TATRY – MENELOWNIA, CZYLI ZAKRAPIANY PORANEK NA SŁAWKOWSKIM SZCZYCIE

TATRY – MENELOWNIA, CZYLI ZAKRAPIANY PORANEK NA SŁAWKOWSKIM SZCZYCIE

Noc była ciepła. Nie na tyle, bym odważyła się ściągnąć getry i ciepłą termoaktywną bluzkę, ale na tyle, by komfortowo czuć się w śpiworku. Mimo to i tak nie potrafiłam zasnąć. Nie wiem, czy to natłok emocji, będący spadkiem po dopiero co przeżytym zachodzie słońca (kto nie czytał początku historii, niech koniecznie nadrabia), czy ogólne podniecenie umysłu związane z samym faktem nocowania na szczycie.

I kiedy już tak jakoś odpływałam, jedną nogą będąc w świecie „snuff” , usłyszałam zdecydowane:

 Wstawaj!

Yleyyyyłełeyeełełee – to było coś na kształt „spieprzaj dziadu”.

No wstawaj, zaczyna się!!

Yyyyyyyyyyyyyhhhh!!

W śpiworku miałam przygotowane spodnie, bluzę i wiatrówkę. W sekundę wciągnęłam to na siebie, no może w dwie i wyskoczyłam za zewnątrz jak wystrzelona z procy.

Yyyyy. No ale czemu wszędzie dookoła jest mleko? Toć nic nie widać.

-No zaraz się przewieje, zobaczysz.

-Tia…

Patrzę i czekam, ale mleko jest tak równomiernie rozlane dookoła, że ciepły śpiworek kusi znacznie przyjemniejszą perspektywą. Wracam zatem w ciepłe bety, bo mogę sobie na to pozwolić. Robert tak czy siak postanowił rozłożyć statyw i trwać na posterunku.

Jakby coś się działo, to mnie zawołaj. Ja poleżę sobie troszkę w ciepełku. – Zmarzluch nie mógł zrobić inaczej.

 ***

10 minut później…

Wyłaź! Przewiewa się!

No faktycznie. Nie było to dokładnie to na co czekaliśmy, ale na swój sposób robiło wrażenie.

Sławkowski Szczyt

Górki z chmurki 😉

Sławkowski Szczyt

Sławkowski Szczyt

Na chwilę zaczerwieniło się od wschodzącego słonka.

Zjawisko nie trwało długo. Ktoś u góry wyłączył słońce i rozlał kolejny karton mleka. Á propos tego ostatniego, po okolicy niosło się już echo zwielokrotniające nasze burczenie w brzuszkach, więc trzeba było przyrządzić małe co nieco.

Biwak

Ciepła owsianka in progress 🙂

Akcja na niebie była dość dynamiczna, zatem postanowiliśmy poczekać na szczycie na rozwój sytuacji. Nie śpieszyło nam się. W pełni ufałam w prognozę ratownika HZS i fakt, że po 14.00 przyjdzie burza. Z tego względu plan był bardzo minimalistyczny i zakładał tylko leniwe zejście do Starego Smokowca.

No ale co by tu pofiglować…

Sławkowski Szczyt

Można snuć się na szczycie niczym Buka i straszyć potencjalnych przybyszów 😀

Można trenować bezczynne siedzenie…

Można trenować bezczynne siedzenie…

albo pójść w tradycję! Z nudów przeszperałam skrzelowe kieszonki plecaka i znalazłam najprawdziwsze skarby: Lorda Wawasora oraz malinówkę. O ile to pierwsze może Was zdziwić (who the fuck is Lord Wawasor?!?), o tyle drugie na 100% szokuje. Jakim cudem ten trunek uchował się tyle dni na wakacjach? Otóż malinówka przewidziana była na słodki toast urodzinowy, który powinien być wzniesiony po zachodzie słońca na Niżnich Rysach. Tyle że tam było tak pierońsko zimno… Z premedytacją zataiłam fakt istnienia malinówki, co bym nie została zmuszona do jej otwarcia, a co gorsza wypicia, w sytuacji, kiedy marzyłam tylko o wciśnięciu się w śpiworek aż po same rzęsy.

Teraz wszystko przemawiało za napoczęciem malinówki: nuda, czas oraz względne ciepełko. No to siup w ten głupi dziób! 😉

Eh, tylko czemu żeś tak niewielka, o malinówko?

Eh, tylko czemu żeś tak niewielka, o malinówko?

He he he, są w życiu sytuacje, kiedy mniejszy może więcej. :D Yhm, magia proporcji…

He he he, są w życiu sytuacje, kiedy mniejszy może więcej. 😀 Yhm, magia proporcji…

To jest właśnie Lord Wawasor - „menel edition”. Mój misio kochany, towarzyszący mi praktycznie od urodzenia, a któremu postanowiłam wreszcie pokazać, gdzie tak lubię wybywać. ;)

To jest właśnie Lord Wawasor – „menel edition”. Mój misio kochany, towarzyszący mi praktycznie od urodzenia, a któremu postanowiłam wreszcie pokazać, gdzie tak lubię wybywać. 😉

Wtem nagle hulaszcza balanga została przerwana. Chmurki rozstąpiły się ukazując… No właśnie, nie góry, jak by się można było spodziewać, a rzadkie mamidło górskie, tzw. Widmo Brockenu.

Sławkowski Szczyt - Widmo Brockenu

Nazwa pochodzi od góry Brocken w Niemczech, gdzie zaobserwowano to zjawisko i po raz pierwszy opisano (w XVIII wieku).

Sławkowski Szczyt

To moje pierwsze widmo ever, więc radocha uzasadniona. No i dziwnym zbiegiem okoliczności było czym opić! 😉

Zjawisko występuje, gdy znajdujemy się powyżej chmur, a słonko jest nisko nad horyzontem. W takich warunkach nasz cień zostaje wydłużony i rzucony na powierzchnię chmur, a załamujące się promienie słońca (w kropelkach lub kryształkach lodu znajdujących się w chmurach) tworzą tęczową aureolę.

Widmo Brockenu

Mój cień w tęczowej glorii 😀

Widmo Brockenu

Wśród górołazów pokutuje przesąd, jakoby ujrzenie Widma Brockenu zwiastowało śmierć w górach. Trzykrotne nadzianie się na ów zjawisko odczynia urok i delikwent może spać spokojnie. Na szczęście (mówi to osoba, która widziała zjawisko jeden jedyny raz) historię z klątwą wymyślił i spopularyzował Jan A. Szczepański. Uff, to tylko straszydło sprzed I wojny światowej, ale przyznam, że chwytliwe.

Widmo Brockenu

Nie żebym się bała, ale mam nadzieję jeszcze kiedyś doświadczyć tego zjawiska. 😉

Porządki w obejściu już poczynione ;)

Porządki w obejściu już poczynione 😉

Sławkowski Szczyt

Gdyby jeszcze te chmurki zechciały troszkę opaść…

Widmo Brockenu raz rozświetlało się kolorową tęczą, po czym gasło, gdy sunące po niebie chmury zakrywały słońce. Zabawa trwała dobre pół godziny, aż w końcu rozlało się kolejne mleko. Rozlała się też malinówka, tyle że po naszych brzuszkach. Postanowiliśmy przemenelować na szczycie jeszcze troszkę w nadziei, że ruszy się coś z tymi widokami, a procenty wyparują z głowy.

Wyciągnęłam z wora zapakowany wcześniej śpiwór i niechcący przysnęłam…

Wyciągnęłam z wora zapakowany wcześniej śpiwór i niechcący przysnęłam…

Stając się obiektem fotografii reportażowej ;)

Stając się obiektem fotografii reportażowej 😉

Ponoć wyglądałam jak koczownik :D

Ponoć wyglądałam jak koczownik 😀

W końcu usłyszałam słowa, których bałam się od początku:

-Schodzimy. Nie ma sensu tu dłużej siedzieć.

-No ale rozejdą się chmury, jest coraz cieplej i słońce je stopi. Zobaczysz. 😀

-Siedzieliśmy ponad 4 godziny. Naprawdę nie ma sensu dłużej.

-No ale nie widziałam jeszcze panoramy ze Sławkowskiego!!

-No przecież wczoraj widziałaś piękna panoramę. Z zachodem słońca.

-No ale ja w dzień chciałam, żeby do opisu szlaku zdjęcia zrobić!

-No ale widzisz, że nic nie widzisz…

Przewałkowaliśmy ten temat jeszcze kilka razy. Atakowałam z wielu stron, ale w końcu poddałam się i zgodziłam na schodzenie ze złowieszczym „jak tylko się ruszymy, to zacznie się rozjaśniać i za godzinę wszystko będzie widać” na ustach.

Sławkowski Grzebień

Sławkowski Grzebień, czyli grań odchodząca z wierzchołka Sławkowskiego. Tam idziemy.

Sławkowski Szczyt

A to już przeszliśmy.

Oczywiście wykrakałam, jakżeby inaczej. Po godzinie schodzenia zaczęło się przejaśniać i na wierzch wylazło całe otoczenie Sławkowskiego. Szczęście, że akurat byliśmy na grzbiecie, gdzieś w pobliżu Królewskiego Nosa, a więc w miejscu bardzo widokowym. 
Szlak na Sławkowski Szczyt

Sławkowski Szczyt II (23)

Ludzi kręciło się już sporo. Szlak pozbawiony jest trudności skalnych, na dodatek zaczyna się w centrum Starego Smokowca, więc nic dziwnego, że wielu obiera Sławkowski za cel wycieczki. Przynależność do chlubnej listy szczytów wchodzących w skład Wielkiej Korony Tatr na pewno dodaje kilka punktów do atrakcyjności i mało kto przejmuje się faktem, iż jest to trzynasta (przedostatnia) pozycja na tejże liście.

Baranie Rogi i Spiska Grzęda

Za mną Baranie Rogi i Spiska Grzęda

Żółty Szczyt i Pośrednia Grań

Pośrednia Grań i ja.
Do zrealizowania w przyszłości. 😛

Szlak na Sławkowski Szczyt

Trzynastka szczęśliwa, a może pechowa? Zależy jak na to spojrzeć. Widoki ze szlaku cudne, nie ma co dywagować, ale ta mozolność podejścia i konieczność powrotu tą samą drogą…

Sławkowski Grzebień - panorama

Panorama ze Sławkowskiego Grzebienia w kierunku Pośredniej Grani i masywu Łomnicy

Jaworowy Szczyt

Zbliżenie na Jaworowe Szczyty

Szlak na Sławkowski Szczyt

Mnie Sławkowski udobruchał pięknym zachodem słońca i wielkim płaskim głazem pod szczytem. Toporność mu wybaczyłam i obiecałam odwiedzić w nieokreślonej przyszłości.

Żółty Szczyt i Pośrednia Grań, w na drugim planie Baranie Rogi, Spiska Grzęda, Durny Szczyt, Łomnica oraz Kieżmarski Szczyt.

Żółty Szczyt i Pośrednia Grań, w na drugim planie Baranie Rogi, Spiska Grzęda, Durny Szczyt, Łomnica oraz Kieżmarski Szczyt.

Łomnica oraz Kieżmarski Szczyt

Łomnica oraz Kieżmarski Szczyt

Sławkowski Szczyt

A Sławkowski już daleko i wysoko 😉

Zarówno temperatura, jak i gęstość zaludnienia na szlaku rosły z każdą godziną. Wędrówka stawała coraz mniej przyjemna i coraz częściej umysł przywoływał takie luksusy jak prysznic, wyżerkę i mięciutką kołderkę.

Szlak na Sławkowski Szczyt

W dole po prawej widać Hrebienok

Szlak na Sławkowski Szczyt

Spiska Grzęda, Durny Szczyt, Łomnica i Kieżmarski Szczyt

Spiska Grzęda, Durny Szczyt, Łomnica i Kieżmarski Szczyt

Na „Maksymiliance” pożegnaliśmy się z wysokogórskimi widokami. Dalej szlak opuszcza krawędź Sławkowskiego Grzebienia i kluczy po zboczu wśród kosówek, a później lasu.

"Maksymilianka", Sławkowski Szczyt

Taras widokowy „Maksymilianka”

Jeszcze przed krzyżówką z Tatrzańską Magistralą słyszymy pierwsze poburkiwania. Nie zraża to ludzi, którzy dalej kontynuują podejście na szczyt. My cieszymy się, że jesteśmy rzut beretem od Smokowca i ominą nas nieprzyjemne wyładowania.

Szlak na Sławkowski Szczyt

A u góry ciemne i nieprzyjemne chmury…

O godzinie 14.00 byliśmy już w centrum Starego Smokowca, a burza właśnie przewalała się nad Sławkowskim Szczytem, tak jak zapowiadał ratownik górski. Kolejny raz wpadłam do IT i wypytałam dyżurującego pana na okoliczność búrki – „będzie dobrze, coś tam może się wydarzyć, ale przez najbliższe dni powinno być spokojnie”. Uff, bo akurat na najbliższe dni to ja miałam bardzo szczwany plan. No i koniecznie chciałam się zemścić…

Ciąg dalszy wycieczki zaowocował zachodem słońca na Kieżmarskim Szczycie

Pozdrawiam,

Madzia / Wieczna Tułaczka

 

***

Tu też jest fajnie:

Facebook   Instagram

 

*Relacja nie zawierała lokowania produktu. Malinówka padła z własnej inicjatywy. 😉

 

9 komentarzy

  1. Co tam Widmo Brockenu. Misiek wygrał internety. 🙂

  2. Uwielbiam Twoje teksty! Uśmiałam się do łez 🙂
    Co do miśka… ja mam bezimienną małpkę, którą kupiła mi mama jakieś 30 lat temu.
    Pierwsza myśl jak przeczytałam o miśku – zabiorę małpę w góry 😉 😀
    Ach… cudne te dwa dni mieliście 🙂
    Zdrowie!!! :)))

  3. Jak zwykle rewelacyjna relacja. Fotka z Pośrednią… mmmm 🙂
    Czekam z niecierpliwością na c.d.
    Pozdro.

  4. Coraz bardziej kusi nas żeby też gdzieś przenocować na górze albo przynajmniej pod szczytem 🙂 Gratulacje i pozdrowionka.

  5. Ha, w końcu jakieś miejsce, gdzie byłem. Sławkowski odwiedziłem … jakieś 11 lat temu. Słowackie Tatry to była moja pierwsza górska wyprawa. Niestety na samym Sławkowskim było zimno, wietrzno i chmurzasto, więc nie zostałem nagrodzony za wspinaczkę ładnymi widokami.

  6. Jaki śpiwór zabierasz na biwaki?

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

*

*

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.