muğla escort bayan aydın escort bayan çanakkale escort bayan balıkesir escort bayan tekirdağ escort bayan gebze escort bayan mersin escort bayan buca escort bayan edirne escort bayan

BIESZCZADY JESIENIĄ – w ostrym cieniu mgły

BIESZCZADY JESIENIĄ – w ostrym cieniu mgły

Jesienią 2019 zobaczyłam Bieszczady po raz pierwszy. Dosyć późno w górskiej karierze, ale co tam. Najważniejsze, że ów wyjazd siadł pod każdym możliwym względem: pogodowo, towarzysko, widokowo i humorystycznie. Nie dziwota, że tej jesieni postanowiliśmy powtórzyć sukces, pod który ostatecznie podpięło się aż 14 osób. Jako że preferuję wędrówki w małych grupach, najlepiej w formacie 1+1, to szybko uleciał ze mnie entuzjazm. Bałam się, że atmosfera będzie nie ta, że potworzą się mniejsze grupki, że integrację szlag trafi. No i co? Pomyliłam się! Potwierdzając tym samym starą wycieczkową prawdę – jeżeli bardzo ci się nie chce, to znaczy, że warto jechać!

Przyznaję, że nasz bieszczadzki trip bardzo wesoły był. Myślę nawet, że stworzyliśmy nową jakość! Mamy na siebie takie haki, że spokojnie możemy zacząć uprawiać politykę w tej naszej małej grupce. 😉 Jeden szantaż już uskuteczniłam, dzięki czemu zyskałam zaproszenie na męski wypad. Oł jee!
 
Z racji fatalnej pogody, którą Pablopavo podsumowałby słowami: „tak ogólnie nieszczególnie, a w szczególe to w ogóle”, więcej było imprez niż gór. Tak bywa! No bo kto nam zabroni jechać na drugi koniec Polski na posiadówki? I tylko się zastanawiam, czy było tak wesoło ze względu na podłą, naprawdę barową pogodę, czy zmarnowalibyśmy wymarzone warunki na rzecz imprezowania?

.

JASŁO Z CISNEJ

Jeszczady (Jesienne Bieszczady) zaczęliśmy z Dawidem nieco wcześniej, by złapać choć jeden niedeszczowy dzień z wielu zapowiadanych. Po całodziennej jeździe spędziliśmy spokojną noc w Pokoju Patologicznym – nazwałam go tak z racji tego, że był największy i z dużym prawdopodobieństwem to właśnie tu będą ściągać pozostali.

Następnego dnia postanowiliśmy zdobyć Wielkie Jasło (1158 m), szczyt zwieńczony niewielką, zarastającą już połoniną, ale nadal dającą całkiem niezłe widoki. W tym celu pojechaliśmy PKS-em do Cisnej, by czerwonym szlakiem pocisnąć na Jasło, dalej na Okrąglik i przez Fereczatą zejszliśmy do Smereku. Tam łapaliśmy busa do Wetliny, gdzie mieliśmy założoną główną bazę wypadową (w schronisku młodzieżowym). Nie był to widokowy zawrót głowy i fajerwerki, do których przyzwyczaiły nas bieszczadzkie szlagiery, ale wycieczka była przyjemna, a szlaki stosunkowo puste – można iść w ciemno.

Wieczorem część ekipy zjechała, no i się zaczęło! Nie sposób było wyplątać się z tej karuzeli śmiechu, a Pokój Patologiczny już pierwszej nocy w pełni zasłużył na swój przydomek. Oczywiście najlepszych zdjęć publikować nie mogę, ponieważ niechybnie straciłabym karty przetargowe w szantażowaniu tych najbardziej sponiewieranych. 😉

Nigdy nie wiadomo, co wycieczkę utrwali w naszej pamięci. Zazwyczaj są to spektakularne krajobrazy czy nader ciężkie warunki, zmuszające do walki z samym sobą. Tym razem były to wieczorne posiadówki, które przeciągały się do późnej nocy. Każdej nocy!

Szlak z Cisnej na Duże Jasło

Z Cisnej na Jasło

Czerwony szlak z Cisnej

Lasery niestety nie są stałym elementem scenografii. 😉

Małe Jasło w Bieszczadach

W rejonie Małego Jasła

Czerwony szlak na Duże Jasło

Ze szlaku na Łopiennik

Jasło w Bieszczadach

Na Jaśle, dobrze, że nie na maśle 😉

Duże Jasło, Bieszczady

Widoczki z Dużego Jasła

Czerwony szlak do Smereku

Zejście do Smereku. Na ostatnim zdjęciu te najsłynniejsze połoniny.

.

BACÓWKA JAWORZEC

Zależało mi na dłuższej wersji – przez Łopiennik i Dołżycę, jednak to deszcz miał ostatnie słowo. Ten z różnym natężeniem towarzyszył nam przez cały dzień i generalnie zniechęcał do większej aktywności. Zupełnie jak kac, który dogonił mnie na szlaku, zagarniając siły witalne oraz kolorki z plapy.

Na wycieczkę wybraliśmy się wprost z Wetliny i żółtym szlakiem wspinaliśmy się ku Przełęczy Orłowicza, która oddziela Smerek od Szarego Berda w masywie Połoniny Wetlińskiej. Dobrze pamiętam fantastyczne panoramy rozlegające się znad przełęczy (relacja Bieszczady jesienią po raz pierwszy poleca się do czytania i oglądania), więc jakoś przełknęłam tę żabę w postaci zerowej widoczności. Tylko szkoda mi było tegorocznych świeżaków, którym wystarczyć musiał widok na szlakowskaz.

Grupa niczym się nie zraziła i ochoczo ruszyła na czarny szlak przez Krysową do Bacówki Jaworzec. Co tam była za masakra! Przerażająca ilość błota, która zalegała w zasadzie na całym tym 7-kilometrowym odcinku, mogłaby z powodzeniem zaspokoić chore zachcianki wszystkich hipopotamów.

Wieś Jaworzec niestety podzieliła losy innych bieszczadzkich osad, tj. została zniszczona po wysiedleniach w 1947 roku. Na pamiątkę starej cerkwi postawiono symboliczne drzwi oraz ikonę patrona świątyni. Zwiedzić można zrekonstruowaną bojkowską chatę, stary cmentarz przy nieistniejącej już kaplicy oraz krzyż pańszczyźniany, który jest dość popularnym obiektem w tym regionie. Po zniesieniu pańszczyzny chłopi spisywali księgi, w których umieszczali powinności wobec pana, następnie umieszczali je w trumienkach i zakopywali w ziemi. W miejscu pochówku stawiano krzyż bądź kapliczkę.

Jeśli zaś chodzi o Bacówkę Jaworzec, to ta bardzo przypadła mi do gustu. Serwują tu legendarny już bigos i regionalne fuczki, czyli ciasto naleśnikowe z kiszoną kapuchą i masakryczną ilością kminku. Do tego świetne piwo Jaworcowe i wesoła obsługa, która obdarowała nas domowej roboty winem porzeczkowym. Będziemy tam wracać! Nie tylko po wino.


Po dłuższym posiedzeniu w schronisku udaliśmy się asfaltową drogą do Kalnicy, gdzie złapaliśmy autobus do Wetliny. A wieczorem? Rozsmakowaliśmy się w rżniętym piwie w Bazie Ludzi z Mgły. O jak ta nazwa idealnie wpasowała się w tegoroczny klimat naszej wycieczki.

Żółty szlak na Przełęcz Orłowicza.

1 i 2. Na Przełęcz Orłowicza. 3 i 4. Szlak do Bacówki Jaworzec

Bacówka Jaworzec w Bieszczadach

Bacówka Jaworzec

Bacówka Jaworzec

Bigos. Na pierwszym zdjęciu. 😉

Bieszczady jesienią.

1. Bieszczadzka stylówa. 2. Wino Jaworcowe rozszarpaliśmy jeszcze na przystanku w Kalnicy. Pycha!

.

SZLAKIEM CERKWI I MGŁY

.

Od rana mocno lało i na pieszą wędrówkę nadziei nie dawało.

Wsiedliśmy więc do naszych samochodów, by nie doznać sromotnego zawodu.

Ruszyliśmy hen przed siebie, a Borówka obiła sobie boleśnie tyłek na glebie.

Zwiedziliśmy cerkwi czar, a w Ursa Maior zaopatrzyliśmy się w browar.

Wieczorem zaimprezowaliśmy w wetlińskiej Bazie Ludzi z Mgły,

Aż alkoholowe opary nas nie zmogły.

.

Cerkiew w Chmielu w Bieszczadach

Cerkiew w Chmielu

Szlak Architektury Drewnianej na Podkarpaciu

1. Smolnik 2. Michniowiec 3 i 4. Bystre

Baza Ludzi z Mgły w Wetlinie

Baza Ludzi z Mgły

.

WIELKA RAWKA i KRZEMIENIEC

Z Wetliny można zrobić naprawdę fajną pętelkę: przez Jawornik na Rabią Skałę, dalej szlakiem granicznym na Krzemieniec, a potem na Rawki i Działem z powrotem do Wetliny. Jest to jednak długa, 30-kilometrowa trasa, na którą potrzeba długiego wiosenno-letniego dnia. Postanowiliśmy zrobić mini wersję tej pętli: podjechać busem na Przełęcz Wyżniańską, przez Bacówkę pod Małą Rawką wspiąć się na Wielką Rawkę i Krzemieniec, po czym wrócić na Małą Rawkę i zielonym szlakiem zejść do Wetliny.

Jak to się więc stało, że zaczęliśmy na Przełęczy Wyżniej i nowo wyznakowanym żółtym szlakiem wdrapaliśmy się na Dział, by podejść na Wielką Rawkę i Krzemieniec, a po chwili powtórzyć szmat drogi schodząc z powrotem na Dział? Być może Kierownik Wycieczki nie chciał użerać się ze stromym odcinkiem pomiędzy Bacówką a Małą Rawką, albo (co bardziej prawdopodobne) bał się, że utkniemy w bacówkowym barze? Być może liczył, że trasa szybko nam pójdzie i z Krzemieńca jednak porwiemy się na szlak graniczny? Nie drążyłam tematu, bo dostałam co chciałam: Rawki i Krzemieniec.

Wycieczka okazała się dość mozolna. Niżej błotko dawało się we znaki, wyżej zalegał śnieg w naprawdę sporych ilościach – nie szło rozwijać prędkości. Na Krzemieniec, zwany za miedzą Kremenarosem (1221 m), doszliśmy w totalnej mgle i wichurze, nie mieliśmy więc oporów, by opić naszą determinację w trzech państwach jednocześnie. Na szczycie bowiem znajduje się trójstyk granic: Polski, Słowacji i Ukrainy.

Pogodzeni z myślą, że z tego dnia wyjdzie nam już tylko impreza, skierowaliśmy się z powrotem na Rawki i zielony szlak do Wetliny. Wtem nagle zaczęło się przewiewać, hurra! Najpierw nieśmiało, to tu, to tam wyłaziły spod chmur grzbiety i połoniny. W przeciągu kilkunastu minut chmury podniosły się na stałe, dając wreszcie możliwość obcowania z bieszczadzkimi pejzażami. Po jednej stronie grzbiet graniczny z Rabią Skałą, po drugiej Połonina Caryńska z Wetlińską. Nienajgorzej, co nie?

No i znowu mieliśmy co opijać w Bazie… Ba, bieszczadzkie widoki natchnęły nas do artystycznych występów. Jestem przekonana, że Kierownik Wycieczki powinien zgłosić się na przesłuchania w ciemno do kolejnej edycji Voice’a! 😀

Bieszczady jesienią

Banda prawie w całości

Bieszczady jesienią

Aga pije z giętkiego flaka 😉 😀

Wielka Rawka i Krzemieniec w Bieszczadach

1. W drodze na Wielką Rawkę 2. Wielka Rawka 3. W drodze na Krzemieniec 4. Krzemieniec

Szlak na Wielką Rawkę

1. Mama i tata. 2. Szkoda, że nie było Młodego, bo przegapił szkolenie z otwierania butelki kijem trekingowym. 3. Kierownik z Wykonawcą.

Rawki w Bieszczadach

Widoki z rejonu Rawek

Szlak na Małą Rawkę w Bieszczadach

Zejście z Małej Rawki

Zielony szlak do Wetliny

Zejście Działem do Wetliny

.

SCHRONISKO KOLIBA

Miało być Bukowe Berdo w zestawie z Tarnicą i Szerokim Wierchem, a wyszło jak zwykle. Solidna ulewa skutecznie zachęciła nas do zdecydowanego skrócenia trasy i obmyślenia szczwańszego, przystającego do aktualnych warunków planu. Pójdziemy po serki z Bereżek na Przysłup Caryńskii! Buda z tym dobrodziejstwem znajduje się tuż za schroniskiem Koliba, gdzie będzie okazja podsuszyć to wszystko, co w ulewie zapewnie doszczętnie przemoknie. Na Kolibę zatem!

Żółty szlak z parkingu do schroniska liczy niespełna 3 km w poziomie i 200 metrów w pionie. Zasadniczo do zrobienia w godzinę, tyle że jesienią szlak ten przypominał gruzińskie wertepy, podobne do tych w Tuszetii. A wszystko przez potok, którego doliną szliśmy, a który w warunkach kilkudniowego deszczu przybrał na sile, rozpiętości i wielkości. Po drodze było kilka ryzykownych przepraw, o czym przekonała się grupka przed nami (krzyki i pluski nie pozostawiły pola dla wyobraźni). Nam udało się przejść prawie suchymi stopami, za to bieszczadzkie błotko wciągało tu gorliwie. Niektórych dwa razy.

Buda z serami była oczywiście nieczynna, więc z atrakcji pozostało nam jedynie siedzenie w schronisku, które zapamiętam ze słabej kuchni (chyba wszystkie dania były z paczki). Przez chwilę nawet się przejaśniło, więc wylegliśmy gromadnie podejrzeć uroki Przysłupu Caryńskiego.

Szlak do schroniska Koliba

Było czujnie 😀

Bieszczady jesienią

W drodze do Koliby

Schronisko Koliba w Bieszczadach

Schronisko Koliba

Wieczór rozpoczęliśmy wiadomo gdzie, skończyliśmy wiadomo jak. Ostatnia posiadówka musiała dogonić legendę pierwszej. I tylko się dziwię, że przez cały nasz wyjazd nikt, ale to nikt i ani razu nie skarżył się w schronisku na nas, nie walił w drzwi, każąc kończyć imprezę. Przecież przez kartonowe ściany niosło się po całym piętrze… Albo sąsiadów bawiły nasze żarty (tylko nie mieli odwagi dołączyć), albo jakimś cudem wszyscy mieli naprawdę dobre zatyczki do uszu. Oczywiście przepraszamy za nocne hałasy i ćwiczenie jogi o 2 w nocy na korytarzu… Co złego to nie my!

Kierownik Wycieczki przeraził się stosunkiem pustych butelek do kilometrażu przebytych szlaków (choć moim zdaniem bardziej powinien obawiać się zdjęć z naszych wieczorków poetyckich) i zapowiedział WERYFIKACJĘ uczestników przed kolejnym jesiennym wypadem w Biesy. Drżę na myśl, iż za dużo sobie nagrabiłam, że nie przejdę weryfikacji pomyślnie i za rok będę musiała obejść się smakiem tudzież trzymać co najmniej 500-metrowy dystans od grupy, a więc:

.

Łubu dubu, łubu dubu

Niech żyje nam, Kierownik naszego bieszczadzkiego klubu,

Niech żyje nam!

.

To pisałam ja,

Tułaczka Wieczna

.

Wetlina w Bieszczadach

1. To czysta woda! Jak pieska kocham! 2. Widły Króla Golonki 3. Anakonda w akcji (patrz: tutaj).

Bieszczady Jesienią

Pokój Patologiczny

.

.

3 komentarze

  1. chore zachcianki wszystkich hipopotamów<3 Powodzenia w weryfikacji uczestników haha:)

  2. Bieszczady to jedno z moich ulubionych miejsc, podczas tras rowerem 🙂

  3. Uwielbiamy Bieszczady rowerowo. Tak bardzo inaczej niż wszędzie. Widoki, cerkwie, mieścinki…aż nie można się doczekać na następny wyjazd 🙂

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

*

*

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.