Przed Wami wypieszczona relacja z kultowej nocnej wyrypy naszej ekipy na Orlen Peak! Tak, tak – szczyt to sławny i oblegany, jednak późną nocą dostępny tylko dla wybranych 😛 Tekst z tej wycieczki wysmażyła Gosia z Tatry dla Średniozaawansowanych, zdaje się że jeszcze na euforycznym upojeniu po zdobyciu legendarnego szczytu. Buchajcie też do niej, bo cosik mi się wydaje, że relacja może delikatnie odbiegać od mojej: wszak każdy szlak ten przeżywał po swojemu, emocje przysłaniały jasność myślenia, a wspomnienia zatarły się pod wpływem wybuchu wielkiej radochy. Zatem czytajcie 🙂
„Pewnego wieczora morale wycieczki boleśnie podupadło. Cóż, jak to mówią, klimat był zawsze raczej przeciwko nam. Jednak kolejne przemoknięcie skutecznie nadwątliło, do tej pory jeszcze jako tako niezłe i pełne niegasnącej nadziei nastroje. Seria wycofów ciążyła nad nami niczym gęste chmury, które te wycofy powodowały. Potrzebowaliśmy zatem celu – ambitnego, jak zwykle, ale możliwego do zrealizowania tu i teraz, zaraz i natychmiast.
Jakoś tak się złożyło, że działo się to wszystko o godzinie trzeciej w nocy. Zupełnym przypadkiem jest, że akurat wtedy skończyło nam się piwo.
Zmącone późną godziną (wyłącznie) umysły nie ugięły się i nie strwożyły pod ogromem majestatu planu, który wyklarował się samoistnie z panującej na stole pustki. Żądni szybkiego sukcesu, zdobycia w tym tygodniu czegokolwiek innego niż dolina, czy przełęcz postanowiliśmy wyruszyć na nocną wyprawę trudną i wymagającą tatrzańską granią. Granią ORLEN Perci.
Przygotowania poszły sprawnie. Jako wprawieni w bojach Łowcy Tatr odrzuciliśmy w kąt szpej (jak choćby plecaki) czy zapas prowiantu. Nie zapomnieliśmy za to o aparatach i odpowiednim zasobie mamony. W kilka minut po podjęciu jakże przemyślanej decyzji o wyruszeniu na szlak, podążaliśmy już dziarsko w dół, stromym i prawie że eksponowanym grzbietem Wierchu Spiskiego. Nogi drżały i plątały się nieco od mozolnego wysiłku (wyłącznie). Z okalających nas ciemności dobiegały porykiwania niedźwiedzi, nie wiedzieć czemu trochę przypominające szczekanie psów.

Spore trudności występowały już na samym początku i nie pozwalały na efektowne dopracowanie fotografii…
Gdy teren wyrównał się i wypłaszczył rozpoczęliśmy poszukiwania grzędy, na którą mieliśmy się wbić, aby dotrzeć do celu. Wytężaliśmy zatem wzrok w poszukiwaniu ogórków lub marchewek. Nie znalazłszy grzędy, nie załamaliśmy się. Pełni determinacji poczęliśmy wytyczać nową drogę, prowadzącą żlebem, gotowi w razie potrzeby zakładać stanowiska asekuracyjne w asfalcie.

Trudności były co najmniej „trójkowe”, ale Janusz dzielnie pomykał żlebem i nie straszne mu były liczne ekspozycje 😛 Grunt to utrzymać równowagę, co nie? 😀

Szlakowskaz pokazuje jeszcze 30 minut na szczyt. Phi! Czas mapowy nie liczy się dla takich tatromaniaków jak my 😀
Kondycja wyrobiona w czasie rozlicznych wycofów z ostatnich dni, pozwoliła nam znacznie przegonić czas mapowy. Mniej więcej wtedy właśnie, gdy upajaliśmy się poczuciem naszej ogólnej zajebistości oraz wiatrem mierzwiącym nam włosy w tym śmiałym pędzie tatrzańską granią, oczom naszym ukazała się długo wyczekiwana pobłyskująca na czerwono destynacja.

Rychło na horyzoncie pojawia się On – wzięty i sławetny szczyt Orlen Peak, wabiący rozlicznych turystów szerokim wachlarzem atrakcji 😛
Niezmiernie byliśmy ukontentowani pełnym zrealizowaniem zaplanowanej trasy. Gratulacjom, uściskom i gromkim wybuchom śmiechu nie było końca. Spontanicznie, w ramach chęci uczczenia odniesionego sukcesu (wyłącznie) zakupiliśmy parę puszek bursztynowego napoju. Wydania hot-dogów chatar Schroniska na Orlen Peaku odmówił. Nasz wynikły z tego faktu chwilowy żal skwitował stwierdzeniem, iż generalnie wyglądamy na zadowolonych.

Gospodarz schroniska miał dziwną głowę, ale szczerze mówiąc idealnie wkomponowywał się w profil naszej ekipy 😉

Satysfakcja jest przeogromna! Po głowie plączą mi się same górnolotne słowa: chwała, chluba, splendor, triumf, sława, zaszczyt i duma 😉 Orlen Peak zdobyty!! 😀
No ba. Kto by się nie cieszył z przebycia nocą grani ORLEN Perci?
Po tym krótkim entuzjastycznym świętowaniu, cyknięciu paru pamiątkowych fotek i wykonaniu telefonów do rodziny i znajomych, przyszedł czas na wyruszenie w drogę powrotną. Pomni na słowa, że góra należy do nas dopiero wówczas, gdy z niej zejdziemy – nie zaniechaliśmy ostrożności i wzmożonej uwagi. Powrót na grań niejednemu z nas dał w kość. Grupa rozpierzchła się wzdłuż ścieżki, prowadzącej nie wiadomo, dokąd, a przede wszystkim – po co. Walczyliśmy o każdy oddech, kamienie leciały jak głupie, niedźwiedzie wciąż poszczekiwały.

Czyhały na nas również nietypowe przeszkody w postaci poletek z prądem… Niby trudności były oznakowane, ale tak jakoś straszno było przechodzić tuż obok…

Całe szczęście Robert wziął na bary pamiątki i poszedł przecierać szlak. „Raz się żyje, najwyżej mnie popieści” – powiedział z pasją i ruszył przodem.
Do kwatery powróciliśmy upojeni naszym wspólnym sukcesem (wyłącznie). Trudno było zasnąć po tak emocjonującym wyrypie, toteż postanowiliśmy poczekać na wschód słońca. Mieliśmy go niby pierwotnie oglądać z Niżnich Rysów, ale uznaliśmy, że taras też jest w sumie całkiem spoko.
W wyprawie brali udział i nie polegli: Gosia z Tatry dla Średniozaawansowanych, Janusz z Tatry Zimą, Robert z Góry bez Granic, Tomek po prostu Tomek i ja – Wieczna Pijaczka, tfu! Tułaczka 😉
Jakie telefony do rodziny??? Żadnego nie było!! Przynajmniej do mnie 😉
Yyyyyyyyyy… Do rodziców dzwoniliśmy 😀
Haha, oj Tułaczko, Tułaczko – mistrzyni tekstów z „jajem” :))) Lada chwila ruszamy pod Tatry, więc jak się nie uda z Orlą Percią to może chociaż dziabniemy tą Orlen… Mam nadzieję, że dam radę :> Orlen Peak na szlakowskazie wymiata 😀 Pozdrawiam 🙂
Tym razem tekst jest Gosi – zjadła za dużo tabsów z biedry i napisała relację jeszcze podczas jej trwania 😉 Moje są tylko zdjęcia i podpisy pod nimi 😀 Pozdrówka i nie polegnijcie na Orlen Perci 😉
Ano przecież! Zatem uznania dla Gosi, uśmiałam się z rana jak głupia 🙂 Twoje podpisy tyż świetne 🙂
Podołaliście i to się liczy! 🙂
Padłam, leżę i się nie podniosę. 😀 😀 😀
gratulacje!
zainteresowałaś mnie tym szczytem, w przyszłym roku będę w Tatrach akurat z ekipą, która na Orlą Perć nie pójdzie, ale coś mi się wydaje, że przy odpowiedniej motywacji, na Orlen Peak się skuszą 😉
btw, drogowskaz wymiata 😛
Piekne zdjęcia ze wschodu 🙂