Kiedyś, ktoś, gdzieś (nie pytajcie, nie pamiętam) powiedział mi, że Sławkowski Szczyt jest przepiękny, a już najefektowniej prezentuje się ze Starego Smokowca. What the fuck?!? Po polsatowsku: pardon, że co proszę? To kawał góry, zgoda, ale żeby od razu obdarzać ją tak daleko posuniętymi komplementami? Hmm. Bestii tej dobrze się przyjrzałam. Od strony Smokowca szczególnie. Prawdę mówiąc widziałam ją niemal każdego dnia moich zeszłorocznych, 2-tygodniowych wakacji i daleka jestem od zestawienia przymiotnika „przepiękny” ze Sławkowskim. Określenie „obły” jest bardziej na miejscu. Akurat od strony południowej „Sławek” prezentuje dość przysadziste lico, duże i masywne, owszem, ale żeby przepiękne? No ale może ja się nie znam…
Ze Sławkowskim Szczytem jest poważniejszy problem niż jego korpulentny profil. Ta potężna bryła w zasadzie wisi tuż ponad Smokowcem – najpopularniejszą bazą wypadową turystyczną po słowackiej stronie Tatr. Lokalizacja na pierwszy rzut oka wydaje się bombowa, nie trzeba drałować przez długaśne doliny zanim dotrze się do właściwego szlaku, bowiem rusza się wprost z centrum Starego Smokowca. Ta wiedza do tajemnych nie należy, w rezultacie spora grupa turystów ochoczo atakuje popularnego „Sławka”, zwłaszcza, że trudności po drodze są znikome. Sławkowski urasta do rangi „słowackiego Giewontu” i trzeba liczyć się, że w sezonie bywa mocno oblegany.
Jak już jesteśmy w temacie atakowania szczytu, to nie mogę nie napomknąć o kolejnej rzeczy działającej na niekorzyść, a mianowicie – o mozolności trasy. Co z tego, że zaczyna się w Smokowcu i nie należy do najdłuższych w Tatrach, skoro trzeba pokonać aż 1440 m różnicy wzniesień! To jeszcze nic, w końcu w górach zdarzają się takie rzeczy. Najgorszy jest fakt, iż na ten cały Sławkowski nie poprowadzono innej znakowanej trasy, co wymusza powrót tą samą drogą. A przecież aż prosi się o podciągnięcie szlaku do Zbójnickiej Chaty, gdzie otworzyłyby się dalsze możliwości wędrówki.
Jest jak jest i nie ma co się zrażać, że góra niezgrabna, szlak popularny, podejście mozolne, bez technicznych wyzwań po drodze i oficjalnej alternatywy na zejście, bo wszystkie te mankamenty bledną przy panoramie, jaka rozpościera się z wierzchołka Sławkowskiego. Widoki na otoczenie Doliny Staroleśnej są naprawdę pyszne! Z czternastu szczytów Wielkiej Korony Tatr nie widać tylko Krywania, w tle majaczy nasza rodzima Orla Perć, no i można pobawić się w liczenie Staroleśnych Stawów (tylko Warzęchowy się chowa).
Warto pamiętać, że Sławkowski (Slavkovský štít, 2452 m) jest trzecim pod względem wysokości tatrzańskim szczytem, na który prowadzi znakowany szlak turystyczny (po Rysach i Krywaniu). Zalicza się do Wielkiej Korony Tatr, zajmując przedostatnie, trzynaste (pechowe?) miejsce na liście. Jest o co walczyć. A zatem do boju!
TRASA: STARY SMOKOWIEC – MAKSYMILIANKA – KRÓLEWSKI NOS – SŁAWKOWSKI SZCZYT – KRÓLEWSKI NOS – MAKSYMILIANKA – STARY SMOKOWIEC
CZAS: 8 h 30 min (średni, bez odpoczynków)
TRUDNOŚCI: W zasadzie nie występują w warunkach optymalnych, choć wypada zaznaczyć, że szlak na króciutkim odcinku przebiega eksponowaną granią. Na całej trasie brak sztucznych ubezpieczeń.
PRZEWYŻSZENIE NA TRASIE: 1440 metrów…
RELACJE: Chmurki i kozice, czyli zachód słońca na Sławkowskim Szczycie oraz Menelownia, czyli zakrapiany poranek na Sławkowskim Szczycie
STARY SMOKOWIEC – MAKSYMILIANKA szlak niebieski 1 h 30 min
Bazą wypadową na Sławkowski Szczyt jest oczywiście wspomniany Stary Smokowiec. Niebieskie znaki odnajdziemy w centrum, tuż przy dolnej stacji kolejki na Hrebienok. Jak to w Tatrach bywa, pierwszy etap trasy nie jest efektowny. Z początku idziemy zboczem ogołoconym przez wichurę, dzięki czemu widać cokolwiek, a dokładnie Kotlinę Popradzką i gdzieś hen daleko Niżne Tatry, zaś z drugiej strony Sławkowski we własnej osobie skrupulatnie „zasłania cały świat, od morza aż do Tatr”.
Nie ma co biadolić, bo i tak szybko przychodzi nieuniknione – leśny odcinek, a jedyną „atrakcją” wzbudzającą większe zainteresowanie okazuje się płot – przedmiot wielu konspiracyjnych pomówień (czymś trzeba było łeb zająć). 😉 Dopiero w domu doczytałam, że chroni źródełko zasilające smokowieckie wodociągi. Nie byle jakie, bo wykorzystywane już w 1840 roku przez Rainera na potrzeby uzdrowiska. Kto nie wie kim był Rainer ręka do góry! Kto chce się dowiedzieć, niechaj otwiera artykuł Dolina Zimnej Wody, który zresztą za chwilkę znów będzie przydatny, bowiem dochodzimy właśnie do skrzyżowania z Tatrzańską Magistralą (1357 m). 20 minut wędrówki za czerwonymi znakami doprowadziłoby do Siodełka (Hrebienok, 1285 m) i wniosku, że można sobie nieco ulżyć w walce ze Sławkowskim wykorzystując kolejkę na Hrebienok. Niebieski szlak oznacza pokonanie 350 metrów przewyższenia, wariant z kolejką to ledwie 75 metrów do rozstaju. Mniej w nogach, ale też mniej w kieszeni… Więcej info o Siodełku w dopiero co zapodanym linku.
Dalej już nie ma pola manewru, trzeba wiernie podążać za niebieską farbą. Teren oczywiście staje się bardziej stromy, czyniąc wędrówkę uciążliwszą. Na pocieszenie dochodzimy do krawędzi Sławkowskiego Grzbietu i osiągamy punkt widokowy o nazwie Maksymilianka (słow. Slavkovska vyhliadká Maximiliánka), położony na wysokości 1531 m n.p.m.
Spore grono turystów korzystających z uroków kolejki na Hrebienok decyduje się na spacer tylko do Maksymilianki, dlatego w ciągu dnia bywa tu tłoczno.
Nazwa tego miejsca pochodzi od imienia Maximiliana Weisza’a – urzędnika ze Starego Smokowca, który na początku XX wieku wytyczył obecny przebieg szlaku na Sławkowski Szczyt i w dużej mierze pokrył koszty jego budowy. On też urządził platformę widokową na skalnym cyplu, obrywającym się ponad 200-metrową przepaścią na stronę Doliny Zimnej Wody. Thank you Max, Slavkovska vyhliadká to obietnica ciekawych widoków, gdzieś tam wyżej, dla których warto będzie ciorać jeszcze przez parę godzin.
MAKSYMILIANKA – KRÓLEWSKI NOS szlak niebieski 2 h 30 min
Najgorszą część szlaku mamy już za sobą, co nie znaczy, że teraz będzie lekko. W żmudne podchodzenie będziemy „bawić się” praktycznie do samego szczytu, przy czym wraz z nabieraniem wysokości otwierać się będą coraz śmielsze panoramy, a to zawsze motywuje i dodaje kopa energii. Ale to za chwilę.
Najpierw wypada przebić się przez Sławkowską Ubocz – opuszczamy widokową Maksymiliankę i pokonujemy pokaźne zbocze serią zakosów, sporo poniżej ostrza grani. Ścieżka kluczy pomiędzy skalnymi blokami a połaciami kosówek, od czasu do czasu zbliżając się do krawędzi grzbietu.
Widoki na Spisz są doprawdy rozległe, niby do wierzchołka jeszcze kawał drogi, ale względem Kotliny Popradzkiej (oddzielającej Niżne Tatry od Tatr) jesteśmy naprawdę wysoko. Tylko trafić na pogodny, przejrzysty dzień i można delektować się wyjątkową panoramą na południe, nie wykluczone, że najlepszą w Tatrach.
Ścieżka jest przeważnie dość wygodna, tylko gdzieniegdzie trzeba wspiąć się po wygładzonej płycie, wzmóc czujność ze względu na luźny rumosz skalny tudzież pogimnastykować na większym głazie.
W końcu osiągamy dość eksponowaną krawędź Sławkowskiego Grzebienia, gdzie odsłania się piękny widok na otoczenie Doliny Staroleśnej, grupę Łomnicy, ale też na wierzchołek Sławkowskiego. Tak, to jest ten moment, kiedy uświadamiamy sobie: „O w mordę! Przecież jeszcze kawał drogi!”.
Na chwilkę przewijamy się na północną stronę skalnego grzebienia, gdzie przechodzimy po krótkiej galeryjce. To na pewno najbardziej emocjonujący fragment szlaku, bowiem od strony Doliny Staroleśnej stoki obrywają się pokaźnymi urwiskami, ale też nie ma co się z tego powodu stresować – szlak jest na tyle łatwy, że trzeba talentu, aby w te przepaście runąć.
To co fajne i emocjonujące zdecydowanie za szybko się kończy, wracamy na południową stronę grzbietu do sukcesywnego zdobywania kolejnych metrów. Na szczęście będziemy pałętać się w ścisłym rejonie grani, więc podnoszących morale widoków nie zabraknie.
Odcinek jest frapujący ze względu na całe zatrzęsienie garbów w grzbiecie Sławkowskiego Grzebienia. Nie umiem zliczyć ileż to razy byłam przekonana, że tamten na horyzoncie to już musi być upragniony wierzchołek, by po chwili jęknąć z zawodu na widok kolejnego wzniesienia.
Bądźcie czujni! Na jednej z przełączek pomiędzy garbami (pewnie jakoś nazwaną znając Tatry) znajduje się łatwo dostępny występ skalny, na którym można zrobić kapitalne zdjęcia. Wspominam o tym z premedytacją, bo po publikacji zdjęć na fanpejdżu z tegoż miejsca, zostałam zasypana pytaniami „gdzie to”. No więc to tu właśnie. 😀
Niedługo potem docieramy do Królewskiego Nosa (Slavkovský Nos, 2273 m). Nazwa sugerująca jakiś przełomowy moment, w rzeczywistości odnosi się do mało wybitnego szczytu w Sławkowskim Grzebieniu. Kiedyś na Nosie znajdował się charakterystyczny pionowy głaz, nie wiem czy strącony siłami natury czy ręką człowieka, w każdym razie teraz poznacie go po chorągwi i badylach powtykanych pomiędzy szczytowe głazy.

Archiwalna fota przedstawiająca czubek Nosa. Skalnego kutafona już nie ma. Poniżej płytkie siodło Królewskiej Przełęczy (Sedlo pod Nosom) oraz Sławkowski Szczyt.
KRÓLEWSKI NOS – SŁAWKOWSKI SZCZYT szlak niebieski 45 min
Dopiero na Królewskim Nosie możecie być pewni, że ta szeroka kopulasta kulminacja to Sławkowski we własnej osobie. Nadzieja na to, że wierzchołek ukaże się w postaci kolejnego niewielkiego garbu zdycha tak szybko, jak objawia się bezwzględność Sławkowskiego – do szczytu jeszcze dobre 40 minut forsownego podejścia.
Ścieżka pnie się gęstymi zakosami po stromym zboczu, silnie zasypanym rumoszem skalnym. Łatwo zjechać wraz z piargami, także dla utrzymania lepszej równowagi polecam kije trekkingowe, zwłaszcza przy schodzeniu.
Jeśli zgubicie znaki na tym odcinku don’t worry, równolegle do szlaku rozdeptano kilka ścieżek, które łączą się w partiach szczytowych. Ostatnie metry prowadzą już po stabilnym głazowisku wprost pod żeliwny krzyż, na którym zamontowano tablicę pamiątkową, uwieczniającą pierwszych zdobywców Sławkowskiego Szczytu.

Tablicę umieszczono z okazji 350-lecia pierwszego odnotowanego wejścia na Sławkowski Szczyt. 25 lipca 1664 roku dokonali tego Martinus Jani, Juraj Buchholtz, Martinus Veisser oraz nieznany przewodnik. Co ciekawe, to zarazem najstarszy znany przekaz o wejściu na tatrzański szczyt.
Sławkowski Szczyt (Slavkovský štít, 2452 m n.p.m) jest wysunięty przed główny mur Tatr Wysokich, dzięki czemu otacza go niezrównana panorama. Wierzcie mi, dla niej warto podjąć trud pokonania tej żmudnej trasy.
A wiecie, że krążą ploty, jakoby Sławkowski był wyższy od Gerlacha i to aż o 200 metrów? Nasz bohater ponoć utracił cenne metry w efekcie obrywu, na skutek trzęsienia ziemi w 1662 roku. Świadczyć ma o tym potężne rumowisko, to samo, z którym walczyliśmy po drodze. Ile w tym prawdy, a ile legendy nie wiedzą najstarsi górale.
Na koniec poruszę kwestię nazewnictwa szczytu, która nam Polakom od razu przywodzi na myśl jakiegoś Sławka. Otóż nie, żaden Sławek, Sławomir czy Sławkowski nie związał swego losu z tym „pagórem”. Nazwa pochodzi od wsi Wielki Sławków (Vel’ký Slavkov), do której niegdyś należały okoliczne tereny.
To co? Przekonałam Was, że warto zmierzyć się z tym znojnym szlakiem i pokonać niemal 1,5 km w pionie dla takich widoków? Ja nie mam wątpliwości, ale też jestem mało obiektywna, przyznaję bez bicia. Tak się poukładało, że na szczycie biwakowałam, co zaowocowało przecudownym zachodem słońca oraz spokojem od tych chmar turystów ciągnących na szczyt od wczesnego ranka. Po więcej wrażeń ze Sławkowskiego odsyłam do relacji wyszczególnionych we wstępie.
A myślałam, że zmieszczę się z tym opisem w kilku zdaniach. Nie wyszło. No i fajnie!
PRAKTYCZNE INFO:
- Wstęp na teren TANAP jest bezpłatny.
- Akcje ratownicze w górach Słowacji prowadzone są odpłatnie, dlatego warto się ubezpieczyć.
- Numer alarmowy do HZS: 18 300.
- Jak dotrzeć do Starego Smokowca:
- Autem – Drogą Wolności z Łysej Polany. Tzw. „cesta slobody” na początku oznaczona jest nr 67, za Tatrzańską Kotliną skręca na drogę nr 537. Parkingi oscylują wokół kwoty 6 euro za dobę.
- Autobusem – W sezonie z Zakopanego (przez Poronin, Bukowinę Tatrzańską i Łysą Polanę) do Popradu kursuje Strama. Bilet kosztuje 20 zł bądź 5 euro (płatność u kierowcy). Po sezonie trzeba podjechać busem na Łysą Polanę i tam łapać słowacki SAD. Rozkład jazdy na stronie www.sadpp.sk w zakładce „poriadky”.
- Więcej informacji o Starym Smokowcu w artykule: Nowa Leśna i Stary Smokowiec.
- Sławkowski Szczyt jest dostępny dla ruchu turystycznego również w okresie zamknięcia szlaków (1.11-15.06), o ile nie zalega na nim pokrywa śnieżna.
- Na Sławkowski najlepiej startować ze Starego Smokowca lub jednej z skomunikowanych elektriczką osad. Więcej informacji o tutaj.
NOWA LEŚNA I STARY SMOKOWIEC – INFORMACJE PRAKTYCZNE
Górskie pozdro,
Madzia / Wieczna Tułaczka
***
Polub mój profil
Przepiękne zdjęcia, napatrzeć się nie można:) Nocleg na Sławkowskim musiał być niesamowity. Według legend Sławkowski miał być kiedyś najwyższym szczytem w Tatrach a jego wysokość miała przekraczać 2700 m.
W wyniku trzęsienia ziemi które nawiedziło Tatry w XVII w. miał on się podobno rozpaść i obniżyć do dzisiejszych rozmiarów. W stronę Doliny Staroleśnej opada jedna z największych „ścian tatrzańskich” (950 m). Nie jest to jednak lita skała i dla wspinaczy interesująca jedynie w zimie. W 2003 r. wspinałem się tam sam przez lodospady Grosza. W 2007 r. z kolegą przez lodospad i żleb Vaverki
http://daniel3ttt.bikestats.pl/1190272,Puncow-wspin-arch-52.html
http://daniel3ttt.bikestats.pl/1191031,Hazlach-wspin-arch-53.html
Właśnie się zastanawiałem, czy w tym roku nie wchodzić na Sławkowskiego. Mozolność podejścia i przewidywana ilość turystów raczej zniechęcała, ale opisywane widoki przechylały trochę szalę na korzyść wejścia. A Twoje zdjęcia tylko utwierdziły mnie w przekonaniu, ze jednak warto pokonać te ponad 1000 metrów podejścia :).
Ciekawy opis i przepiękne zdjęcia. Chciałaś zniechęcić a zachęciłaś 🙂 Co prawda moje nogi już kiedyś na Sławku stanęły ale nie dane mi było obejrzeć takich widoków. Nic tylko pozazdrościć.
Przeglądam Twoje wpisy i widzę że byłyśmy praktycznie w tych samych miejscach w Słowackich Tatrach, do tego ten sam szlak w Słowackim Raju i Spiskie Podgrodzie 😀 Fajnie popatrzeć na zdjęcia z tych samych szlaków widziane oczami drugiej osoby. Nie byłam w Dolinie Staroleśnej, Bystrej Ławce i Sławkowskim. Sławkowski mam za każdym razem w planach kiedy jadę na Słowację, ale ostatecznie plany zawsze się zmieniają. Teraz żałuję. Niesamowita panorama i ten zachód słońca <3 Osobiście polecam na Słowacji trasę Popradke pleso – Ostrva – Batizovské pleso – Velicke pleso – Tatranska Polianka (o ile jeszcze tam nie byłaś :p). Jak dla mnie najpiękniejszy szlak na jakim do tej pory byłam w Tatrach. Widok z Osterwy na Popradzki Staw i otoczenie genialny. Na moim blogu możesz zerknąć na zdjęcia http://agaadatravels.blogspot.de/2016/03/the-most-beautiful-mountain-trails-in.html. Polecam też na Słowacji Ruzomberok i Vlkolinec. Co do noclegu w Słowackich Tatrach – Pensjonat u Eduarda, Nova Lesna. Z tego co pamiętam nocleg kosztował mnie chyba 8 euro, a warunki super i bardzo sympatyczni gospodarze. Pozdawiam i życzę szczęśliwych i udanych wypraw. Agnieszka M.
Witam !!!
Byłem na Sławkowskim we wrześniu 2015 r. Ludzi niezbyt dużo na szczycie, jednak gdy wraz z dwoma kolegami weszliśmy na niego od zachodu nadciągała chmura więc na zdjęcia mieliśmy jakieś 2-3 minuty, później siedzieliśmy w chmurze bez widoków, mimo wszystko fajna sprawa. Co do przewyższeń dają o sobie znać zwłąszcza jak ktoś pół nocy nie śpi. Po zejściu do Smokowca nie mieliśmy już prawie sił dlatego nie polecam wchodzić po nieprzespanej nocy 😉 Mimo wszystko widoki przez te 2-3 minutki były naprawdę piękne.
Pozdrawiam !
Wow! Twój blog zwala z nóg! Właśnie szukam ciekawej wycieczki dla moich uczniów i natrafiłam na „Ciebie” i naklikać się nie mogę! Cudowne miejsce stworzyłaś w sieci:) Pozdrawiam, Ania z Gdyni
Twój wpis przypomniał o starych porachunkach ze Sławkowskim szczytem.
Trzeba wreszcie się tam wdrapać. Poprzednio hm 25lat temu – burza uniemożliwiła wejście.
Z tego miejsca dzięki za b. przydatny i inspirujący wpis o El Teide.
Tam też podobne przewyższenie trzeba było pokonać (z 2200 na 3700).
Mam prośbę.
Jak pisze pani, że średni czas przejścia to 8,5h bez przerw, to proszę napisać, że Pani to tyle zajęło, bo inaczej to nie jest wiarygodna informacja. Ktoś może tej informacji zawierzyć i się na ścieżce mocno zdziwić. Nam akurat to zajęło 8,5h, ale z wieloma przerwami (około 50min). A innym 9h może nie wystarczyć.
Pozdrawiam
Leśna Szeptucha
Na mapach też jest podany średni czas przejścia i też niejedna osoba się może zdziwić. 😉 Chyba wiadomo, że trzeba brać poprawkę na własną kondycję. Podane czasy mam zbliżone do tych mapowych i piszę, że jest to ŚREDNI CZAS PRZEJŚCIA.
Dziś byłem na Sławkowskim i szukając opisu panoramy (pogoda była cudowna i widoki olśniewające) trafiłem na Twoje zdjęcia więc doczytałem cały tekst i trochę się zdziwiłem tym czasem przejścia. Mi akurat żwawym tempem ale nie jakimś tam specjalnie szybkim wejście ze Smokowca zajęło 2:45 a zejście do Hrebienoka 2 godziny na gorze byłem koło 30 min wiec w sumie 5:45 całość Góra dół.