muğla escort bayan aydın escort bayan çanakkale escort bayan balıkesir escort bayan tekirdağ escort bayan gebze escort bayan mersin escort bayan buca escort bayan edirne escort bayan

BESKID SĄDECKI: Z JAZOWSKA NA PRZEHYBĘ

BESKID SĄDECKI: Z JAZOWSKA NA PRZEHYBĘ

Od pewnego czasu byłam w posiadaniu biletów do Krakowa. Do końca nie wiedziałam co z nimi zrobić, który kierunek obrać. Wahałam się pomiędzy Tatrami (jakżeby inaczej) a Beskidami. Prognozy w obu przypadkach były podłe, więc uznałam, że w Beskidach będzie bolało mniej. No i miał to być mój pierwszy zimowy wyjazd w góry (wyjazdów na skoki i narcioszek na obozie studenckim nie liczę, wiecie, grzańce miały moc). Jako że byliśmy bez zimowego doświadczenia, z brakami w wyposażeniu to stawialiśmy na jakiś lajtowy wypadzik integracyjny z białymi górami. W Beskidach będzie bolało mniej.

Do tradycyjnego outfitu, w którym zasuwam w miesiącach wiosenno-jesiennych, dokupiłam ciepłe rękawice, porządne stuptuty, ciepłą termoaktywną bieliznę, buffa oraz skarpety z merino. Z szafy wyciągnęłam starą nołnejmową kurtkę membranową – do luftu, ale z braku laku lepszy wróbel w garści… 

Do dyspozycji miałam tylko 4 dni, ale udało się opracować całkiem szczwany plan: 3 szczyty z Korony Gór Polski – Radziejowa, Wysoka oraz Turbacz. Z góry zdradzę, że zimą nic nie jest takie jak się wydaje i walka była chwilami ostra. Szczegóły w najbliższych relacjach.

Najpierw trzeba było dostać się na miejsce, co samo w sobie okazało się wyzwaniem. Ogarnijcie schemat podróży z 12/13 stycznia 2016:  

  • Bydgoszcz – Toruń: 19.10 – 20.15
  • Toruń – Kraków: 21.10 – 5.05
  • Kraków – Nowy Sącz: 6.05 – 8.25  (w Nowym Sączu zakupy spożywki)
  • Nowy Sącz – Jazowsko: 9.45 – 10.15
Jazowsko, Beskid Sądecki

Most nad Dunajcem w Jazowsku

Jak wyszliśmy z domu o 18.30 tak na początku zielonego szlaku stawiliśmy się o 10.30… Miałam mocne podejrzenia, graniczące z pewnością, że po takiej podróży będziemy zmęczeni jak diabły po wojnie, zatem tego dnia plan zakładał jedynie „leniwe” doczłapanie się do schroniska na Przehybie. To „leniwe” polegało na pokonaniu ponad 800 metrów przewyższenia z dość załadowanymi plecakami oczywiście po nieprzespanej nocy. Hmmm, brzmi jak wyzwanie? No może gdyby dorzucić śniegu po pas, to byłby mały hardcorek, w zastanych warunkach raczej standardowy początek. #lubięsiędręczyć

Jazowsko, Beskid Sądecki

Dunajec

Dunajec

Jazowsko, Beskid Sądecki

Jazowsko

W Jazowsku (340 m n.p.m.), gdzie zaczyna się zielony szlak na Przehybę wiosna rozkwitła pełną gębą. Kurcze… Chciałam zmierzyć się ze śniegiem a tu taki numer. No nic, trzeba skupić się na pozytywach: słonko przyjemnie dogrzewało wyziębione ciałko, Dunajec błyszczał pomiędzy okolicznymi górami, oddech szybko wpadł w dobrze znany, przyśpieszony rytm. Dobrze być w domu!

Dunajec, Beskid Sądecki

Most w Jazowsku

Obidza, Beskid Sądecki

Obidza

Dolina Dunajca, Beskid Sądecki

Dolina Dunajca

Początkowo podążamy asfaltową dróżką, mijając wysoko położone osiedla. Uwielbiam patrzeć na te malutkie przysiółki w Beskidach, porozrzucane na spadzistych zboczach. Zawsze zastanawia mnie jak żyje się ich mieszkańcom. Z dala od miasteczek, sklepów, z kiepskim dojściem i jeszcze gorszym dojazdem. Wyobrażacie sobie iść po bułki stromą ścieżką w dół. Na oko godzinkę – półtorej. Potem męczący powrót w górę, nierzadko w śniegu, błocie, deszczu, pizgawicy. Czy srogą zimą nie są aby odcięci od cywilizacji? Czy Ci ludzie kochają góry, czy raczej los sprawił, że utknęli tu na całe życie? Akompaniament szczekających burków wyrywa mnie z rozmyślań, przy okazji przyprawiając mnie o gule w gardle – dokładnie przed miesiącem pożegnałam swojego ukochanego futerkowatego przyjaciela, ale wciąż nie przebolałam straty. Jestem z tych co piesia traktują jak członka rodziny, ba, nawet lepiej, tym bardziej wkurzam się widząc kundelki na łańcuchach. Mam wtedy wielką ochotę wsadzić ich właścicieli do budy, choćby na jedną zimę. Pierwszy etap szlaku mija mi w mocno refleksyjnym nastroju.

Beskid Sądecki

Grzbiet ciągnący się przez Błyszcz, Jaworzynkę, Koziarz po Okrąglicę

Obidza, Beskid Sądecki

Obidza w otoczeniu Sądeckich Beskidów

Beskid Sądecki

W stronę Starego Sącza

Szlak z Jazowska na Przehybę

Beskid Sądecki

Oblodzenia występują tylko miejscowo, zatem idzie nam całkiem sprawnie, a lekkie poślizgnięcia należą do rzadkości. Wkrótce wchodzimy do lasu. Górskimi widokami raczymy się już tylko okazjonalnie, głównie za sprawą prześwitów i małych polanek.

Beskid Sądecki

Będzikówka, szlak na Przehybę w Beskidzie Sądeckim

Widok z okolic Będzikówki. Po lewej Lubań w Gorcach.

A w lesie, jak to w lesie, w końcu przychodzi ten zwrotny moment, kiedy pada pytanie, ciążące niczym monty-pythonowskie „16 ton”… Ile jeszcze? Niestety w Beskidach ciężko o zwięzłą odpowiedź, zwłaszcza na dziewiczym (jak dla nas) szlaku. Zieloną ścieżkę z Jazowska na Przehybę nie przecina żadna inna znakowana droga, zatem brak wiarygodnych punktów odniesienia, tym bardziej jakichkolwiek szlakowskazów. Na dobitkę, przewertowane w domu  źródełka podają różne czasy przejścia: od 3 h do 4,5h. Zero konkretów, których można by się było uczepić, karmiąc nadzieją, że to już musi być za tym zakrętem, zaraz za tym wzniesieniem. 

Beskid Sądecki

Ten nam nie powie…

Wtem na horyzoncie ukazał się szlakowskaz. Co gorsza, z siatką kolorowych szlaków i czerwoną kropą z napisem „tu jesteś” w samym centrum tej gęstwiny. Co jest? Przecież miał tędy prowadzić pojedynczy szlak.

– Pokaż no mapę.

– Nie mam.

– Jak nie masz?

– No miałam kupić w Nowym Sączu, ale koniec końców olałam, bo przecież tędy do schronu prowadzi tylko zielony szlak. Sprawdzałam w domu, nie ma innej opcji. Nasza jutrzejsza trasa załapuje się w pienińskiej mapie, więc nie kupowałam tej, żeby nie dźwigać… Mam tylko schemat szlaków wgrany na telefon.

– Jak widzisz, na tablicy jest cały tabun szlaków, a zielony idzie do góry i tu w bok też odchodzi jakaś zielono znakowana ścieżka…

– Nasz pewnie do góry… Poza tym dziwne, że ten drugi też zielony… Po to wprowadzili kolory, żeby te same się nie krzyżowały.

– No ale tu się krzyżują.

– Ja pitolę! Pierwszy i ostatni raz idę bez mapy!!!  

-Poczekaj… Toż to trasy narciarskie! Zobacz co jest napisane – mapa tras narciarskich!. Oznaczenia są troszkę inne, z pomarańczowymi paskami.

-Faktycznie! Nie zwróciłam uwagi!

Zielony szlak na Przehybę

W drodze na Przehybę 🙂

Tak na błyskotliwość umysłu wpływa brak snu. 

W dalszej drodze obyło się bez incydentów. Ba, nawet przypomniałam sobie jak wygląda śnieg! Dupy nie urwało, zbyt wiele brakowało do zimowej sielanki, ale co tam, starczyło by rozochocić wyobraźnię i obudzić w sobie dzieciaka. Aczkolwiek z bałwana nici, śnieg sypał się pomiędzy palcami niczym sól.

Beskid Sądecki

Jest serce, jest dziubek. 😉

Beskid Sądecki

Zielony szlak na Przehybę

Wkrótce dotarliśmy do charakterystycznego miejsca, pozwalającego dokładnie określić nasze położenie. Na szczycie Skałki (1163 m) i tuż pod nim znajduje się grupa skałek, z których jedna, zwana Kamieniem św. Kingi, została uznana za pomnik przyrody nieożywionej. Według legendy w XIII wieku odpoczywała tu św. Kinga, uciekając przed Tatarami do Pienin.

Kaplica św. Kingi, Skałka

Kaplica św. Kingi

Z ciekawostek. W pobliżu schroniska nadzialiśmy się na schodzącą już wycieczkę. Kolejnych turystów napotkaliśmy dopiero pod samym szczytem Turbacza. Fajnie. 

Szlak z Jazowska na Przehybę, Beskid Sądecki

Wypatrywanie zdradzieckiego lodu 😉

Sylwetka schroniska wyłoniła się dokładnie w chwili, kiedy już miałam oznajmić wszem i wobec, że na dzisiaj mam już serdecznie dosyć, chcę się wcisnąć w ciepły śpiwór i żądam gorącej herbaty. Gwoli ścisłości, po niemal czterech i pół godzinach marszu. Mimo ślamazarnego tempa zmieściliśmy się w normie.

Schronisko na Przehybie, Beskid Sądecki

Schronisko na Przehybie (1150 m)

Zadziwił mnie fakt, że Tatry troszkę wybijały się z gęstwiny chmur. Cóż za słodki bonus! Byłam pewna, że zobaczymy co najwyżej figę z makiem.

Tatry z Przehyby

Wyłażą!

Jak wygłodniała harpia rzuciłam się w kierunku wskazanym przez szlakowskaz: „Punkt widokowy 5 min”. Pęklibyście ze śmiechu widząc mnie brodzącą w śniegu z dzikością w oczach, malujące się na mej twarzy rozczarowanie w chwili, gdy zdałam sobie sprawę, że punkt widokowy obejmuję drugą mańkę (dokładnie Kotlinę Sądecką) i szaleńczy powrót z powrotem pod progi schroniska. Ciągnie mnie jednak do tych granitów, jak górala do gorzoły. 😉

Kotlina Sądecka, widok z okolic Przehyby

Punkt widokowy na Kotlinę Sądecką

Schronisko na Przehybie

Schronisko i 87-metrowa wieża przekaźnikowa na Przehybie

Schronisko na Przehybie

W stronę Tatr i Pienin

Oblazłam toto cholerstwo skrupulatnie, by zyskać pewność, że najlepszy widok znajduje się przy tarasie. Porządnie odmroziłam sobie paluchy zanim pozwoliłam zawlec się do środka…

Okazało się, że w schronisku na Przehybie (1150 m) wieje pustką, byliśmy jedynymi gośćmi (no chyba, że ktoś był i skutecznie schował się w kącie), a w nagrodę dostaliśmy pokój z widokiem na Tatry. Całe szczęście, że mają szerokie parapety i mogłam spocząć. 😀

Schronisko na Przehybie

Herbatka z widokiem na Taterki. Mhmmmmm…..

Dzięki temu nie przegapiłam momentu, kiedy ni z gruchy, ni z pietruchy chmury ustąpiły ukazując potężny tatrzański mur. Błyskawicznie wskoczyłam w buciory i prysnęłam z aparatem na zewnątrz. Przehyba mnie kupiła.

Schronisko na Przehybie, widok na Pieniny oraz Tatry

Taras Widokowy przy Schronisku na Przehybie

Widok z Przehyby, Beskid Sądecki

Pieniny i Tatry z Przehyby

Dolina Starego Potoku. W tle Pieniny oraz Tatry

Tatry z Przehyby

Tatry

Tatry z Przehyby

Zbliżenie na Łomnicę, Durny Szczyt, Baranie Rogi oraz Lodowy Szczyt

Tatry Bielskie z Przehyby

Tatry Bielskie

Przehyba

Resztę widowiska obejrzałam z okienka…

Zmęczenie, a przede wszystkim niewyspanie skutecznie rzutowały na życie towarzyskie, innymi słowy – ok. godziny 18.00 spałam jak dziecko. I dobrze, bo w teorii kolejny dzień prezentował się co najmniej wymagająco. W praktyce doszło do zajechania materiału, ale o tym opowiem Wam w następnej relacji – Radziejowa zimą

Z górskim pozdrowieniem

Madzia / Wieczna Tułaczka

 

***

Tu też jest fajnie:

Facebook   Instagram

 

 

12 komentarzy

  1. Nigdy bym nie przypuszczał, że osóbka tyle chodząca po górach nigdy w nich nie była wcześniej zimą. Góry zimą to coś zupełnie innego niż te latem, a najprostszy beskidzki szlak (nie wspominając już o Tatrach) może być wtedy prawdziwym wyzwaniem…

    • Wieczna Tułaczka

      Ależ ja nigdy nie ukrywałam, że zimą trzymałam się z daleka od aktywności. Zresztą w ostatnich latach nie miałam sposobności wyjazdu zimową porą. 🙂

  2. Gratuluję zimowych wojaży:)!z niecierpliwością czekam na cd.

  3. nie taka zła ta Przehyba 😉 choć brakuje mi na tych zdjęciach po prostu zieleni i kolorów 🙂 ciekawe czy w weekendy są ludzie….Mnie oczywiście też ciągnie do granitu, ale coś mi się zdaje, że muszę się zmusić do jakichś wycieczek w Beskidy 😉 Choćby dla treningu 🙂 A Przehybę właśnie mój kolega ostatnio zachwalał;-)

    • Wieczna Tułaczka

      Bo warunki takie ni w pipę ni w oko były. W następnej relacji będzie więcej zimy i od razu zrobi się piękniej. 😀
      A Beskidy wbrew pozorom potrafią dać w kość. Sama się przekonasz. 😛

  4. No, widoczek na Tatry pikny. Granity też do Ciebie ciągną, skoro Ci się tak ładnie pokazują. Nas się wstydzą chyba. Nie zapomnę, jak byliśmy na Turbaczu i liczyłam na popularną panoramę spod schroniska. Dupa blada, taka była mglista zupa. 😀

  5. No, no. Wiecznej Tułaczki pierwszy zimowy raz 😀 Tatry na horyzoncie wylazły, więc beskidzki wypad jak najbardziej udany 🙂

  6. Witam w Nowym Sączu 😉

  7. Taki bardzo spokojny ten debiut w zimowych górach – mówię oczywiście o ilości śniegu, bo wiadomo, że on bywa najczęściej główną przeszkodą w pokonywaniu szlaków zimą. A widok na Taterki to fajny bonus 🙂

  8. lubię Cię czytać 🙂

Leave a Reply to Karolina Franieczek Życie Me Cancel reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

*

*

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.