„Wśród zielonych lasów, w dolinie rzeki Kamiennej, na zboczach Karkonoszy i Gór Izerskich, rozciąga się magiczny ogród historii, tradycji, wierzeń, magii i natury. Jego władcą jest Duch Gór, zwany Karkonoszem, Rzepiórem bądź Liczyrzepą. Nieprzewidywalny jak siły natury. Czasem bezlitosny, czasem łaskawy i opiekuńczy. Jest prawdopodobnie tak stary jak same góry. Pan na swoich włościach pilnie strzegący podziemnych skarbów i opiekujący się żywymi stworzeniami mieszkającymi w granicach jego królestwa.”*
Pierwsze kroki w Szklarskiej Porębie skierowalismy do Ducha Gór. Kurtuazyjnie ukłoniliśmy się Karkonoszowi, licząc na względy oraz spokojną i bezpieczną wędrówkę. Deszcz nas nie zmoczył, nikt nogi nie złamał, widoczność w ciągu całej wędrówki znośna – opłacało się włazić mu w d*** 😉
Ruszyliśmy w górę Szklarskiej Poręby, by zgodnie z czerwonym szlakiem dodreptać do słynnego wodospadu. Wodospad Kamieńczyka spada poprzez trzy kaskady z wysokości 27 metrów, co czyni go największym wodospadem w polskich Karkonoszach.

Wodospad utworzony jest na potoku Kamieńczyk, który płynie malowniczym wązowem ograniczonym pionowymi skałami.
A wiecie, że to urocze miejsce powstało tak naprawdę z wielkiej tragedii? Dawno, dawno temu w Szklarskiej Porębie żył pewien drwal o imieniu Bronisz. Któregoś dnia jego matka rozchorowała się na tyle mocno, że zmuszony był porzucić pracę i zająć się chorą. Po czasie bieda zapukała do ich drzwi, więc Bronisz postanowił wyruszyć w góry, by poszukać szlachetnych kamieni, które w owym czasie bogaci chętnie kupowali. Przeszukiwał skalne szcszeliny, bystre potoki, aż dotarł do Łabskiego Szczytu i pobliskiego źródła rzeki Łaby. Począł kopać w ziemi, nie wiedząc, że przyglądało mu się osiem sióstr, rusałek wodnych z Łabskiego Źródła. Jedna z nich, Łabudka, zakochała się w Broniszu od pierwszego wejrzenia. Bała się iż nigdy więcej go nie ujrzy, więc wzięła sprawy w swoje ręce (dosłownie), podeszła do młodzieńca i przytuliła się, prosząc by został z nią na zawsze 😛 Ten wyjaśnił jej cel swojego pobytu i to jak został „kamieńczykiem”. Łabudka oddała mu wtedy wszystkie swoje szlachetne kamienie. Młodzi całą noc spędzili na rozmowach o przyszłości i wspólnym życiu (pewnie nie tylko rozmawiali). 😉 Bronisz obiecał wrócić za kilka dni, jak tylko matka wydobrzeje. Rusałka czekała i czekała, ale nie mogła doczekać się ukochanego, więc postanowiła zejść w doliny, nie bacząc na ostrzeżenia sióstr: jeśli zejdzie, stanie się śmiertelną kobietą i nie będzie powrotu do rodzinnego źródła. Tęsknota była silniejsza, Łabudka pożegnała siostry i poczęła schodzić ku północy. W końcu trafiła na skraj wąwozu i obniżając się po granitowych ścianach natrafiła na ciało ukochanego „kamieńczyka”. Musiał spaść ze skały idąc ku niej… Z rozpaczy chwyciła się za serce, zachwiała i runęła w dół. Gdy wiadomość o śmierci Łabudki dotarła do sióstr, te zapłakały tak rzewnie, iż spadające łzy połączyły się w potok, który po dziś dzień spada kaskadą po stromych ścianach wąwozu, w miejscu śmierci zakochanych.

Podczas zwiedzania wodospadu turyści otrzymują ochronne kaski, by już nigdy nie doszło do żadnej tragedii w tym miejscu 🙂
Zostawiamy smutne historie i ruszamy zdobyć w końcu jakiś szczyt! W Tatrach, z racji pogody mało ich było tego lata, więc trzeba poprawić nieco statystyki 😉 Po 50 minutach żmudnego podejścia nudnym jak flaki z olejem szlakiem czerwonym, dotarlismy w końcu na Halę Szrenicką.
W Karkonoszach tak już jest, że schroniska mają piękne drogi dojazdowe: wyasfaltowane, wybrukowane, wykostkowane – co kto lubi 😉 Jak się tak głębiej zastanowić, to ciężko nazwać to coś szlakiem górskim. Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma.

Rozkładamy się pod schroniskiem i robimy krótki popas żywieniowo-regeneracyjny. Nawet nie wchodzimy do środka, wolimy oglądać takie obrazki.
Równie szeroka droga prowadzi do konkurenyjnego schroniska, usytuowanego niemalże na wierzchołku Szrenicy (1362 m). Wejście z Hali na szczyt zajęło mi jakieś 30 minut, ale 1/3 czasu trzeba by odjąć na focenie. Samo schronisko nie jest zbyt piękne, ale okolica okazała się całkiem fotogeniczna.

Szrenica to znany ośrodek narciarski. Zapaleńcy z pewnością kojarzą takie nazwy jak: „Lolobrygida”, czy „Śnieżynka” 🙂
Poświęciliśmy jeszcze pół godziny, by obejrzeć Końskie Łby – zastygłe w skale konie. Są to wierzchowce rozbójników, którzy za swe występki zostali niegdyś zamienieni w skałki i rozrzuceni po Karkonoszach.
Grupa skałek to Trzy Świnki. Dawno temu Duch Gór zapragnął poznać życie i prace zwykłych ludzi. Zszedł więc ze szczytów, przybrał postać młodego chłopca (Janka) i zatrudnił się u niejakiego Glądały jako pasterz świń. Szybko okazało się, że Janek jest lepszym pasterzem od innych, a jego trzódka była dorodna i zadbana. Gospodarz wykorzystał sytuację i oddawał młodemu coraz więcej świnek pod opiekę, a że był chytry i przebiegły,to nie podwyższał Jankowi wynagrodzenia. Po niedługim czasie Janek wypasał już całe stado za te same nędzne grosze. Lecz jesienią, gdy noce w górach zaczynały być chłodne, Janek oświadczył Glądale, że chce się zwolnić i lżejszej pracy poszukać. Glądałą w mig pojął, że straci taniego i najlepszego świniopasa jakiego posiadał. Wymyślił podstęp: zakradł się nocą do chlewni, wybrał trzy świnki i wniósł je w okolice Szrenicy. Tam przywiązał je do palików, ukrytych wśród kosodrzewiny. Z rana policzył trzódkę i wnet udał zdenerwowanie z powodu braku trzech sztuk: „Nie wypłacę Ci zarobionych grosików” – krzyczał do Janka – „Brakuje trzech świnek, będziesz pracować u mnie jeszcze 10 lat, by wyrównać me straty”. Duch Gór jednak zawsze wie co dzieje się w Karkonoszach, o podstępie Glądały również. Chwycił gospodarza za kołnierz i zawlókł na Szrenicę. Tam wyszeptał jakieś słowa, po których ukryte świnie błyskawicznie rosły w oczach. Puchły i puchły, stały się wielkie niczym domy, aż w końcu pękły z hukiem, przemieniając się w trzy granitowe skały.
Zostawiamy trzódkę w spokoju i po kilku minutach trafiamy na kolejną osobliwość. Jest to Twarożnik, grupa bloków skalnych, przez którą przebiega granica polsko-czeska. Ostatni granitowy blok przed wiekami skojarzył się komuś z twarożkiem i tak już zostało. Nie bardzo wiem jak przed wiekami wyglądały twarożki, ale może coś w tym jest 😉
Przed nami całkiem przyjemny odcinek szlaku, idziemy szerokim traktem, niemal płasko, obrazki są miłe dla oka. Pod Łabski Szczyt (Violik, 1471 m) docieramy po ok. 45 minutach. Malownicza górka, owszem, ale z tej mańki wygląda jak niewielka kupa kamieni. Nie dajcie się zwieść, gdyż okazuje się, że to trzeci z kolei najwyższy szczyt polskich Karkonoszy.
W tym miejscu zakończymy pierwszy rozdział Legend Karkonoskich. W następnym przeniesiemy się do Śnieżnych Kotłów 🙂
PRAKTYCZNE RADY
* Zwiedzanie Wodospadu Kamieńczyka jest płatne. Wstęp kosztuje 5 zł (2,50 ulgowy). Zwiedzać można w godzinach 8.00 – 20.00 od czerwca do sierpnia, w godzinach 8.00 – 18.00 w maju i we wrześniu, w pozostałych miesiącach od 9.00 – 17.00.
* Wstęp do KPN kosztuje 5 zł (2,50 ulgowy). Budka znajduje się tuż za wodospadem, więc Ci co chcą zobaczyć Kamieńczyć nie muszą uiszczać tej opłaty. Więcej info na stronie KPN
* Na Szrenicę można wjechać kolejką linową. Cennik na stronie Sudetylift
* Cytat pochodzi ze strony www.szklarskaporeba.pl
No, widzę, że pogoda Wam dopisała zdecydowanie bardziej niż nam podczas karkonoskiej wyrypy 😉 Czekam zatem na słoneczne Śnieżne Kotły 🙂
A z Łabskiego Szczytu to wszyscy kręciliśmy bekę podczas wędrówki… Bo to trudno za górę uznać 😀
Pozdrowienia 🙂
Do Łabskiego jeszcze wrócę i będzie się prezentował nawet imponująco 😉 A kotły będa, oj będą 🙂
Dziękuję Wieczna Tułaczko za ciekawy opis i piękne zdjęcia. Miło z Tobą się tułać po świecie 🙂
Dzięki 🙂 I zapraszam po więcej 🙂
Ciekawe te karkonoskie opowieści, jak i krajobrazy. To, że są takie płaskie to też ma swój urok – ile tam przestrzeni! Tylko te drogi też mi się nie podobają, ale niestety – Polacy, i w szczególności Czesi lubią czasem szpecić swoje góry 😛
Schroniska mają dojazdy pierwsza klasa 😉 😀 Ale ceny jedzenia wcale nie są przez to niższe, nawet czasami wyższe jak w schroniskach tatrzańskich. I ciężko kupić jakiekolwiek pieczywo 😛 Ale same widoczki urokliwe 🙂
Bardzo fajny post, bardzo ciekawe te karkonoskie legendy, przez 20 lat mieszkałam w tamtych okolicach i dziś spojrzałam na nie w zupełnie inny sposób 🙂
A to miło mi szczególnie 🙂 Zainteresować kogoś, kto zna dobrze okolice to jest coś 🙂
W „kamieńczykowym” kasku Ci do twarzy. +10 do karkonoskiej lansówki. 😉
Mniej lub bardziej płasko, ale uwielbiam te górki. Mam do nich sentyment.
+10? To kapitalnie 😀 Ja też mam sentyment do Karkonoszy – to pierwsze góry jakie w życiu zobaczyłam 🙂 Na szkolnej wycieczce oczywiście 🙂
Wodospad Kamieńczyk mnie osobiście rozczarował po tym jak słyszałam że jest taki „naj” i taki „wow”. Lepiej gdyby mi go nikt nie zachwalał bo w sumie to jest uroczy (pomijając barierki i betony). W tej chwili uratowała go ta legenda! Piękna historia, nie słyszałam jej wcześniej. Dzięki! 🙂
Ile zajmuje przejście całej trasy? I jaki szlak byś polecała przy noclegu na Hali Szrenickiej?
Od Szklarskiej do schroniska pod Łabskim Szczytem ledwie 3 godziny, więc warto rozszerzyć trasę o Śnieżne Kotły. Zobacz na mapkę z przykładową wycieczką: https://mapa-turystyczna.pl/route/5zt1. Trasa do zrobienia w okresie letnim (ze względu na zamykany na zimę odcinek zielonego szlaku pod Śnieżnymi Kotłami). Zimą należy tak zaplanować trasę, aby ominąć zielony szlak pod Kotłami (kilka opcji alternatywnego zejścia jest). 🙂