook   Instagram

 

 

7 komentarzy

  1. „Łowcy zapuszkowanych Tatr” <3
    A zdjęcie z Gosią i mistrzuniem drugiego planu przeboskie. 😀

  2. Jednym słowem..się działo 🙂
    Spotkanie z kocia…zazdroszczę .

    Z kozicą miało być 🙂

    Przepraszam za spam i proszę o likwidację poprzedniego komentarza

  3. Uwielbiam Twoje relacje – zwłaszcza opisy pod zdjęciami 😀 jakże małe było moje życie przed odkryciem tego bloga 😛 😉 i dzięki Tobie sięgnęłam po „Wołanie w górach” M. Jagiełło 😀

  4. No, Tatry widzę broniły się dzielnie przed Doliniarzami 😛 Wiedziały, że nie mogą psuć Wam serii wycieczek 😉

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

*

*

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.