Zanim jednoznacznie odpowiem na zadane w tytule pytanie, wypadało by opowiedzieć, co też działo się na imprezie w zeszłym roku. A działo się wiele… Moja przygoda z Wintercamp’em zaczęła się wraz z zaproszeniem od zaprzyjaźnionego sklepu outdoorowego e-Horyzont. Masz wejściówkę, mówili, zapewnimy ci namiot oraz śpiwór, mówili. Jedź i opowiedz światu, jak było. No to pojechałam.
A teraz opowiadam.
Wintercamp to największy zimowy biwak w Polsce od kilku lat odbywający się w połowie lutego na Turbaczu. To nie tylko szansa na spędzenie dwóch zimowych nocy w namiocie, to także cykl szkoleń, spotkania z podróżnikami i himalaistami, konkursy oraz imprezy integracyjne. Nad wszystkim czuwają ratownicy z GOPR-u, instruktorzy z Polskiego Związku Alpinizmu oraz stowarzyszenia Polish Outdoor Group, które było organizatorem imprezy.
INTEGRACJA ORAZ NOCNY ATAK SZCZYTOWY
Pierwszy dzień nastawiony jest na zabawę. To dzień, kiedy trzeba dotrzeć w Gorce, odebrać pakiet startowy i zaprzyjaźnić się z jak największą liczbą uczestników, bo możecie być pewni, że wieczorna impreza integracyjna w schronisku nie zakończy się zbyt szybko. Zanim flaszki poszły w ruch, wysłuchaliśmy historii Janusza Gołębia, pierwszego zimowego zdobywcy Gaszerbruma I, kierownika sportowego najbliższej wyprawy na niezdobyty zimą szczyt K2. Niekoniecznie w pełni sił umysłowych, ale wsłuchani w wysokogórskie historie, postanowiliśmy porwać się na atak szczytowy o 2.30! W czterech dwuosobowych zespołach (plus pies) wyruszyliśmy ze schroniska na szczyt Turbacza, w warunkach wcale nieobiegających od tych z prelekcji Gołębia. Koordynacja ruchowa kulała u wszystkich uczestników wyprawy, wiatr siekał nas po twarzach, śnieżyca na bieżąco zacierała ślady – do bazy pod Turbaczem wracaliśmy z pewnymi problemami orientacyjnymi. Na szczęście nocny atak szczytowy zakończył się pełnym sukcesem, co też stanowiło kolejny powód do świętowania. Tej nocy na szczęście spaliśmy w schroniskowych pokojach.
ORGANIZACJA OBOZOWISKA
Poranek zaczął się od przygotowania obozowiska, w końcu kolejne dwie noce będziemy spać w namiotach! Kopanie miejsca pod namiot, rozstawienie go oraz okopanie nie jest takie oczywiste dla ludzi robiących to po raz pierwszy w warunkach zimowych. Pod okiem instruktorów uczymy się w jaki sposób pomóc sobie bez użycia saperki oraz w jaki sposób zorganizować pracę tak, by była jak najmniej czasochłonna.
SZKOLENIA
Obok możliwości sprawdzenia swoich sił podczas zimowego biwaku, clou imprezy stanowią bloki szkoleniowe o różnej tematyce. Każdy uczestnik może wybrać trzy spośród pięciu szkoleń. Na czym polegają i czego możemy się nauczyć?
SPRZĘTOWE
Przede wszystkim szkolenie prowadzone było przez wybitnych górołazów, zdobywających wysokie góry całego świata, a więc wiedza przez nich przekazywana pochodziła z własnego, wieloletniego doświadczenia, a nie z katalogu producenta sprzętu. Można było poznać różne koncepcje ubioru, a także wskazówki dotyczące optymalnego doboru sprzętu. Co ważne, wiele z outdoorowych produktów można było od razu obejrzeć, obmacać i porównać. Nie zabrakło nauki zakładania raków i hamowania czekanem. Szkolenie przyda się turyście, który pod obstrzałem setek outdoorowych ofert gubi się w tych wszystkich technologiach i zawsze ma problem z wyborem ekwipunku.
LAWINOWE
Po czysto teoretycznym wykładzie, który rozjaśnił nam kwestie związane z lawinami (skąd się biorą, jakie są rodzaje, jak ich unikać), a także uzmysłowił zagrożenia związane z tym zjawiskiem, przyszedł czas na szkolenie w terenie. Nauczyliśmy się obsługi lawinowego ABC, a więc pracowaliśmy z detektorami, dziabaliśmy sondą przysypanego śniegiem kolegę, by w końcu poznać techniki odkopywania. Na koniec przeszliśmy test, polegający na samodzielnym odnalezieniu i uratowaniu zakopanego wcześniej Józka. Szkolenie prowadzili doświadczeni ratownicy. Czy szkolenie wystarczyło, bym samodzielnie mogła poruszać się zimą w Tatrach? Nie! Ale zyskałam pewność, że chcę zapisać się na kurs lawinowy w Tatrach, który poszerzy moją wiedzę zdobytą na Wintercamp’ie. Sami ratownicy sygnalizowali, że zdołają nam przekazać tylko podstawową wiedzę na temat lawin, że to dziedzina trudna, złożona, wymagająca wielu lat doświadczeń, ale ważne jest, by tę wiedzę nieustannie poszerzać i regularnie przypominać sobie to, czego już się nauczyliśmy. Bo wiedza nie powtarzana = wiedza zapomniana. Szkolenie nada się dla każdego, kto pragnie rozpocząć poznawanie gór także zimą.
MEDYCZNE
To bardzo praktyczne i przydatne szkolenie, które nauczy nas, jak radzić sobie w przypadku złamań, urazów czy zranień. Co istotne, ratownicy GOPR-u zaprezentowali metody działania w oparciu o sprzęt turystyczny, jaki zazwyczaj mamy przy sobie na szlaku. Brakuje nam bandaża? Buff wystarczy! Nie mamy listwy usztywniającej złamane kończyny? Nie szkodzi, poznamy techniki usztywniania z pomocą kijka trekkingowego lub gałęzi. Nie zabrakło możliwości przećwiczenia masażu serca oraz sztucznego oddychania. Grupa poznała również obsługę defibrylatora, który powoli staje się standardowym wyposażeniem w górskich schroniskach. Ratownicy udzielili także informacji o postępowaniu w przypadku hipotermii, która przecież grozi każdemu turyście wypuszczającemu się na zimowe szlaki. Szkolenie przyda się absolutnie każdemu! W zasadzie powinno funkcjonować w bardziej rozbudowanej formie i obowiązywać każdego kursanta.
BIWAKOWE
Szkolenie nie polega na przygotowaniu obozowiska (to dzieje się przecież na wstępie imprezy przed cyklem wykładów i warsztatów), lecz na poznaniu tajników przetrwania, jeśli przydarzy nam się przymusowy biwak, na który nie jesteśmy przygotowani. Tak więc dowiemy się, jak wykopać jamę śnieżną, jak odizolować ciało od zabójczego zimna oraz zabezpieczyć się przed wiatrem. Instruktorzy przybliżą, w jaki sposób możemy wykorzystać dostępne rzeczy, by wyjść obronną ręką z trudnej i zagrażającej życiu sytuacji, jaką jest nieplanowany nocleg zimą. Takie rzeczy zawsze warto przyswoić, bowiem zimowe góry słyną z nieprzewidywalności.
WSPINACZKA LODOWA BĄDŹ SKITOURY
Warunki pod Turbaczem pozwalają tylko na liźnięcie tematu, lecz nie ma tego złego… To okazja, by zapoznać się z jedną z tych dyscyplin zimowego szaleństwa i przekonać na własnej skórze, czy chwycimy bakcyla, czy wręcz przeciwnie, to absolutnie nie nasza bajka. Uwaga! Na skitoury jest zawsze sporo chętnych, a miejsc mało, więc trzeba szybko pojawić się na zapisach, by zapewnić sobie miejsce na tychże warsztatach. Ja wybrałam wspinaczkę na lodowej ścianie i muszę przyznać, że bawiłam się znakomicie! Szło mi na tyle dobrze, że zostałam oddelegowana do zawodów, podczas których zajęłam pierwsze miejsce wśród kobiet. Wygrałam czołówkę od marki Petzl, patrona ścianki lodowej. Te warsztaty jedynie wtajemniczają w konkretną dziedzinę sportu, więc bardziej noszą znamiona zabawy aniżeli poważnego szkolenia. To po prostu możliwość spróbowania czegoś nowego.
SPOTKANIA Z PODRÓŻNIKAMI
Każdy wieczór, a były ich trzy, kończyły się wystąpieniami podróżników. Największe emocje wzbudziły osoby, których w zasadzie nie trzeba bliżej przedstawiać: Janusz Gołąb, Martyna Wojciechowska oraz Krzysztof Wielicki. Z zainteresowaniem wysłuchałam Bartosza Malinowskiego, który wraz z Joanną Lipowczan przeszedł Wielki Szlak Himalajski, bez wsparcia tragarzy, kucharzy czy przewodników. Trzeba nadmienić, iż w dwójkę stali się pierwszymi Polakami, którzy pokonali tę arcytrudną drogę, o której opowiadają w książce, zatytułowanej nie inaczej, jak „Wielki Szlak Himalajski”. Warto również zajrzeć na ich stronę (o tej samej nazwie), jeśli tylko marzą Wam się himalajskie przygody. Niespodziewanie, wciągnęła mnie prelekcja nieznanej mi wcześniej Kamili Kielar, działającej pod pseudonimem Bear Girl. Ta drobna, emanująca pozytywną energią blondynka, z podróży po świecie uczyniła sposób na życie. Świetnie pisze o tym na blogu, ale jeszcze lepiej opowiada, dzięki subtelnemu, acz ironicznemu poczuciu humoru. Kamila mówiła o swoich wojażach po dzikich zakątkach Kanady.
BIWAKI
Bez nich całe wydarzenie nie miało by sensu, wszak już sama nazwa zobowiązuje. Dla wielu uczestników była to pierwsza okazja do spędzenia zimowej nocy w namiocie, nic dziwnego, że właśnie ten punkt programu stanowił niemałe wyzwanie. I ja po raz pierwszy zabiwakowałam zimą. Oczywiście spałam już w górach w namiocie, spędziłam noc na Niżnich Rysach, Baranich Rogach, na Sławkowskim Szczycie oraz Rakuskiej Czubie, ale to było latem, więc i mnie przeszywał dreszczyk emocji związany z noclegiem. Jako że pojawiłam się na imprezie, dzięki zaproszeniu ze strony sklepu e-Horyzont, którego właściciel jest równocześnie jedynym dystrybutorem marski Jack Wolfskin w Polsce, to miałam szczęście spać w tzw. Miasteczku Wilka. To oznaczało, że miałam zapewniony namiot, matę oraz ciepły śpiwór – wszystko od marki Jack Wolfskin. Zwykły uczestnik musi zorganizować sobie sprzęt we własnym zakresie, co bywa kłopotliwe, gdyż osoba zaczynająca swoją przygodę z zimową turystyką – a głównie dla takich osób skierowana jest impreza – niekoniecznie posiada ekwipunek nadający się na zimowe biwaki. Organizatorzy pomagają w zebraniu sprzętu oraz rozlokowaniu „samotnych wilków” w namiotach (trzeba to uzgodnić przy zapisach), jednakże ich możliwości są mocno ograniczone. Co w takim razie nam pozostaje? Można skorzystać z jednej z wypożyczalni sprzętu, jakie funkcjonują przy wielu sklepach outdoorowych, można spróbować pożyczyć coś od znajomych bądź powalczyć na biwaku z ekwipunkiem, którego używamy w warunkach letnich. Posiadany śpiwór ma zbyt niską temperaturę komfortu? Może da się w nim przetrwać w kurtce puchowej? Letnia karimata jest za cienka? Użyj folii NRC! Biwakowanie pod Turbaczem ma tę zaletę, że jeśli nie będziemy czuli się komfortowo, to zawsze możemy ewakuować się do schroniska, które przecież mamy pod nosem. Z tej opcji chyba nikt nie korzysta, wszyscy dzielnie sprawdzają swoje możliwości w namiotach, a najodważniejsi śpią w jamie śnieżnej, przygotowanej wcześniej w ramach szkolenia.
CO JESZCZE? POZOSTAŁE ATRAKCJE
Oprócz szkoleń i prelekcji, Wintercamp zapewnia szereg atrakcji, które stanowią nie tylko kapitalną zabawę, ale dają możliwość wygrania turystycznych gadżetów od sponsorów imprezy. A więc było lepienie wilka w śniegu (zwycięzca otrzymał plecak od Jacka Wolfskina), zjazdy na byle czym i byle jak, czy zawody w rzucaniu śnieżkami. Na koniec wzięliśmy udział w grze terenowej, która w zabawny sposób wykorzystywała nasze umiejętności zdobyte podczas Wintercamp’u. Zwycięska drużyna mogła ogrzać swoje dłonie nowymi ciepłymi rękawicami.
MARKETING
Jeden z uczestników zarzucił, że impreza przesiąknięta jest reklamami sponsorów. Faktycznie, teren wokół schroniska zdobiły transparenty firm, a kolejne bloki tematyczne zaczynały się od wyliczenia sponsorów. Czy to źle? Może to kogoś kłuć po oczach, rozumiem, ale trzeba zdawać sobie sprawę, że bez wsparcia firm, zebranie funduszy na zorganizowanie tak wielkiej imprezy nie byłoby możliwe, bez znacznego podniesienia cen za wejśćiówki na Wintercamp. Poza tym, sponsorzy (a trzeba podkreślić, że nie były to firmy od czapy, a z branży outdoorowej) przeznaczają naprawdę dużą pulę swoich gadżetów na szkolenia oraz nagrody do zabaw i konkursów, podnosząc tym samym poziom rywalizacji. Podczas całej imprezy odbyła się jedna prezentacja produktowa, w przypadku edycji z 2017 roku dotyczyła wyrobów puchowych marki PAJAK, która wypuściła najcieplejszy śpiwór świata. Wiedza, którą przekazał nam konstruktor Wojtek okazała się szalenie cenna w kontekście zakupu kurtki czy śpiwora. Obalił on mity związane z puchem, rzeczowo przekazał fakty, toteż wiemy na co zwracać uwagę, przedzierając się przez gąszcz propozycji. Szczerze mówiąc spotkanie produktowe było na tyle ciekawe, żeśmy my, sami uczestnicy, za sprawą wielu pytań przedłużyli drastycznie jego czas. A więc z jednej strony jesteśmy otoczeni reklamami, a drugiej strony mamy okazję zapoznać się z nowinkami na rynku turystycznym. Mnie absolutnie uczestnictwo sponsorów nie przeszkadzało w odbiorze imprezy.
WARTOŚĆ DODANA – LUDZIE
Biwaki, szkolenia, podróżnicy, zabawy, zawody – to wszystko nie byłoby pełne, gdyby nie ludzie poznani podczas biwaku. W różnym wieku, różnych zawodów, ale połączeni jedną pasją – górami. To my tworzyliśmy klimat, zawiązaliśmy przyjaźnie, zapoznaliśmy towarzyszy do przyszłych wędrówek. Serdecznie pozdrawiam całą naszą ekipę i do zobaczenia w górach!
PS. Spokojnie, jeszcze wyślę Wam zdjęcia! 😀
CZY WARTO WZIĄĆ UDZIAŁ W WINTERCAMPIE?
Zapisy na nową edycję Wintercamp’u (15-18 luty 2018, Turbacz) ruszyły właśnie dziś! A więc nasuwa się pytanie, czy warto poświęcić 499-599 zł (w zależności od terminu zgłoszenia) na uczestnictwo w tymże wydarzeniu. Jeśli przeczytałeś/aś cały tekst, to już potrafisz sobie wyobrazić, jak to wygląda w realu, wiesz mniej więcej czego się spodziewać, ale nadal zastanawiasz się, czy warto. No bo mówiąc szczerze koszt jest niemały, zwłaszcza, że dojazd i jedzenie trzeba zapewnić sobie we własnym zakresie. A więc za co się płaci? W cenie mamy noclegi (1 w schronisku, 2 w namiocie), szkolenia oczywiście, opiekę, spotkania ze światowej klasy podróżnikami i gwiazdami himalaizmu, pakiet startowy, ubezpieczenie, fun oraz niesamowite wspomnienia. Rzadko bierze się udział w takich wydarzeniach, dlatego warto się szarpnąć i przeżyć to na własnej skórze.
DLA KOGO JEST WINTERCAMP?
Impreza trwa 4 dni, ale tak naprawdę program obejmuje 3 dni (pierwszy i ostatni są rozbite, by był czas na dojście oraz zejście z Turbacza). Przez ten czas nie da się nauczyć wszystkiego, jest to zwyczajnie niewykonalne, a turystyka zimowa, to naprawdę szeroka dziedzina. Doświadczony wyjadacz nie nauczy się niczego nowego (chociaż i tacy się tu zdarzają, lecz przyjeżdżają wyłącznie dla klimatu i ludzi), jednakże osoba, która dopiero zaczęła swoją przygodę w zimowych górach bądź dopiero chce ją rozpocząć, a trawiona jest przez niepewność i strach, na pewno trafi w dobre ręce. Sama nie mam dużego doświadczenia zimą w górach, toteż sporo wyniosłam, dzięki zimowemu biwakowi. Ugruntowałam dotychczasową wiedzę, poznałam przydatne triki, uświadomiłam sobie, ile tak naprawdę jeszcze muszę się nauczyć, ale już wiem, gdzie i w jaki sposób tę wiedzę uzyskać. Do tego poznałam ciekawych ludzi i najzwyczajniej w świecie znakomicie się bawiłam! Dzięki Wintercamp’owi pojechałam o wiele spokojniejsza na Kazbek, na który porwałam się przecież bez zimowego doświadczenia w Tatrach. To na Turbaczu po raz pierwszy łaziłam w rakach, używałam czekana, w końcu sprawdziłam, iż zimowy biwak nie jest taki zimny, jak go malują.
ZAPISY NA NAJNOWSZĄ EDYCJĘ WINTERCAMP’U NA STRONIE wintercamp.org.pl
Pozdrawiam,
Madzia / Wieczna Tułaczka
***
Tu też jest fajnie:
Myślę, że zdecydowanie warto jechać na wintercampy, raz że to niesamowite przeżycie dla każdego kto lubi troszkę pomyszkować po nieznanych dla siebie terenach a dwa że to jest kolejne nowe doświadczenie 😀
Świetna relacja, impreza wygląda naprawdę świetnie, bardzo chciałbym się wybrać na taki event.
Widziałem zimowe szkolenia w Tatrach, widziałem też Wintercamp – ciągle się waham, którą ofertę wybrać, ale Wintercamp na start zimowej przygody z górami wyższymi niż Sudety wydaje mi się rozsądniejszy. Twoja relacja chyba ostatecznie przechyliła szalę na rzecz Wintercampu:)
Pozdrawiam,
Jacek