Aż się boję zacząć, bo zaraz będzie wstyd… Nie dlatego, że lista moich wyjazdów jest żenująco krótka, z tym nie ma aż takiej tragedii (chociaż zawsze mogłoby być lepiej), ale wstyd mi, że rok się kończy a ja wciąż mam mnóstwo niespisanych relacji z tegorocznych wycieczek. Liczę, że długie zimowe wieczory będą sprzyjały nadrabianiu zaległości, a Was nie będzie dobijać widok sierpniowego słoneczka zimą. Oczywiście postaram się sama sobie uprzykrzyć ogarnianie wakacyjnych zdjęć i w międzyczasie wyruszyć na poszukiwanie śniegu.
Podsumowując, rok 2014 okazał się całkiem udany i wyjątkowy ze względu na nowe doświadczenia i górskie adminowe ludki, które udało mi się poznać dzięki blogerskiej działalności. A było to tak:
MAJ
Na weekend majowy zorganizowałam wypad do Berlina miasta, które w przeszłości mnie terroryzowało. Tym razem wycieczkę udało zrealizować się niemal w 100 procentach, dzięki czemu zwiedziłam perełki miasta. Na relację czeka jeszcze mniej znana część miasta i wisienka na torcie, czyli Poczdam.
LIPIEC
Lipiec stał pod znakiem rycerzy. Najpierw pojawiłam się na regionalnym Turnieju Rycerskim w Golubiu – Dobrzyniu, by po chwili udać się na słynne Dni Grunwaldu. Eh, no co ja mogę, że lubię oglądać okładających się mieczami rycerzy! 😛
SIERPIEŃ
Na samym początku miesiąca wyruszyłam na przedłużony weekend na Mazury. Upał był nieznośny, jednak poza korzystaniem z wodno-słonecznych kąpieli udało się zobaczyć kilka fajnych miejsc. Relacji póki co brak, bo prosto z Mazur udałam się na legendarne tatrzańskie wakacje…
Zaczęło się wielkim deszczem, który uziemił nas na 3 dni na kwaterze (no może raz udało się wyrwać do jaskini i Lewoczy), skończyło się wielkim deszczem, który ukrócił próby naszych wyryp i przegnał nas na 2 dni do Krakowa. Pomiędzy było duuuuużo deszczu i duuuuużo prób wejścia na jakieś szczyty. Zaczęło się obiecująco, zdobyciem Czarnego Szczytu Mięguszowieckiego, ale potem to już były tylko przełęcze, doliny i sporo integracji z górskimi ludkami: Gosią, Robertem i Januszem. Po serii wycofów okrzyknęliśmy się „Doliniarzami” aka „Łowcami Tatr”, co idealnie odzwierciedla zdobycie przez nas Orlen Perci. A wiecie, że małe co nieco mogę jeszcze odsłonić z tego wyjazdu? Jeszcze nie wszystkie wspomnienia opisałam i czekam, aż wena mnie natchnie! Jesteście ciekawi? 😛
WRZESIEŃ
We wrześniu udało mi się wyrwać na kilka dni w Karkonosze. To pierwsze góry, jakie w życiu widziałam, ale że to było dawno, dawno temu – trzeba było odświeżyć sobie widoki. W trzy dni zeszłam tyle ikon Karkonoszy, że sama sobie się dziwię! 😉 Trekking okrasiłam pierwszym górskim zachodem i wschodem słońca 🙂 PS. Na uwagę zasługuje fakt, iż wyjazd w Karkonosze udało mi się w 100 % zrelacjonować i tu żadne zaległe relacje mnie nie gonią 😉
PAŹDZIERNIK
Łapanie złotych promieni słońca tak mi się spodobało, iż koniecznie chciałam wypróbować ten patent w Tatrach. Okazja nadarzyła się w październiku, a w szaleństwie towarzyszyła mi część klawej ekipy z sierpnia – Gosia i Robert. I tym razem wyjazd naszpikowany był przygodami: poznaliśmy Zygfryda, łapaliśmy pierwsze promienie dnia na Szpiglasie, a potem już mniej grzecznie pałaszowaliśmy Szpiglasową Grań.
Towarzysze musieli zmyć się do swoich obowiązków, a mnie pozostało zdobywać kolejne szczyty w pojedynkę. I jak na mnie przystało rozpoczęłam z przygodami: zdobyłam Świnicę w dziwnych warunkach, spotkałam cały kierdel Kozic, władałam Kościelcem, leniłam się na Rusinowej i… no właśnie! Odbyłam jeszcze trzy absolutnie genialne wycieczki, o których muszę (są naciski z góry) 😉 Wam opowiedzieć.
A co z nadchodzącym 2015 rokiem? Przede wszystkim liczę, że dopisze mi zdrowie i uda mi się wcielić noworoczne postanowienie, jakim jest zadbanie w końcu o tą cholerną kondycję (czyli ruch, ćwiczenia i ruch), tak abym mogła sprostać tym milionom wycieczek, które pałętają mi się po łepetynie! Oby Nowy Rok przyniósł możliwości zrealizowania tych planów, abym mogła narobić sobie kolejne zaległości w relacjach. Wam również życzę, by ten rok otworzył przed Wami nowe możliwości i zaowocował szalonymi przygodami. Wszystkiego dobrego, udanej zabawy sylwestrowej i szczęścia w 2015 roku!
PS. Ach i jeszcze bym chciała miliona nowych fanów i czytelników w 2015 roku! 😛
***
Tu też jest fajnie:
Po pierwsze to idę poszukać jakiejś dechy, żeby cię nią wychlastać za opieszałość w produkowaniu relacji. Jam tu na głodzie siedzę. 😀
A po drugie gotowa jestem sklonować siebie i kilka innych człowieków, żebyś ten milion dostała już w pakiecie na początku nowego roku. 🙂 Wszystkiego dobrego i górskiego!
Jaką dechę? Ejże! Ja też czasem muszę coś ugotować, odkurzyć czy zapracować na wyjazdy 😀 Chociaż mała chłosta może i by pomogła w sprawniejszym pisaniu 😉
Tobie również życzę najlepszości w Nowym Roku! 🙂
Bardzo udany roczek!
A ja Ci życzę, abyś się przestała bać samolotów, o!
Tyle pięknych gór na świecie na Ciebie czeka!
Buziaki i wszystkiego dobrego! A.
W Europie też są ładne. 😀
Trzeba przyznać, że rok mocno produktywny! Pozostaje pozazdrościć znalezienia czasu na robienie tego wszystkiego i jeszcze pisania o tym!
Dzięki 🙂 No to życzę Wam dużo czasu na podróże i relacje 😀
Super rok! Zazdroszczę Tatr, niby mam tak blisko, bo 2 godz. z Krakowa, a jednak za rzadko w nich bywam. Moim postanowieniem noworocznym jest powrót na tatrzańskie szlaki i wreszcie przejście całej Orlej Perci. Życzę Ci jeszcze więcej podróży i przygód w Nowym Roku! 🙂
Gratuluję udanego roku i czekam na te nieopisane jeszcze Tatry 🙂