Jest połowa marca, a mnie ciężko wydusić relację z pewnej krótkiej październikowej wędrówki. Może dlatego, że straciliśmy Obywatelkę Blondynę? Deszcz tego dnia tylko potwierdzał nasze nastroje… Najweselsza towarzyszka naszej wycieczki postanowiła wyspać się sumiennie i zostać na kwaterze pod ciepłą kołderką. Skandal, powiecie! Nic bardziej mylnego, bo musicie wiedzieć, że osóbka ta nie jest zwierzęciem górskim, a na wyjazd została namówiona podstępem. Dość, że dzień wcześniej przeleciała się z nami od Kasprowego po Giewont – atrakcji jej wystarczyło. Nam zdecydowanie było mało, więc mimo średniej aury za oknem przetransportowaliśmy odwłoki na Palenicę Białczańską.
Szlak musiał być w miarę krótki, bo obiecaliśmy Blondynie rychły powrót i wspólną biesiadę w karczmie, przy góralskiej nutce. Planowałam „przewalić się” przez Kozią Przełęcz, tak dla „łańcuchowego sportu” i przy okazji zobaczyć Halę Gąsienicową w tajemniczej jesiennej aurze. Ja swoje, a życie swoje, no ale o tym później…
PALENICA BIAŁCZAŃSKA – WODOGRZMOTY MICKIEWICZA – WIELKA SIKLAWA – DOLINA PIĘCIU STAWÓW szlak czerwony, zielony 2 h 45 min (aż nie mogę uwierzyć, ale zmieściliśmy się w czasie…)
Zapłaciliśmy haracz na bramce TPN i ruszyliśmy asfaltem. Nie powiem, żebyśmy szli żwawo, zdaje się, że wczorajsza biesiada nadal krążyła z krwią po organizmie 😉 I chyba po raz pierwszy w życiu nie cieszyłam się z porzucenia szlakostrady do Morskiego Oka… Ależ mi się nie chciało zagłębiać w ciemny las i dźwigać kuper w górę Doliny Roztoki! Po 15 minutach podejścia zielonym szlakiem złapał mnie poważny kryzys. Już chciałam rzucać się na skały i zrobić przysłowiowego bączka 😉 na szczęście akurat ktoś przechodził i trzeba było się ogarnąć 😉 Chwila odpoczynku rozjaśniła mi w głowie i dalsza droga przebiegała bez większych dramatów. Nie licząc deszczu…
Pal licho deszcz! Jak już raz się ogarnęłam, nie było opcji, żeby dziadostwo lejące się z nieba popsuło mi nastrój. Ba! Nawet zaczęłam dostrzegać plusy takiej sytuacji: „O jeju jak nastrojowo! A widzisz te malownicze chmurki wiszące o tam, na grani”? Do Siklawy dotarłam już w bojowym nastroju 🙂 Żywej duszy nie było wokoło, więc zrobiliśmy sobie mały popas. W dalszej drodze do schroniska również nie uraczyliśmy widoku wędrowca. Kurczę! Cała Dolina Pięciu Stawów była nasza!!! Prawie, bo w schronie siedział sobie samotny gbur, co nie raczył nawet na powitanie odpowiedzieć, szybko się jednak zawinął i pozostawił salę do naszej dyspozycji 🙂
Nad szarlotką, notabene moją ulubioną, ważyły się losy dalszej wędrówki. Z racji tego, że rozpadało się na dobre, a ciemne chmury przykryły otoczenie Koziej Przełęczy, postanowiliśmy nagiąć nieco harmonogram dnia i po raz pierwszy w Tatrach zmienić plany. Padło na Morskie Oko przez Świstówkę.
DOLINA PIĘCIU STAWÓW – ŚWISTÓWKA – MORSKIE OKO szlak niebieski 1 h 40 min
Żegnamy puste schronisko. Przed nami banalne w praktyce przejście pofalowanym dnem doliny i podejście zboczem Świstowej Czuby (1763 m). Szlak omija jej wierzchołek dosłownie o rzut beretem, więc grzechem byłoby nie skorzystać z okazji 🙂 Tylko miejcie na uwadze, że Czuba obrywa się 280-metrową przepaścistą ścianą w głąb Doliny Roztoki(!).

Belka kusiła i zapraszała na odpoczynek, jednak byliśmy zdyscyplinowani i podziękowaliśmy za gościnę 😉

Kozi Wierch to taki dr Jekyll i Mr Hyde: od strony Roztoki ma łagodne oblicze, od Gąsienicowej jest groźny i niedostępny!
Z tego miejsca nadal widać stary szlak, który zamknięto w 1958 roku ze względu na liczne wypadki, także śmiertelne. Trochę deszczu, trochę śniegu i niestety kilku turystów dosłownie spadło w czeluści Doliny Roztoki. Także Moi Drodzy trzymamy się szlaku i grzecznie kierujemy się w prawo, w kierunku kopulastej Świstowej Kopy (1855 m). W nagrodę otrzymujemy znane i lubiane widoczki na Dolinę Pięciu Stawów 🙂

Na czerwono zaznaczyłam stary wariant szlaku, nazywany „śmiertelnym skrótem”. Zdjęcie zrobiłam na Przełęczy Krzyżne.

Na pierwszym planie Świstowa Czuba, niepozorna kopka, która z drugiej strony obrywa się stromą ścianą…
Po szczytowaniu na Kopie 😉 obniżamy się w mały kocioł Świstówki Roztockiej, otulony ramionami Opalonego Wierchu. Świstówka, podobnie jak Buczynowa Dolinka, jest „zawieszona” ponad Doliną Roztoki, choć moim zdaniem nie robi takiego wrażenia jak ta druga. My jednak na podziwianie okolicy nie mamy co liczyć, bo oto niemal całkowicie zagłębiamy się w chmurzyska i w tak tajemniczej aurze przekraczamy grzbiet Opalonego Wierchu i dochodzimy do Równi nad Kępą (dawniej zwanej Wolarnią). W teorii miejsce to dysponuje piękną panoramą na Tatry Bielskie i Wysokie, w praktyce musimy dogłębnie wspomóc się wspomnieniami i oczami wyobraźni… W każdym razie pasjonaci chmur deszczowych mieliby wtedy używanie 🙂
Pozostaje nam kontynuować tę nierówną walkę i sukcesywnie obniżać się w kierunku Morskiego Oka. Ścieżka jest wąska, miejscami bardziej stroma, ale jedynym trudniejszym fragmentem jest przekroczenie słynnego Głębokiego Żlebu. Ponoć kiedyś był tam zawieszony łańcuch, ale już w 2010 roku (szłam tamtędy w sierpniu) nie było po nim żadnego śladu. W każdym razie przejście żlebu zajmuje mniej niż minutkę, skała jest dobrze urzeźbiona i nawet w deszczu nie miałam problemu z pokonaniem tego osławionego miejsca.
Im niżej schodzimy tym więcej zieleniny zaściela okolice szlaku, co rusz ukazują się nam to brzozy, to znów jarzębiny, lub inne niezidentyfikowane okazy – jednym słowem atrakcje w zastępstwie górskich widoczków 🙂 Natomiast na Morskie Oko nie mogę narzekać! Zdjęcia absolutnie nie oddają klimatu, jaki wtedy panował, zupełnie brak mi słów by to opisać. Tę perełkę zachowałam sobie w pamięci już na zawsze. I jak tu się nie zakochać w jesieni?
MORSKIE OKO – WODOGRZMOTY MICKIEWICZA – PALENICA BIAŁCZAŃSKA szlak czerwony 1 h 40 min
Tu nie ma co rozprawiać! Znów rozpadało się mocniej, więc w strugach deszczu stąpaliśmy po kolejnych metrach asfaltówki. Wieczorkiem zrekompensowałam sobie niewygody pogody – pyszne grzane piwko na Krupówkach tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że uwielbiam jesień 🙂
PRAKTYCZNE RADY
*Wszystkie praktyczne info dotyczące trasy z Palenicy do Doliny Pięciu Stawów znajdziecie tutaj.
*Wszystkie praktyczne info dotyczące trasy z Morskiego Oka do Palenicy znajdziecie tutaj.
*Zimą szlak jest zamykany, ze względu na często schodzące lawiny zboczami Opalonego Wierchu do Doliny Rybiego Potoku!
*Czasy przejść, które podaję bie uwzględniają przerw na foto sesję czy odpoczynek. Dla przeciętnego piechura cała trasa powinna zamknąć się w czasie 6-7 godzin.
*Szlak jest łatwy – jedynym trudniejszym miejscem jest Głęboki Żleb, który jednak nawet mniej wprawnym turystom nie powinien przysporzyć problemów; trasa jest świetna dla początkujących!
Chmury potrafią zmajstrować ciekawy klimat w górach (o ile nie grzmi i się nie błyska), a jesień jest po prostu piękna 🙂 Twoje zdjęcia również bomba, miło było sobie pooglądać 🙂 Pozdro!
Najbardziej kocham góry jesienią i zimą! Nie lubię zielonej monotonii. A Dolina Pięciu stawów w otoczeniu brunatnych zbocz górskich wygląda obłędnie! Pogoda… no cóż lubi płatać figle i postawić na swoim. Czasem trzeba iść z nią na kompromis. 🙂
Nie uważam, żeby zieleń była monotonna w górach 🙂 Na blogu są relacje z czerwcowej Świnicy i Szpiglasowego – było przepięknie wtedy w Tatrach. Ale rozumiem w pełni Twój pociąg do jesieni 🙂
Przepiękne widoki – nie wiem, czy nie piękniejsze niż latem. Te rdzawe kolory, czerwone jarzębiny, mgły!
Po prostu bajka! Eh, ale bym sobie pojechała w nasze cudowne Tatry!
Pozdrawiam serdecznie, Asia z Halika
Mnie jesienią się bardziej podobało 🙂 I namawiam serdecznie na Tatry! Ale uwaga, one wciągają jak bagno! 😉
Nie byłem na tej trasie, a widoki ładne, te szczególnie mi się podobają:
http://www.wiecznatulaczka.pl/wp-content/uploads/2014/03/DSC01093.jpg
http://www.wiecznatulaczka.pl/wp-content/uploads/2014/03/DSC01117.jpg
http://www.wiecznatulaczka.pl/wp-content/uploads/2014/03/DSC01112.jpg
Kiedyś się przejdę tą trasą, a nawet mam pewien plan z nią związany, ale o tym na razie cicho ;-P
Pewnie knujesz coś szczwanego 😛
Dziękuję wszystkim za miłe słowa 🙂
Nie mogę się napatrzeć ta zdjęcia i naczytać tych wszystkich opisów 🙂 Strasznej ochoty mi Pani narobiła na wędrówki po górach w najbliższe wakacje:) Mam jeszcze pytanie: jakim aparatem robi pani zdjęcia?
Serdecznie pozdrawiam 🙂
Witam! Dzięki za miłe słowa 🙂 Na Tatry latem oczywiście namawiam! Jeśli chodzi o aparat to zdjęcia zrobiłam starym kompaktowym Sony Cyber Shot, ale w sumie to już nieaktualne, bo będę tachać teraz w góry lustrzankę 😉
Dzięki za cudowne widoki i szczegółowy opis Z rodzinką. (Ja+zona+2,5roku syn oraz 53letnia babcia) planujemy przejść szlak dolina 5 przez świstówkę do.morskiego i czarny staw pod rysami za 4dni dokładnie Pozdrawiam ps
mlody w nosidele na plecach taty.
Ps. Przepięknie się czyta Tak jak podroznicze opowieści Planujemy też Na Kasprowy kolejka u zejść z kasprowego juz szlakiem (myślę którym) i jak dobrze pamiętam odbić do czarnego stawu Gąsienicowego i do brzezin i na natepny dzień z polany trzydniówki do trzydniowiański wierch- kończysty wierch i starobocisński wierch i wrócimy przez Gaborowa przełęcz i siwa przelecz chyba ze jeszcze uda mi się namówić i beda siły na podejście na Bystra (bardzo bym chcial).Ale i tak zobaczymy na ile pozwoli nam syn ps . Któryś z kolei i juz nie męczę i nie zanudzam
Powodzenia w wycieczkach! Plany zacne. Zalecam tylko zejście z Hali Gąsienicowej niebieskim szlakiem do Kuźnic. Szlak do Brzezin jest może bardziej łagodny, ale nudny i wiedzie głównie lasem. A zejście do Kuźnic przez jakiś czas oferuje piękne widoki.
Pozdrawiam! 🙂
Super zdjęcia , fajna relacja , dzięki , może się tam wybiorę , pozdrówki ! 😉
Przeszedłem w tamtym roku latem, udało mi się trafić na świetną pogodę. Szlak trochę mniej wymagający wydolnościowo niż z Kuźnic na Kasprowy Wierch i z powrotem ale i tak wystąpiły siódme poty. Wypiłem na szlaku bagatela 2,5 litra wody. Jeśli chodzi o Żleb Żandarmerii, to nie do końca rozumiem czemu wszyscy zwracają na niego uwagę. Jak dla mnie są na tym szlaku straszniejsze miejsca. Żleb jest słabo widoczny, jest tylko strono w jednym miejscu za drzewkiem i trzeba się tam podeprzeć rękami. Drugie miejsce gdzie mógłby być łańcuch jest przy Siklawie, może nawet jest trudniejsze a nikt o nim nie wspomina. Jednak dla mnie najgorsze było podejście na Świstówkę, gdy przy szczycie na miękkich nogach walcząc o każdy metr, dopadł mnie lęk wysokości. Z trudem opanowałem zwieracze! Potem już tylko z górki. Do zobaczenia na szlaku 🙂