Hej, mam na imię Magda i jestem Wieczną Tułaczką. Stworzyłam bloga w jednym celu – żeby się wywnętrzać (chciałam napisać wyzewnętrzniać, ale ponoć takie słowo nie istnieje). Niestety moich bliskich mało interesują podróże, a jeszcze mniej góry, więc wpadłam na genialny pomysł blogowania i dzielenia się z Wami tym co we mnie już dawno zapuściło korzenie, a teraz sobie kiełkuje i niebawem będzie puszczać pąki. Mam nadzieję, że poczujecie się tu jak w domu, mimo że posty zabiorą Was czasem w odległe rejony Polski i świata.
A teraz wersja oficjalna:
Na Wiecznej Tułaczce znajdziecie ciekawe, humorystyczne, a czasem złośliwe opisy, praktyczne porady, subiektywne odczucia , dużo zdjęć z odwiedzanych miejsc, nie zabraknie też recenzji czy testów. Słowem – będzie wszystko, co mi wpadnie do głowy, a co związane jest z podróżami i branżą turystyczną. Mam nadzieję, że te informacje ułatwią Wam planowanie urlopu 🙂
Pomysły z blogowaniem są zawsze genialne…szczególnie górskie blogi 🙂 Pozdrawiam 🙂 Yardo 😉
Hej! To nie jest typowo górski blog, ale o górach będzie dużo 🙂 Na pewno!
Dopiero teraz tu zajrzałam 😛
Miałam tę samą motywację – po prostu musiałam komuś o tych górach opowiedzieć, a nikogo z otoczenia to za specjalnie nie interesowało 😉
Ja nie rozumiem, jak to jest. Też mam ten problem, że moje otoczenie średnio jest zainteresowane wędrowaniem po górach, a to przecież taka fantastyczna sprawa. Jak oglądają zdjęcia owszem, są ochy i achy, jak pięknie, ale nikomu się nie chce iść zobaczyć to na właśne oczy i poczuć tę satysfakcję.
Z ogromną przyjemnością czytam Twój blog, cieszę się, że na niego trafiłam i czekam na więcej (głównie tych gór :)) Pozdrawiam!
Bardzo dziękuję 🙂 Wpisy górskie będą pojawiać się regularnie, to na pewno 🙂 Zapraszam serdecznie!
Magda! Chociaż ostatnio w górach goszczę nieczęsto (choć je uwielbiam, a już najbardziej Tatry), to z największa przyjemnością zaglądam tutaj i dzielę z Tobą Twoje przygody i rozmarzam się nad cudownymi zdjęciami!
Wywnętrzaj się jak najczęściej!
Buziaki, A.
Cześć,
Dzięki za film i relację z Czarnego Mięgusza.
***
Pachną trawy – jak tylko w Tatrach potrafią
latem,
i słońce piecze w kark
A my jak dawniej
A my jak wtedy
Pamiętasz dotyk skały z tamtych lat ?
***
Pozdrawiam!
Rafał Kontowski
Czuć zapach traw
Bardzo fajny blog, przyjemnie się czyta twoje wpisy i mnóstwo rzetelnych informacji z pierwszej ręki, czego często brakuje na innych blogach. Dodam, że również byłem na Zakynthos i szczególnie polecam przed wyjazdem, choć trochę naukę języka nowogreckiego 😉 w całej Grecji bardzoooo on się przydaje. Biorąc pod uwagę ogromną ilość turystów odwiedzających Grecję, bardzo niewielka część turystów potrafi powiedzieć choćby „dobry wieczór” i dlatego Grecy bardzo cenią, kiedy ktoś zna ich rodzimy język ;), dla przykładu powiem, że rozmawiając po grecku niemalże każdy zapraszał mnie do siebie do domu, na wszystko dostawałem conajmniej 50% zniżki, dwie wycieczki na Navagio miałem za darmo małą motorówką 😉 i ogólnie czułem się traktowany bardzo szczególnie.
Witaj, Madziu, (jeśli się mogę do Ciebie tak zwracać 🙂 )
Żałuję, że dopiero teraz trafiłem na Twój blog, bo jest fantastyczny – i rzeczowy, pomocny, i dowcipny, i okraszony fantastycznymi fotkami. Masz lekkie pióro, tak trzymać 🙂
Na pewno będę tu wpadać, żeby przeczytać go od deski do deski, ze szczególnym zainteresowaniem te wpisy, które dotyczą gór, Tatr w szczególności.
Pozdrawiam 🙂
A wpadaj ile wlezie! Będzie mi miło. 🙂 Dzięki! 🙂
Hej ! Bardzo ciekawy blog 🙂 Będę często tu zaglądać, w szczególności dlatego, że kocham podróżować i uwielbiam góry ! Ja także prowadzę własnego bloga, ale jestem dopiero początkująca więc nie mam takiej wprawy w pisaniu jak ty ale mam nadzieję, że kiedyś mój blog będzie równie interesujący jak Twój 🙂 Pozdrawiam ! 🙂
Mój blog: turystka.bloa.pl
Blog rewelacja. Trafiłem tu pn. szukałem informacji o Zakynthosie – lece za kilka dni 🙂
Dzięki i udanych wakacji! 🙂
Czytam i czytam, cieżko sie oderwać. Świetna sprawa! Do zobaczenia na szlaku… ruszam za tydzień. 🙂 Pozdrawiam. Samotny tułacz.
Witaj Magdo!
Musze to napisać… Twój blog był dla mnie strasznie miłą niespodzianką, będę tu częstym gościem 🙂
Do zobaczenia na szlaku… :-))) Pozdrawiam.
Super stronka. Cudowne zdjęcia.
Sama jestem maniaczką górską i kocham Tatry szczególnie więc mogę gadać o tym godzinami:)
Widzę, że masz szczęście do pogody w górach bo takie super warunki nie zdarzają się często:)
Witaj! Dobrze trafiłaś. 🙂
A jeśli chodzi o szczęście do pogody… Wiosenne Beskidy to chmury, deszcz, mgły. Przed rokiem w Tatrach doświadczał mnie głównie deszcz – możesz o wszystkim poczytać w relacjach. Tak więc, różnie to bywa z tą pogodą. 😀 Teraz w sierpniu też nie było łatwo, zaczęło się burzą z hukiem, pogoda klapła, ale nad tymi opowieściami jeszcze pracuję. 🙂
Pozdrawiam! 🙂
Piękny blog, widać, że kochasz podróże, a nasze piękne Tatry, to Twoja największa pasja.
Doskonale to rozumiem.
Dodatkowo te cudowne zdjęcia i te Twoje lekkie pióro 🙂
Nie uważasz jednak, że zapuszczanie się w Tatry na jednak dość trudne nieoznakowane perci bez przewodnika TANAP jest dość ryzykowne i niebezpieczne? Z Twoich opisów wynika, że parę razy miałaś duszę na ramieniu. Ja raz zaryzykowałam, gdy szłam z Szalonego Przehodu na Szalony Wierch w Tatrach Bielskich – trasa naprawdę banalna i króciutka, do tego piękne bezchmurne niebo a i tak zostałam zawrócona:(
A znacznie bardziej niebezpieczne to nocowanie na szczytach! I tu ryzyko mandatu, to chyba najmniejsze zło, jakie może Cię spotkać. Ja bym się nie odważyła…
Pzdr, Ilka
Najgroźniejsze „przygody” spotkały mnie jednak na trasach znakowanych, choć to akurat moim zdaniem przypadek, gdyż jestem zdania, że góry to góry i wypadek może trafić się wszędzie, bez względu czy ten akurat kawałek Tatr jest maźnięty farbą czy też nie. Poza tym przewodnik nie gwarantuje mi pełnego bezpieczeństwa, minimalizuje ryzyko, owszem, ale nie daje 100% gwarancji, że cało wrócę z wycieczki. Oznakowanie na szlaku też nie daje żadnej gwarancji.
Co do duszy na ramieniu – to zawsze był efekt niepewnej pogody, groźby burzy, a to również się tyczy wycieczek w oznakowanym terenie. 😛
Zdaję sobie sprawę, że ewentualne pobłądzenie może źle się skończyć i ta świadomość ciąży na każdej wycieczce, ale takie są góry, a siłą mnie w nie nikt nie ciągnie. 😉 Piszesz, że zapuszczam się na trudne perci – tu też sprawa jest dyskusyjna. Uważnie dopieram drogi, na razie chodzę po tych wycenionych na 0 i 0+ a więc często łatwiejszych od szlaków znakowanych bądź na tym samym poziomie technicznym. Nie sprawiają mi kłopotów – ich największa trudność wiąże się z sypkością podłoża oraz faktem, że nie są odmalowane. Stopniuję sobie trudności, przygotowuję szczegółowy opis trasy i ogarniam topografię – wierz mi, że więcej niebezpieczeństw czyha na te setki nieprzygotowanych i nieświadomych zagrożeń ludzi prących na Rysy czy Orlą. Zresztą statystyki są bezlitosne – najwięcej wypadków zdarza się na szlakach znakowanych i podczas wspinaczek taternickich.
Trochę się rozpisałam, a w sumie chciałam napisać jedno – oczywiście, że zapuszczanie się w nieoznakowane perci jest ryzykowne i niebezpieczne, bo góry są niebezpieczne. Ten jeden niefortunny krok może się przydarzyć na zejściu z Kościelca, jak również w drodze na Baranie Rogi.
A tak z ciekawości. Jakie zło może mnie spotkać na biwaku? Przy czym zaznaczę, że biwakuję przy stabilnej pogodzie i upewniam się, że w nocy nie ma zagrożenia burzowego.
Za miłe słowa na początku oczywiście dziękuję. 🙂 Cieszę się, że ta moja pasja i miłość do Tatr wybija się i jest widoczna dla kogoś nieznajomego.
Pozdrawiam, Magda
Na biwaku możesz dostać butelką albo dostać wesołych zaburzeń menstruacyjno -gastryczno-odbytniczych. Zawsze to jakaś rozrywka ale i zagrożenie 🙂
Witaj Magdo 🙂 Na początku chciałbym pogratulować pasji 🙂 Super piszesz i super widoki na zdjęciach. Zawsze coś mnie ciągnęło do gór ale z braku czasu (tak przynajmniej sobie tłumaczyłem 😉 ) Jakoś nigdy jeszcze się nie wspinałem. Może przez to że mam delikatny lęk wysokości…. Ale z fobiami trzeba walczyć 🙂 Co polecasz jako pierwsze? Jak widzę zdjęcia z Orlej Perci to aż mam gęsią skórkę na samą myśl 🙂 Pozdrawiam
Dziś pochmurna sobota, więc siedzę i biegam po blogach z podróżami. Ten wpadł mi w oko. Z pewnością będę korzystał z informacji, które zapodajesz. Często po przez kontakt z blogerami dopytuję szczegółów o miejscach, w które się wybieramy. Sam też staram się pomóc w podobnej kwestii na naszym małym blogu. Dzięki za serwis 🙂
Hej, Magdo, wspaniały blog, dzięki! Dawno nie byłam w Tatrach, ale w sercu i pamięci mam każdą wycieczkę i każde głupstwo, jakie wyprawiałam. Wracają cudne chwile, niech Ci się ścieżki zawsze prostują i do domu doprowadzają.
Pani Magdo, prowadzi Pani blog z wspaniałymi opisami tras. Ja niestety uroki gór odkryłem na starość mimo że pierwszy raz byłem w Tatrach ponad 40 lat temu na tzw rajdach Leninowskich. O tym że po górach mogą chodzić ( i chodzą) ludzie starsi świadczy moja osoba. W ubiegłym roku zaliczyłem Giewont w tym roku postanowiłem trochę poszaleć i dla towarzysta wziąłem na wędrówki żonę ( w ubiegłym siłą nie mogłem wyciągnąć jej z Krupówek). Na rozgrzewkę weszliśmy na Gubałówkę. Ja na dół pieszo, żona kolejką. Na drugi dzień zaliczyliśmy Nosal, od strony Kuźnic i poszliśmy dalej na Kopieniec, wróciliśmy przez Cyrhlę (mój błąd, nieciekawy powrót) podłapaliśmy taxi do Zakopanego. Dzień trzeci: droga przez Kuźnice, Boczań, Halę Gąsienicową do Czarnego Stawu. Widoki cudowne. Staw jak staw, jak się widziało Morskie Oko to już wrażenia nie są oszałamiające. Wróciliśmy żółtym szlakiem przez dolinę Jaworzynki. Dzień czwarty, żona mówi że jej wystarczy i że zostaje w Zakopanym. Wybrałem się więc sam na Świnicę, od strony Kasprowego Wierchu. Kupiłem sobie bilet emerycki, na wjazd w górę i w dół. Pogoda była cudowna, ludzi o godz. 8 stosunkowo mało. Spojrzałem na drogowskaz Świnica 2godz. Pestka, pomyślałem. Po 1,5 godz. byłem pod Świnką. Przedemną grupa Słowaków (wyglądali na zawodowców) zaczęła wspinaczkę, dołączyłem do nich. Naturalnie po kilkunastu minutach, nawet ich pleców nie widziałem. Wejście na szczyt zajeło mi ok. 50 min. Na szczycie jednak Polka i moi Słowacy w doskonałych humorach, jedzą, piją, lulki palą. Widoki ze szczytu przepiękne, słońce opala moją łysą głowę niemiłosiernie. Polka znika, Słowacy znikają, pojawia się śmigłowiec TOPR , przez chwilę pozostaje w zawisie, ale po minutce odlatuje. Pojawiają się kolejni zdobywcy Świnicy. Po kilkunastu minutach, stwierdzam że w moim gnieździe zaczyna robić się tłoczno i czas spadać na dół. Dostrzegam że schodzenie ( na pewnych odcinkach) jest dużo gorsze i bardziej niebezpieczne niż wchodzenie. Po drodze spotykam kilku miłych ludzi, troszkę uprzejmności , uwag. Powrót do koleki na Kasprowy Wierch bezproblemowy ( z kilkunastominutowym leżeniem bykiem na przełęczy Liliowe). I po 7 godzinach jestem w Zakopanym. Koniec pobytu. Następnego dnia wracamy do domu. Uwagi starego facet: góry są przepiękne ale wymagają rozsądku w postępowaniu. Można zaliczać trudne wejścia a złamać nogę o wystający korzeń czy polecieć w przepaść z powodu lużnego kamienia. Zdrówka życzę.
To ja zdrówka życzę! I mnóstwa górskich tułaczek. 🙂 To prawda, w górach należy uważać wszędzie, bo ała można sobie zrobić nawet na prostej ścieżce. Zwłaszcza schodzenie wymaga wzmożonej uwagi.
Pozdrawiam i dzięki za komentarz! Proszę zagrzewać żonę do górskiego boju! 😀
Fantastyczny blog. Dzięki Tobie zaczęłam chodzić po górach i sama wybrałam się na 2 dni w Beskid Żywiecki.
Ale muszę powiedzieć, że wciągnęło mnie bardzo. Szkoda, że tak późno, bo już dawno przekroczyłam 40-tkę, ale ważne, że się stało. I że odważyłam się na samotną wyprawę – to była realizacja jednego z moich marzeń 🙂
Mamy cudowne i trochę niedoceniane góry.
Dziękuję, że się dzielisz swoją pasją i swoją wiedzą (pomogło między innymi przy zakupie plecaka i przy pakowaniu 🙂
Pozwolę sobie wspomnieć o twoim blogu na moim, żeby „zagrzać” inne Kobiety do realizacji marzeń.
Tułam się z Panią już przeszło miesiąc i nie mogę wyjść z podziwu, doskonałe zapisy i przede wszystkim wręcz dydaktyczne zdjęcia. Profesjonalizm łączy Pani z sercem. Piszę” Pani” bo jest Pani pewnie w wieku moich córek, które żyją bardzo aktywnie ale daleko od Tatr (poza Polską).
Ani PTTK ani Polskie Towarzystwo Tatrzańskie nie potrafiło turystom dać na swoich stronach tak dobrego produktu. Gratuluję i szczerze mówiąc zazdroszczę. Napisałam pierwszy przewodnik po Tatrach dla dzieci „Chodź nami” wydany przez PTT 1998 dodruk 1999 oraz namówiłam Darka Dyląga do napisania „Orlej Perci” wydana przez Rewasz, obecnie IV wydanie. Strony jednak w Internecie maja ogromny potencjał. Życzę zdrowia i słońca w górach proszę zabierać nas dalej w góry np. w Małą Fatrę
Antonina Sebesta
Witam
Swietny blog,dotychczas posilkowalem sie strona Na Tatry.pl …i jakims trafen znalazlem Twoj blog…
Jest swietny,opisy tras gdy rownoczesnie ogladalem film z przejscia Orlej Perci pozwalaja sie wrecz przeniesc w to miejsce.
Zycze wytrwalosci i nowych pomyslow….
Pozdrawiam serdecznie Piotr.
Myślę, że też jestem zakręcony na punkcie Tatr. Fakt, że z Twoim rozmachem nie mogę się mierzyć – ale bez wątpienia gdzieś atom „mnie” tam krąży. A piszę, gdyż chciałem podziękować za pisane z luzem (aczkolwiek z przemyconym uczuciem ) bezcenne opisy-porady.
Osobna sprawa to Twój osobisty urok, no ale …
Cześć niestety Januszu! 😉
Mój rozmach napędza zawziętość, choć niektórzy twierdzą, że choroba psychiczna. Zwał jak zwał. 😉
Dzięki za tak miłą (z przemyconym komplementem) opinię. Do zobaczenia na szlaku! 🙂
Zdecydowanie najlepszy blog o górach, jaki czytałem w życiu… Dosłownie – brak mi słów, więc nie będę ich więcej wymyślał…
Bardzo cenię Twoje teksty i chętnie zaglądam… Dramaturgia opisów godna podziwu + zawsze sporo przydatnych informacji.. no i świetne zdjęcia 🙂
Witaj Magdo!
Trafiłem na Twoją stronę szukając informacji o Orlej Perci i się nie zawiodłem. Dzięki Twoim opisom wiem jak podejść do tematu, mam nadzieję :-). Bardzo Ci za to dziękuję.
Góry mnie zachwycają i chętnie w nie jeżdżę. Szkoda tylko, że tak rzadko jest mi to dane. Jeżdżę samotnie, bo podobnie jak Ty nie znam w moim otoczeniu nikogo kto podzielałby moją pasję do gór.
Cieszę sie już na wyprawę na Orlą Perć w tym roku. Mam nadzieję, że pogoda mi dopisze i że będę na ten szlak odpowiednio przygotowany.
Życzę Ci dużo wrażeń na szlaku i siły do rozwijania Twojego blogu.
Pozdrawiam,
Mariusz
Dzięki, że jesteś! 🙂 Pozostaje mi życzyć Ci udanej wycieczki, spokojnej pogody i nieograniczonej widoczności! Powodzenia na szlaku. 🙂
Fajny blog, piękne zdjęcia i dużo ciekawych informacji ale…
najbardziej mnie wzięło co myślisz o samotności w górach. Mamy podobne spostrzeżenia i przeżycia.
Większość najciekawszych dróg w Tatrach i szczytów zaliczyłem niegdyś samotnie z czego jestem dumny.
WKT tylko się nie udało samotnie całej zrobić ale to już dla własnego bezpieczeństwa lepiej z przewodnikiem.
Pozdro
Nie pierwszy i nie ostatni raz tu zaglądam. Dziękuję Ci, za to że piszesz bezinteresownie i tak wspaniale, ktoś z przedmowcow trafnie napisał, masz lekkie pióro i super się czyta. Pozdrawiam i do zobaczenia na szlaku, bardziej słowackim niż polskim.
Marta
Baaardzo fajowy blog
Udostępniam twoje artykuły u mnie na Twitterze
Dziękuję! 🙂
Cześć,
Ciekawy opis wyprawy na Kazbek w 2017. Duże ilości wypitej wody to ile może być dokładnie litrów?
Pytam bo 07.08.2021 wybieram się na Kazbek i będzie to mój pierwszy 5tyś (max do tej pory to 3717m)
i zastanawiam się czy moja kondycja mi nie pokaże środkowego palca.
Wojtek
Cześć 🙂
4 litry wody dziennie to takie minimum, które trzeba pochłaniać podczas wyprawy na Kazbek. Najlepiej zabrać jakieś izotoniki w tabletkach i saszetkach i rozpuszczać w wodzie, bo woda z lodowca jest jałowa.
We wpisie: https://www.wiecznatulaczka.pl/kazbek-informacje-praktyczne/ znajdziesz informacje praktyczne, polecam też e-book z kompendium praktycznej wiedzy o wyprawie na Kazbek: https://ebookiokaukazie.pl/kazbek/
Cześć Magda,
Rewelacyjne masz te opisy szlaków w Tatrach Polskich i Słowackich! Kilka lat temu wyszedłem na Rysy od Morskiego Oka. Ale gdybym najpierw poczytał twój opis, to pewnie bym nie wyszedł, bo wiedząc, jak tam wygląda bym się bał że spadnę w przepaść. Dobrze, że opisałaś też szlak na Rysy od strony słowackiej – teraz wejdę od strony słowackiej, bo ten szlak nie wygląda zbyt groźnie, a bez takiego opisu bym myślał, że jest porównywalny ze szlakiem od strony polskiej i bym się nigdy tam nie wybrał.
Jacek
Witaj.. Mam pytanie odnośnie organizacji wypraw w Gruzji. Na chwile obecną jest plan wyprawy na Shkharę i Uszbę, jak wygląda obecnie logistyka transportu np z Tibilisi, pomysł jest wyprawa alpinistyczną lecz chciałbym zapytać o ewentualny transport w ten rejon.Pozdrawiam.
Dzień dobry ..Chciałbym zapytać o Pani doświadczenie w górach wysokich, bo śmiem twierdzić że Pani wprowadza ludzi w błąd samą stroną www. Ja przykładowo wspinam się w górach wysokich od 1995 roku i znam sporo Pań i Panów ze sporym doświadczeniem rzetelnym podejściem do tematu gór. Napisała Pani że „Chcesz jechać na wyprawę z tułaczką”.. przepraszam na jaką wyprawę..?? raczej na wycieczkę z amatorką silnych wrażeń. Mam pytanie czy poprowadziłaby Pani wyprawę np na Chan-Tengri nową drogą? ewentualnie nową drogą na Uszbę ? nie sądzę , mało tego, wchodzi Pani z przewodnikami, hmm.. proszę nie lansować siebie tylko owych przewodników którzy wprowadzają takich jak Pani..Proszę nie wypisywać bajek ponieważ każdy kto jeździ w góry wysokie zna temat..wie co i jak… a ściąganie amatorów na trasy 4 i 5 tys. gór to zakrawa na prośbę o tragedię.
Trochę śmieszny Pan jest w swojej ocenie, bo nie zna Pan tematu, a jedzie po mnie, jak po łysej kobyle. Nie żeby mnie to szczególnie poruszyło, ale sam Pan chyba urządza sobie auto-terapię tym komentarzem.
W szczegółach wyjazdu i relacjach piszę wprost, że wyprawę organizuje górska agencja, a wejście jest z wykwalifikowanymi przewodnikami i to oni prowadzą grupę, a nie ja. I jest to wyjście turystyczne, na którym ja jestem jedynie „maskotką”, osobą, która robi zdjęcia i spisuje relacje. Więc przestrzelił Pan w tych swoich wywodach. Ale spoko, uśmiałam się i życzę więcej dystansu oraz życzliwości. 😀
P.S. Ja rozumiem.. auto-terapia etc. ale amatorka ciągnąca amatorów ..no comment.. Dobra rada dla Pani… Wielkość skromnością się mierzy… i mądrością w tym co robi..
Każdy jest amatorem bo nikt nie urodził się z licencją przewodnika górskiego. Żeby zostać profesjonalistą w jakiejkolwiek dziedzinie trzeba mieć doświadczenie. Z Pana wypowiedzi wynika że amatorzy maja zostać tam gdzie ich miejsce czyli na nizinach. A góry zostawić jakimś profesjonalistom…. ciekawe gdzie od razu tacy się rodzą …bo to chyba trzeba wyssać z mlekiem matki a nie poprzez doświadczenie i sięganie „dalej wzwyż i dalej w głąb”