Na wstępie odsyłam do wpisu, gdzie zawarłam kilka bardzo istotnych kwestii dotyczących oceny trudności szlaku. Znajdziecie tam również linki do opisów poszczególnych odcinków oraz szczegółową mapkę Orlej Perci.
Fragment szlaku od Koziej Przełęczy do Koziego Wierchu uważam za najtrudniejszy i najbardziej wymagający z całej Orlej Perci. Powiem szczerze, że idąc od Zawratu (choć w sumie to startowałam przecież w Palenicy Białczańskiej) opadłam na siłach gdzieś na grani Kozich Czub. Tego dnia upał dawał się we znaki, a ja miałam dodatkowo nieprzespane nocki za sobą, jednak sam szlak również zdecydowanie przyczynił się do mojego wymęczenia: mało kiedy dawał wytchnąć, za to nieustannie oferował coraz to nowe przeszkody.
KOZIA PRZEŁĘCZ – KOZIE CZUBY – KOZI WIERCH szlak czerwony 1 h 30 min
Uwaga! Szlak jest jednokierunkowy, przejście możliwe w opisywanym kierunku.
Podczas kilkunastometrowego zejścia z Koziej Przełęczy towarzyszy nam szlak żółty, który wiedzie dalej do Doliny Pięciu Stawów. Podchodzimy pod przeciwległą ścianę i obniżamy się wzdłuż żlebu, opadającego do Pustej Dolinki. Ten fragment ścieżki prowadzi po skalnym gzymsie ubezpieczonym łańcuchami. Wiszą one dziwnie wysoko, ale może dlatego, że w żlebie często zalega śnieg. Kolejne łańcuchy pomagają nam podczas przejścia dość wąską półką skalną, podciętą urwiskiem od strony wspomnianej Dolinki Pustej. Z tego miejsca troszkę brakuje mi fotek, bo obydwie łapy miałam wczepione w skałę, a jak tylko znalazłam się w bezpieczniejszym miejscu to ktoś zaczął mnie popędzać, najwidoczniej strasznie się śpieszył… W każdym razie mam szczwany plan i zamierzam odwiedzić Kozią Przełęcz tego lata, więc dorobię brakujące ujęcia 🙂 Moim zdaniem, cały ten fragment szlaku był mało wygodny – miejsca na stopy dość mało, a niemal pionowa skała tuż przed nosem utrudniała przejście. Patrząc od Zawratu, to do tej pory najtrudniejsze dla mnie miejsce, choć może trafniejsze jest określenie: najmniej wygodne.

Za grosz nie ma wytchnienia, trzeba iść dalej, bo ktoś za plecami niecierpliwi się, że robię zdjęcia… 😉 Dlatego też z okolic przełęczy mam mało ujęć…
Dalej ścieżka wiedzie stromym, niemal pionowym kominem w ścianie Kozich Czub. Ścianka jest dobrze urzeźbiona, a łańcuchy i klamry pomagają w przejściu. Wkrótce znaki żółte uciekają w kierunku Doliny Pięciu Stawów, a my dochodzimy do miejsca, gdzie szlak wspina się bardzo ostro w górę. Liczne żelastwo uspokaja sytuację, a drabinka ułożona z klamer wyprowadza nas w miejsce, skąd świetnie widać słynną koleżankę na Zamarłej Turni.

Powyżej komina wspinaczka na Kozie Czuby wcale nie łagodnieje, jednak możecie mi wierzyć (lub nie), że podchodzi się sprawnie 🙂

Czerwona strzała wskazuje miejsce, gdzie niemal straciłam cnotę 😉 Otóż dwa szczebelki ktoś niefortunnie zamontował zbyt daleko od siebie… Musiałam wprowadzić w życie małą gimnastykę , by po chwili zadrzeć nogę wysoko jak nigdy przedtem 😉 Oczywiście osoba nieco mniej karłowata nawet nie zauważy tej małej niedogodności na szlaku 😀

…i osiągamy punkt widokowy na drabinkę w ścianie Zamarłej Turni, Kościelce w tle, oraz Dolinę Gąsienicową z Czarnym i Zmarzłym Stawem.
Perć przechodzi na północną stronę grzbietu i czeka nas teraz sporo urozmaiconej wspinaczki, odcinek jest bardzo ciekawy, ale też miejscami stromy i męczący. Nie wszystkie skalne grzędy czy rynny posiadają łańcuchy, więc sporo trasy pokonujemy praktycznie na czworakach 😉 Wychodzimy w końcu na grań Kozich Czub o trzech kulminacjach (2239 m, 2256 m, 2263 m).

Nie pozostaje nam nic innego jak kontynuować wspinaczkę po Czubach. Widzicie ten zwisający łańcuch pośrodku? Kolejne strome podejście przed nami…

…i ukazuje nam się cel wyprawy, czyli Kozi Wierch. Jednak zanim zaczniemy podejście zgodnie z czerwoną linią, przyjdzie nam zmierzyć się ze strachem!
Przed nami najtrudniejsze według mnie miejsce na odcinku Zawrat-Kozi Wierch, co czyniłoby je najtrudniejszym na całej Orlej Perci. Mówię tu o zejściu z Kozich Czub na Kozią Przełęcz Wyżnią (2240 m), z której w obie strony opadają niebezpieczne urwiska. Zejście następuje przepaścistą skalną rynną. Na samej górze nie ma asekuracji, klamry i łańcuchy zamontowane są po paru metrach.

Zacznijmy od oswojenia się z widokiem… Zejście z Kozich Czub to zdaje się jedyne miejsce na całej Orlej Perci, gdzie zrzedła mi mina…

Pierwszy etap okazał się łatwiejszy, niżby wskazywał na to widok z góry. Głęboko odetchnęłam, chwyciłam łańcuch i jakoś poszło 🙂
Jak się okazało, to niepozorna płyta sprawiła, że na chwilę zamarło mi serce, co zaznaczę, nie zdarzyło się na całej Orlej Perci! Tuż przed przełęczą przechodzimy w poprzek gładkiej płyty skalnej, wzdłuż której przymocowany jest łańcuch. Na stopy wydrążono niewielkie wgłębienia, które mieszczą jedynie czubki butów. Oczywiście wielkość i odległości tych wgłębień względem siebie pozostawiają sporo do życzenia. Środkowe wgłębienie jest tak małe, że czeka nas mała gimnastyka, żeby zmieścić tam dwa czuby buciorów… Do tego łańcuch jest tak kretyńsko zawieszony, że chyba lepiej uczepić się skały niż łańcucha, który mamy na wysokości pasa. Niestety świadomość dużej lufy za plecami nie pomaga… Po przejściu tej ścianki krótkie zejście sprowadza nas do Koziej Przełęczy Wyżniej (2240 m) oddzielającej Kozie Czuby od Koziego Wierchu.

Myślałam, że najgorsze już za mną, jednak okazało się, że prawdziwe emocje wzbudziła we mnie niepozorna gładka płyta z łańcuchem, którą widzicie na środku foty.

Zdjęcia na płycie niestety nie mam, więc zapożyczyłam z zaprzyjaźnionego bloga: www.gorskiereminiscencje.blogspot.com (fot. Marek Szala). Perspektywa jest nieco wykręcona, płyta nie jest tak pionowa jak na załączonym obrazu, jednak doskonale widać, jak mało miejsca mamy na buciki… a to właśnie chciałam Wam pokazać 🙂
Przed wyjściem na szlak właśnie ten moment napawał mnie strachem… Jak było? Nie tak źle 🙂 Wiedząc, że będzie ciężko, byłam skupiona jak nigdy dotąd na szlaku.Było faktycznie trudno i chwilami mało przyjemnie, ale koniec końców przecież dałam radę 😉

Do Koziej Przełęczy Wyżniej dotarłam w jednym kawałku, więc już z podziwem i spokojem spoglądam na zejście z Kozich Czub!
Nie liczcie na odpoczynek na Koziej Przełęczy Wyżniej, wąskie wcięcie nie daje na to szans – od razu trzeba szturmować pionowe ściany Koziego Wierchu. Jest bardzo stromo, jednak niemal na całej długości podejścia towarzyszą nam sztuczne ubezpieczenia, więc wspinaczka nie nastręcza większych trudności. Jest jeden trudniejszy moment – miejsce, gdzie skała jest prawie gładka, a buty ślizgają się niemiłosiernie. Potrzebowałam dużo siły, by podciągnąć się w tym miejscu na łańcuchu!

Kozia Przełęcz Wyżnia jest wąska i podcięta potężną lufą, dlatego szybko kierujemy się na ścianę Koziego Wierchu.

Jak widać na załączonym obrazku, podejście na Kozi jest bardzo strome. Mimo to, tylko jedno miejsce sprawiło mi delikatny problem, wskazuje je czerwona strzała.

Wygląda mało strasznie, ale właśnie na tych gładkich płytach musiałam wykrzesać z siebie sporo siły, żeby podciągnąć się na łańcuchach 😉
Kozi Wierch (2291 m) jest najwyższym szczytem położonym w całości na terytorium Polski, co czyni go również najwyższym punktem całej Orlej Perci. Roztacza się z niego widok, który należy do moich ulubionych… Sami popatrzcie!

1.Szeroka Jaworzyńska, 2.Zielona Czuba, 3.Jaworowe Wierchy, 4.Mały Młynarz, 5.Opalony Wierch, 6.Świstowa Kopa, 7.Świstowa Czuba, 8.Niżnia Kopa

Na koniec popatrzmy sobie na grań, którą kluczy ścieżka Orlej Perci 🙂 1.Zmarzłe Czuby, 2.Zmarzła Przełęcz, 3.Kozie Czuby
Opis kolejnego odcinka czerwonej perci (Kozi-Wierch – Zadni Granat) znajdziecie tutaj.
Jeden z fajniejszych opisów tego odcinka OP jakie czytałam 🙂
Co do tej płyty z mikrostopniami na czubki butów to chyba wielu osobom przyśpiesza bicie serca, sądząc po opiniach.
Rewelacyjny opis i zdjęcia! Jestem pod ogromnym wrażeniem! Nie chodzę po górach, ale opis jest tak dokładny i szczegółowo zobrazowany, że czuję się tak, jakbym również pokonała tą trasę. 🙂 Jestem pełna podziwu i gratuluję przejścia szlaku oraz relacji dokumentującej wyczyn. Brawo! Serdecznie pozdrawiam. 🙂
Dzięki za miłe słowa, pozdrawiam 🙂
Wszystkie relacje z Orlej rewelacyjne i bardzo pomocne 😉 Przeczytałem z przyjemnością 🙂
Bardzo dziękuję 🙂
Super opis i fotki. W zeszłym roku z synem przeszedłem całość w jeden dzień. Niestety tylu takich ładnych zdjęć nie mamy. Dodatkowo super nazewnictwo szczytów na szlaku jak i widzianych z niego. Tego mi brakowało na szlaku. Powoli łapię i układam sobie w głowie co i jak się nazywa i co widzę z danego szczytu.
pozdrawiam i do zobaczenia na szlaku…
Bardzo dziękuję za opinię 🙂 Do zobaczenia gdzieś na szlaku!
To jest mój brakujący odcinek Orlej Perci. Od wielu osób słyszałam, że jest najtrudniejszy i rzeczywiście robi duże wrażenie i napawa lękiem w niektórych momentach. Cóż, trzeba będzie się z nim zmierzyć! 🙂
Na zdjęciach zawsze tak jakby straszniej 😉 Przy dobrych warunkach szlak jest jak najbardziej do przejścia 🙂
Szlak jest do przejścia w każdych warunkach. W padającym śniegu ale bez oblodzeń, za to mokro jak cholera, przeszedłem od Kasprowego po Krzyżne na ciężko (10 kilo na plecach) w ciągu 8 godzin i 20 minut.
Nie mówię, że nie. 😉
I kolejny bardzo dobry opis Orlej Perci. A dokładniej kolejnej części 😉 Powiem, że osobiście na sporą część tych miejsc nie zwróciłem uwagi, po prostu przeszedłem, teraz dopiero widzę, że gdybym zwrócił, to bym stwierdził, że tam trudno 😀
A widzisz, czasem lepiej nie wiedzieć 😉
Czasem jednak lepiej wiedzieć. Człowiek myślał, że skoro prawie wszystkie szlaki przeszedł to nawet ten trudniejszy szlak nie może być aż tak ciężki. I wtedy bywa zdziwko. Tyle, że „na żywo” i alternatywy nijak. Druga sprawa to „predyspozycja dnia”. Wydawało mi się, że to tylko gadanie, a czasami odczucia po przejściu danego szlaku (niekoniecznie Orlej) dwa czy więcej razy są odmienne. Gdyby to jeszcze było zawsze, że „za drugim razem jest łatwiej” bo już wiesz co i jak to stwierdziłbym, że ok. Ale czasami jest inaczej, na odwrót (w moim przypadku zwłaszcza po „dłuższych” przerwach) – nawet ekspozycje wydają się być wtedy większe. A może to już wiek nie ten. Choć nadal młody to już starszy 😉
Pozdrawiam z Gory 😉 Trafilem tu przypadkiem, bo wlasnie wrocilem z 5-dniowej wyprawy po Tatrach – moim celem byla Orla 🙂 Doda, ze w Tatrach bywalem jako dziecko, ale wraz z ojcem robilem bardzo latwe trasy (Morskie, Dolina Chocholowska). Raczej cale zycie Beskidy, choc pozniej wyjechalem z kraju, do miejsca, gdzie nie uswiadczysz gor i moj rozbrat sie zaczal – na dlugie lata. Ciesze sie, ze wrocilem, od razu tez postanowilem zrobic najtrudnijsza trase w Polsce, lubie wysokosc i ekspozycje, lubie sie wspinac, wiec stwierdzilem co tam – ide 🙂
Teraz ogladam twoje zdjecia i czytam opisy i jakbym przezywal to drugi raz, swietnie sie czyta. Musze sie z Toba w pelni zgodzic, jedynym miejscem, ktory stworzyl mi problem na Orlej i zamarlo mi przy tym serce byla slynna plyta przy zejsciu z Kozich Czub do Koziej Przeleczy Wyzniej. Malo miejsca na stopy i nie wyobrazam sobie tego przejscia, kiedy skala jest sliska. Niestety, na tym odcinku musialem obserwowac festiwal glupoty: para ubrana w adidaski, dziewczyna w pelnym makijazu i lansierskich ciuchach – wygladali jakby wybrali sie na Krupowki. Dziewczyna tak spanikowala na slynnej polce, ze zrobil sie godzinny Zator na tym odcinku! Co takze pozniej bylo problemem, zeby ja wyprzedzic. To niestety sprawilo, ze calej Orlej nie udalo sie zrobic, wiec osiagnalem „tylko” Skrajny Granat i zszedlem zoltym szlakiem do Murowanca i stamtad juz do Kuznic i Zakopnaego do hostelu. Duma jest, wracam tam przy pierwszej, lepszej okazji 🙂
Właśnie wczoraj bywałem na omawianym odcinku, wcześniej przeczytałem opis Wiecznej Tułaczki.
W miejscu,w który bucików nie gdzie wsadzić, chwyciłem dwoma rękami za łańcuch i po prostu się podciągnąłem. Taka sztuczka jest możliwa chyba tylko przy suchej skale.Oczywiście rękawiczki są nieodzowne.
Dodam, że choć Madzia pisze lekko, to lekko nie jest i czuję to dzisiaj w barach.
Wiadomo. Swoje też potem czuję. Albo za mało trenuję? 😀
Opis jest naprawdę bardzo dobry i bogaty w zdjęcia. Zanim wybrałam się na Orlą to skrupulatnie prześledziłam całą trasę (wszystkie odcinki) i postanowiłam iść na ten najtrudniejszy wg.ciebie Madziu . Wybrałam się 19.09 tego roku(2018) i było super-przeszłam jak burza ,nic nie wywołało u mnie żadnego lęku a tak się bałam po przeczytaniu Twojego opisu-tym bardziej ,że mam tylko 160cm wzrostu 😉 Jednak o dziwo nigdzie nie miałam żadnych problemów- na drabince gdzie pisałaś,że jeden szczebelek od drugiego był zbytnio od siebie oddalony po prostu wspomogłam się skałą, drabinka nad Kozią Przełęczą jak dla mnie również banalna,po prostu drabina wysoko umieszczona i tyle 😉 zejście z Kozich Czub nie wywarło na mnie żadnego przerażającego wrażenia -podobało mi się ogromnie 🙂 i nie miałam tam przy zejściu żadnych problemów,skupiłam się na schodzeniu i nawet nie zauważyłam tych trudnych miejsc. Jedynie do to miejsce ,które zaznaczyłaś czerwona strzałką w podejściu na Kozi Wierch rzeczywiście było trochę problematyczne ze względu na wyślizganie i słabe urzeźbienie. jednakże ja mam bardzo silne ręce i ramiona i się po prostu porządnie podciągałam-tak jak zresztą Ty. Przy oblodzeniu to miejsce jest na pewno dużo bardziej problematyczne 😉 . Dzieki Twoim opisom zawsze wiedziałam gdzie się znajduję i jak nazywa się dana częśc drogi-czego nie mogę powiedzieć o kilku osobach ,które po drodze wyprzedziłam- kilku chłopaków ze Śląska odpoczywało na Zamarzłej Przełęczy i jak tam dotarłam to się mnie zapytali „co to za górka jest ta na, której siedzimy?” hehehe-nic im nawet nie mówił symboliczny „Chłopek”-pewnie też bym taka „mądra” była gdybym tutaj do Ciebie wcześniej nie zaglądała. Jak się gdzieś wybieram to lubię wiedzieć maksymalnie jak najwięcej o danym miejscu a u Ciebie zawsze wszystko można znaleźć-SUPER!Pozdrawiam Beata
Dzięki piękne! Miło wiedzieć, że ktoś czerpie z tym wpisów. Ze swojej strony postaram się uzupełniać zakładkę o nowe opisy szlaków. Materiałów mam całe mnóstwo i liczę, że długie zimowe wieczory pomogą w ich ogarnięciu. 😀
Kapitalne są te opisy i bardzo pomocne. Dzięki!