Na myśl o Zakopanem w głowie wizualizuje się iście sielankowy obrazek: drewniane chaty na soczystej zieleni traw, dorożki sunące uliczkami, majestatyczne turnie w tle. I tak powinno być, ale… Już na pierwszy rzut oka w tym obrazku coś zgrzyta. Pomiędzy zabytkowe chałupy powtykane są ohydne budynki, soczyste trawniki zastąpiono kostką brukową, a ulicami suną głównie auta, jak to w mieście. Jeden element tego obrazka trwa niestrudzenie – piękne góry jak stały, tak stoją, owszem, ale same przecież wszystkiego nie załatwią. Zasłużyły sobie na obecną oprawę?
Wróćmy więc do zasadniczego pytania. Aby rozpatrywać urodę Zakopanego, powinniśmy choćby pobieżnie orientować się w jakie sukienki stroiło się dawniej. Wiedzieć co jest lokalne, tradycyjne, pierwotne i będące podstawą do dalszego rozwoju, a co jest niestylowe, szpetne, obce i wciśnięte z głupoty, ignorancji lub zachłanności.
TRADYCYJNA ZABUDOWA
Jak wiadomo tradycyjna zabudowa Podhala drewnem stoi i bynajmniej nie wynika to z góralskiego poczucia estetyki czy świadomości, że drewniana zabudowa świetnie wkomponuje się w górski krajobraz, a po latach będzie wabić urzeczonych turystów. Nie. Drewniany budulec, jakkolwiek by nie był piękny i ozdabiany, wynikał z biedy.
Drzew na Podhalu pod dostatkiem, ale górale i tak nie mogli pozwolić sobie na jakiekolwiek marnotrawienie materiałów, więc domy budowali z tzw. płazów. Pień drzewa przecinali na pół, z takiej połówki odcinali jeszcze po desce z każdej strony, uzyskując w ten sposób trzy płazy. Te lepsze, czyli płaskie, wykorzystywali do izby reprezentacyjnej, zwanej białą (my cepry nazywamy to salonem, tudzież pokojem gościnnym), te gorsze (półokrągłe) szły na izbę czarną, w której gnieździła się cała rodzina. Wszelkie płazy trzeciego sortu (tzw. trzeciaki) wykorzystywano do podłóg czy budynków gospodarczych.

Ciekawostka: Słynny Stary Kościółek przy Pęksowym Brzysku zbudowano z tych najpośledniejszych płazów, ale zewnętrzna warstwa desek przykrywa trzeciaki.
Teraz uwaga, stare podhalańskie budynki budowano bez użycia gwoździ! Jakim cudem nie waliły się jak domki z kart? Ano płazy ładnie na siebie nachodziły, a dzięki układaniu najgrubszych elementów u dołu ściany delikatnie pochylały się ku sobie, tworząc stabilną konstrukcję. Jeśli powstały jakieś szpary, były zapychane również drewnem (!), tzw. wełnianką, czyli cieniutkimi drewnianymi ścinkami. Jeszcze wcześniej używano do tego zwykłego mchu leśnego. Troszkę wiedzy i kawał, który przed laty był dla mnie niezrozumiały, teraz nabrał sensu:
Ceper pyta górala:
-Góralu, a jaki macie zawód?
-Mechoptyk – hardo odpowiada góral.
-A co takiego robisz?
-Optykam szpary domu mchem.
To co jednak najbardziej rzuca się w oczy w podhalańskim budownictwie to dachy. Dawno, dawno temu, gdy po raz pierwszy jechałam do Zakopanego, właśnie one zwróciły moją uwagę, bo oto nagle znalazłam się w krainie spadzistych dachów, tak różnych od tych z rodzinnych okolic. Legenda głosi, że nawiązują one swym wyglądem do tatrzańskich szczytów. Romantyczne, co nie? Prawda jest banalna, po prostu dzięki swej konstrukcji, dach chroni dom przed halnym i nie pozwala na zbieranie się śniegu, który zimą spada na Podhalu tonami!
KUPA ŚMIECI, PRZYNIESIONA WIATREM ZE ŚWIATA
Spore zmiany nadeszły w drugiej połowie XIX wieku, kiedy to w kurortach Polski królował styl naśladujący architekturę alpejskich miejscowości. Kilka takich modnych obiektów powstało i pod Giewontem. Podobno dla wygody obytych w świecie kuracjuszy, którzy już wtedy przybywali do Zakopanego, okrzykniętego przecież Stacją Klimatyczną.

Willa Poraj. Wysoka, szalowana, zdobiona ażurami z drewna willa nawiązywała do stylu szwajcarskiego.
W 1886 roku w podgiewontowskiej osadzie pojawił się Stanisław Witkiewicz, skierowany na leczenie przez Tytusa Chałubińskiego, dziś znany wszystkim jako „ojciec stylu zakopiańskiego”. Zaczął jak trza było, od poznania Podhala i jego tradycyjnej zabudowy. Nowomodne budownictwo zdecydowanie nie przypadło mu do gustu, skwitował to tak: „kupa śmieci, przyniesiona wiatrem ze świata”. Postanowił działać i ratować Zakopane od zachodnich wpływów.
STYL ZAKOPIAŃSKI
Kurne góralskie chaty nie zaspokajały potrzeb wciąż rosnącej liczby przybyszów, a wielkie sanatoria budowane na kształt tych alpejskich nie przystawały do regionalnej zabudowy. Witkiewicz znalazł złoty środek i zaprojektował pierwszy budynek łączący wygody dużego domu z tradycyjnymi rozwiązaniami stosowanymi na Podhalu od wieków. Mowa o Kolibie na ul. Kościeliskiej 18, w której utworzono Muzeum Stylu Zakopiańskiego. Bilet wstępu kosztuje 7 zł i nie żałujcie ani złotówki, bo w tej jednej willi zgromadzono niezliczone ilości starych, bogato zdobionych mebli, przedmiotów codziennego użytku i ozdób. Aż miło popatrzeć!
Co ciekawe, Witkiewicz nie był z wykształcenia architektem, lecz malarzem, ale we współpracy z góralskimi cieślami stworzył styl zakopiański: on wymyślał i kreślił, oni przenosili projekt w rzeczywistość. I to bez zaczarowanego ołówka! 😉 Wkrótce zrealizowano kolejne projekty: Dom pod Jedlami na Kozińcu dla rodziny Pawlikowskich (M. Samozwaniec była związana z tą rodziną i w książce „Maria i Magdalena” uchyla kilka arcyciekawych historyjek związanych z tym domostwem oraz całym Zakopanem), Willa Oksza (obecnie Galeria Sztuki XX wieku) na ul. Zamoyskiego 25, czy słynny kościółek na Jaszczurówce.
A czym dokładnie charakteryzuje się styl zakopiański? Witkiewicz stworzył wzorzec przestronnej i wygodnej willi, która zachowując tradycyjny podhalański charakter z powodzeniem służyła turystom. I tak, budowano dom piętrowy na podmurówce, ale ściany powstawały nadal z drewnianych płazów, wykorzystywano dużą liczbę ozdób charakterystycznych dla Podhala, a pod wysuniętym okapem umieszczano przyłap (werandę). To duże uproszczenie, ale chodzi tylko o ogólne nakreślenie stylu.
Projekty te szybko się przyjęły i nawet po śmierci Witkiewicza powstało całe mnóstwo domów zainspirowanych jego stylem, choćby Obrochtówka przy ul. Kraszewskiego 10a, w której znajduje się tradycyjna karczma, kilka lat temu zrewolucjonizowana przez Magdę Gessler.
SZPETOTA DZIERŻY PRYM
Witkiewiczowską rewolucję przyhamowała I wojną światową, a po niej nastał chaos. W okresie międzywojennym do Zakopanego waliły tłumy arystokratów, artystów, literatów, malarzy, muzyków i wszelakiej maści turystów i wariatów. 😉 Niektórzy z nich góralską spuściznę mieli w głębokim poważaniu i budowali dla siebie domy, ulegając podszeptom nowomodnych architektów. Powstało wtedy wiele eklektycznych budynków nie przystających ani do zabytkowych chałup ani witkiewiczowskich willi. Jeszcze więcej badziewia było w planach (jak choćby zabudowanie Równi Krupowej blokami), ale Wielka Wojna zdusiła je w zarodku.
Czasy II wojny światowej okazały się dla Zakopanego łaskawe. Jako że osada znajdowała się na zadupiu, to w większym stopniu nie zawracano sobie nią głowy. Co prawda Niemcy spalili żydowskie domy i synagogę oraz poczynili pewne inwestycje, głównie drogowe, ale resztę względnie olali.
Najgorsze spustoszenie wywołały lata głębokiej komuny. Jak wyglądają betonowe, klockowate wielopiętrowce z lat 60 i 70-tych każdy wie, jednak chyba nigdzie nie rażą tak w oczy, jak na Podhalu – w sielskiej krainie drewnianej zabudowy! Co gorsza, ogromne i paskudne potworki powstały w najlepszych lokalizacjach miasta i miejscach szczególnie atrakcyjnych widokowo. Kto spacerował po Zakopanem, ten bez trudu wyłowił „perełki” z otoczenia. Dobrze, że nikomu nie przyszło wtedy do głowy, żeby wyburzyć kilka drewnianych chałup na Kościeliskiej na rzecz nowego „cudnego” domu wczasowego dla masy robotniczej!
KOCIOŁEK ROZMAITOŚCI
A jak jest teraz? Niestety Zakopane nie idzie w ślady tradycji. Dla ogromnych mas turystów buduje się ( i wtyka gdzie popadnie) nowoczesne apartamentowce. Liczy się ekonomia, opłacalność inwestycji, maksymalna ilość pokoi do wynajęcia na ciasnej działce, no więc deweloperzy stawiają współczesne wielopiętrowce na potęgę. Co prawda, lepsze to niż komunistyczne bloki, ale jednak te budynki nic nie wyróżnia od tych znajdujących się na warszawskich osiedlach, a pamiętajmy, że Zakopane wabi kulturą, tradycją i unikatowym stylem. Jeszcze.
Zakopane dobija się też na inny sposób. Otóż powstają budynki niby na pierwszy rzut oka nawiązujące do stylu zakopiańskiego, ale w rzeczywistości reprezentujące tak dziwaczną mieszankę stylów, że Witkiewicz to się chyba w grobie przewraca… Nic się nie poradzi, jeśli taką maszkarę stawia osoba prywatna na swojej działce, można mieć tylko nadzieję, że ogrodzi dom wysokim płotem, ale gdy ktoś próbuje przepchnąć projekt w iście gargamelowskim stylu w centrum miasta, to winien być przegoniony, tudzież sprowadzony na drogę dobrego stylu. Otóż nie! Władze miasta pozwalają na urzeczywistnianie szaleńczych, a może wręcz szatańskich planów!

Willa Kominiarski Wierch (Kościeliska 33a). Jak to się stało, że konserwator zabytków wydał zgodę na budowę tej purchawy i to na najbardziej zabytkowej ulicy miasta? Rzecz nieodgadniona…

Kolejny projekt tego samego architekta. Inspiracje Gaudim widać gołym okiem, ale czy potrzeba nam Barcelony pod Tatrami?
Źródło: archiwum.warta.pl
Niestety sami górale odchodzą od drewna i najczęściej stawiają domy murowane. Z jednej strony nie ma co się dziwić – chcą mieć trwałe, solidne domostwa, z drugiej strony – szalenie żal. Na szczęście są też tacy, co wznoszą piękne drewniane domy, wzorowane na witkiewiczowskich projektach, co widać na obrzeżach miasta i w rejonie Kościeliska.
Mając podstawową wiedzę, jak Zakopane zmieniało się z biegiem lat po wpływem mód wszelakich i pod ręką ludzi różnorakich, rzućcie okiem na obrazek raz jeszcze, ale tym razem przyjrzyjcie się dokładniej. Koktajl architektoniczny jest wybuchowy, pod tym względem nie różni się tak bardzo od innych miast w Polsce, ale zobaczcie czym jest doprawiony! Widzicie? No raczej… Nie da się tego przegapić…
NEONOWE WRZASKI, HELLO KITTY ORAZ ZAKOPIAŃSKIE DINOZAURY
Wiele przypraw doszczętnie partaczy i tak źle skomponowany zakopiański koktajl. Na pierwszy ogień weźmy neonowe banery, plakaty, billboardy i wyskakujące z każdego kąta reklamy. Toż to prawdziwa zakała Zakopanego, która skutecznie zakrywa stylowe, drewniane zabudowania. Ba! Te wielgachne płachty reklamowe skutecznie zasłaniają same Tatry! A to już niewybaczalne! Wystarczy wjechać do miasta zakopianką, by pojąć ogrom problemu.

Elegancko, co nie? Polska nadal pozostaje jednym z nielicznych krajów Unii Europejskiej, w których billboardy zaśmiecają krajobraz, pozostając praktycznie poza jakąkolwiek kontrolą publicznej administracji. Niektórzy politycy postulują, by sprawy ochrony krajobrazu były regulowane na poziomie Komisji Europejskiej. Skoro halny jeszcze nie powyrywał tych reklam, to może UE się z nimi rozprawi…
Źródło: krakow.gazeta.pl
Centrum wcale nie jest lepsze, pstrokate reklamy atakują zewsząd, niczym harpie wbijają w nas swoje szpony, usiłując na chama wpajać treści. Reklamodawcy na serio myślą, że ta nawałnica niewybrednie podanych informacji zachęci Kowalskiego do skorzystania z ich usług? Ja się bynajmniej nie czuję pozyskana. Pod obstrzałem tysiąca napisów czuję się przytłoczona i zniesmaczona. Nie oszukujmy się, taki ogrom reklam odstrasza, rujnuje nasze błędniki, przyprawia o zawroty głowy i zwyczajnie oszpeca miasto!

To nie jest punkt informacyjny. 😉 To tylko jedna z kamienic na Krupówkach…
Fot. Marek Podmokły, krakow.gazeta.pl
Yyyyyyyyyhhhhhh! Tym głębokim westchnięciem przypieprzę kolejną zaprawę do naszego koktajlu. Krupówki. To takie miejsce w Zakopanem, do którego trafi każdy, bez znaczenia, czy umyślnie, czy przypadkiem. Tak, Krupówki widział każdy i niestety wielu bierze udział w zbrodniczym procederze, który się tam rozgrywa. A tam się dzieje zgroza!
Już kwestię samej zabudowy zostawię, po wcześniejszym wywodzie orientujecie się jak powinna się prezentować, a jak jest w rzeczywistości. Co innego przyprawia mnie o donośne zgrzytanie zębów, mianowicie fakt, iż Krupówki stały się jarmarkiem, ale w tym najbardziej kiczowatym, odpustowym i obciachowym wydaniu. Tandeta wybija się na pierwszy plan. Dziadowskie „atrakcje” królują. Dlaczego od wielu lat pozwala się na Myszki Miki tańcujące w takt głośnego disco? Dlaczego tuż obok karczmy stoi świecący (jak psu jajca na wiosnę) automat do gier? Dlaczego wpuszcza się cały zwierzyniec pluszaków naciągających na wspólne zdjęcie za „co łaska”? Eh, gdyby ci przebierańcy związani byli w jakiś sposób z regionem. Ok, po Krupówkach krąży niedźwiedź, świstak, nawet Janosik, ale jak przypiąć do tego Shreka, Angry Ptaka, Czesia, Kubusia Puchatka czy Hello Kitty? Zwyczajowo takie atrakcje uskutecznia się w wesołych miasteczkach, natomiast w Zakopanem zainstalowano je w centrum. Na stałe. Ja rozumiem, że Zakopane jest miejscowością turystyczną, a turyści lubią się zabawić (nie zawsze na poziomie) i wydać kasę na pierdoły, choćby dla wakacyjnego kaprysu, ale doprawdy jakieś granice jakości należałoby ustanowić. Póki co samowolka trwa w najlepsze, a obciach goni obciach. Że też jeszcze Śpiący Rycerz nie runął ze wstydu…

Jeden z mieszkańców Gubałówki twierdzi, że nie jest to palma, a smrek czochrany! 😀 A w ogóle to najważniejsze, że turyści mają nową atrakcję, po którą nie muszą wyjeżdżać do ciepłych krajów. O zgrozo! Trzeba by jeszcze przetransportować Adriatyk pod Giewont i będzie pełnia szczęścia! 😉
Źródło: krakow.gazeta.pl
Nie lepsze związki z Podhalem od Hello Kitty wykazują pamiątki. Stragany uginają się od produktów tylko stylizowanych na regionalne, a tak naprawdę są hurtowo sprowadzane z Chin. Ok, sprzedawcy chcą zarobić, turyści nie chcą przepłacać, taki biznes. No ale, niektórym świstaki, ciupagi, wełniane skarpety, oscypki, drewniane puzderka, pluszowe owce czy kubki z napisem Zakopane nie wystarczają. Nie. Polacy przyjeżdżają do Zakopanego i z powodzeniem kupują pseudoafrykańskie rzeźby, egipskie papirusy, szczekające pieski, plastikowe karabiny, fretki goniące świecące piłki, a nawet czeskiego Krecika! A ja głupia myślałam, że pamiątka z wakacji ma ściśle wiązać się z danym miejscem, by potem przypominać miłe chwile spędzone na wyjeździe. Jeśli komuś szczekający różowy piesek kojarzy się z Morskim Okiem, to spoko, z wariatami dyskutować nie będę. 😉

Oto me „ulubione” szczekające pieski. Jestem dumna, że mój kundelek rozszarpał kiedyś jednego z nich na strzępy! 😀
Tego całego grajdołku z tandetnymi atrakcjami nie można złożyć wyłącznie na sumienia miejscowych. Otóż prawda jest bardziej bolesna: jest popyt, jest podaż. Życzyłabym sobie, żeby na Podhale przyjeżdżali ludzie zafiksowani na punkcie Tatr i lokalnej kultury, skorzy do poznania prawdziwego oblicza i unikalnego bogactwa regionu. Tiaaaa… Większość zadowala się Góralburgerem, cymbergajem, zdjęciem z Hello Kitty i plastikową pamiątką „Made In China”. Przykre to, ale skoro popyt na przaśność jest, to niech sobie będzie na uboczu. Powinna istnieć jakaś regulacja spychająca cały ten burdel w jedno miejsce (choćby na bazar pod Gubałówką), uwalniając centrum, które przecież powinno stanowić wizytówkę miasta. Miasta, które niegdyś miało duszę…

Na pierwszym planie obudowa tandetnego oczka wodnego, które przez miejscowych zwane jest „ostatnim wytryskiem Curusia” (pieszczotliwa nazwa nawiązuje do inwestycji kończącego wówczas kadencję burmistrza), na drugim planie szałowe rozrywki na miarę najprawdziwszego lunaparku, na trzecim planie Giewont, który trzeba by przysłonić bardziej, bo słabo wtapia się w otoczenie. 😉
URODA ZAKOPANEGO
Na zadane w tytule pytanie nie mogę odpowiedzieć twierdząco, choć bardzo bym chciała. Nie wiem, może mam coś nie po kolei w głowie, ale zawsze wyobrażałam sobie Zakopane jako przedsionek Tatr i siedlisko góralszczyzny, miejsce przepełnione charakterem, niekwestionowanym urokiem i mogące konkurować z Tatrami o zainteresowanie turystów. Im dłużej patrzę na ten obrazek, tym bardziej dostrzegam jaką karykaturą stało się Zakopane. Bańka mydlana pełna romantycznych wyobrażeń pękła, ukazując w zamian brudne bebechy.

Wiecie co jest w tym najgorsze? To góral z koniem wyglądają nie na miejscu i kiepsko wpasowują się w „lasvegasowski” anturaż… Sorry, są w mniejszości…
Fot. Bartłomiej Jurecki
Mimo wszystko Zakopane lubię, mam do niego ogromny sentyment, może dlatego, że staram się patrzeć na nie przez XIX-wieczne okulary. Usiłuję omijać wzrokiem szkaradne budynki, a wyłapywać rasowe podhalańskie perełki, które przecież rozsiewają urok na kilometry! Zakopane naprawdę przepełnione jest wyjątkowymi zabytkami i ma do zaoferowania mnóstwo wspaniałych atrakcji, jednak by je dostrzec, trzeba najpierw przekopać się przez maź tandety, która zalała to miasto.
Jest nadzieja na odświeżenie wizerunku! Od wielu miesięcy trwają prace nad projektem utworzenia Parku Kulturowego (obszaru szczególnej ochrony), który ma oczyścić miasto z pstrokatych reklam i okiełznać chaos przestrzenny. Ja trzymam kciuki i liczę, że radni Zakopanego w końcu się dogadają, bo w obecnym stanie zyskuje branża reklamowa i pewnie kilku przedsiębiorców, miasto traci i nie zachęca do ponownych odwiedzin.
W tej chwili Zakopane leży i kwiczy o pomstę do nieba, z nadzieją, iż ktoś ten niemy wrzask w końcu potraktuje serio. Może w XXI wieku pojawi się godny następca Witkiewicza, który zastanie Zakopane murowane, a zostawi drewniane?
Madzia
Wieczna Tułaczka
***
Na fejsie też się dzieje:
Trudno niestety z tym polemizować, bo faktycznie z tego miasta w ostatnich latach wyłazi wszędzie pstrokacizna, niechlujstwo i kicz. Ale to prawda, nie byłoby tego, gdyby nie było zapotrzebowania, niemniej jednak jest to przerażające po co to zaczęło się przyjeżdżać pod Giewont i co, całej tej hałastrze do szczęścia jest potrzebne. Teraz pozostaje wzdychać i mieć płonne nadzieje że coś się z tym uda zrobić, a w lecie uciekać przed tym rozwydrzonym tłumem i tym narzucającym się syfem…
„Nie wiem, może mam coś nie po kolei w głowie, ale zawsze wyobrażałam sobie Zakopane jako przedsionek Tatr i siedlisko góralszczyzny, miejsce przepełnione charakterem, niekwestionowanym urokiem i mogące konkurować z Tatrami o zainteresowanie turystów.” – Hehehe, bardzo naiwne wyobrażenie 😉 Ale jedno się zgadza, wśród turystów jest równie interesujące jak same Tatry. Jeśli nie bardziej 😛
Dla mnie Zakopane to tylko miejsce przesiadkowe w drodze w Tatry, ostatnimi czasy głównie słowackie. Ale jeśli mam czas, to Krupówki też odwiedzę. Mam tam swoje ulubione miejsc, które zawsze odwiedzam, gdy tylko mogę.
Wpis bardzo fajnie napisany, miałem tylko przejrzeć co tam napisałaś o zakopiańskiej architekturze, a przeczytałem całość 🙂
Jestem chora jak przejeżdżam przez Zakopiankę i nie mam tu na myśli korków – to już historia na inny post. Chodzi mi o ten bałagan architektoniczny. Chaotyczna zabudowa wiosek czy większych miejscowości. I te neony świecące wszędzie, reklamy co pół metra wielkości domu.. masakra. Tam nikt chyba nad tym nie panuje? Niby w Zakopocu tego bardziej pilnują, ale jak widać po zdjęciach, które zamieściłaś – są smaczki, oj są 🙂
Już nawet jestem w stanie przeżyć te wszystkie gwałty na architekturze i stylu zakopiańskim, ale wszędobylskie i monstrualne reklamy doprowadzają mnie do szewskiej pasji. :/
Wydaje mi się, że takie jednoznaczne przekreślanie modernizmu w Zakopanem to przesada. Hotel Gromada na zdjęciu prezentuje się całkiem przyjemnie dla oka, podobnie jak urząd miasta czy bar pod Smrekami (na 1. zdjęciu oczywiście). Nie jestem żadnym znawcą, ale to jest naprawdę dobra architektura w porównaniu do współczesnego szkaradztwa. Prawdopodobnie gorzej jest z urbanistyką, ale cóż zrobić…
Napracowałaś się chyba dosyć mocno nad tym postem… Bardzo fajnie się go czytało 🙂 Zakopane to takie miejsce na mapie moich podróży, które staram się omijać, traktując tylko jako punkt przesiadkowy. Ale patrząc na te piękne drewniane domy myślę, że trzeba się przełamać i miastu dać maluteńką szansę (omijając starannie Krupówki 🙂
Pozdrawiam
Trochę tak 🙂 Fajnie, że czasem ktoś to dostrzega 🙂 A Zakopane naprawdę potrafi zauroczyć, jak się wie, gdzie szukać.
Ja nie byłem jeszcze w Zakopanem, ale z tego co słyszałem od znajomych jest to miasto przereklamowane.. Dlatego zawsze wybierałem alternatywne miejsca… może warto sprawdzić :)?
Całe Podhale warto sprawdzić 😀
Ja już byłam tam wiele razy i zawsze chętnie wracam, choć niekoniecznie na Krupówki 😉
Zakopane dla mnie zawsze będzie miało swój urok. Ilekroć tam przyjeżdżałem to ogarniało mnie pewne uczucie, którego nie sposób opisać. Jest kilka mankamentów, które strasznie mnie dobijają. Główny problem to wszechobecne reklamy… Obecnie mieszkam w Niemczech i tutaj takiego problemu nie ma, w Polsce mamy w tym temacie istny reklamowy barok.
ładne to może i jest ale gdy nie ma tam ludzi. Ten cały tłum na krupówkach przyprawia o mocny ból głowy.
Zakopane zawsze było fajnym rozwiązaniem na wakacje, ale w ostatnim czasie rzeczywiście napchane tam ludzi niemiłosiernie. Byliśmy kilka dni temu z rodziną na małym wypadzie w góry i naprawdę ciężko było gdziekolwiek się ruszyć. Nestety ale góry pomału tracą swój spokój i urok. Najbardziej zaś boję się tego, że ktoś w końcu wpadnie na ten idiotyczny pomysł i nad Morskim Okiem postawi market, albo inne centrum handlowe.
Fajny tekst i jakże prawdziwy. z łezką w oku wspominam czasy kiedy Zakopane tak skomercjalizowane jak teraz. Mało ludzi, żadnych reklam, żadnych lunaparków, karuzel, kin 155D, światełek i wszechobecnej chińszczyzny. Mam małe dzieci, więc odpuszczam wyjazd do Zakopanego, ale jak podrosną to ich tam zabiorę. Pójdziemy w góry jak zawsze robiliśmy z całą rodziną. Dla mnie esencją Zakopanego są właśnie góry i ten specyficzny zapach drzewa, mchu i oscypków hihih, które zawsze chętnie jedliśmy…… eh rozmarzyłam się. Kocham góry, ale to co się dzieje w mieści jest faktycznie przytłaczające, i raczej nie ma szans żeby się coś w tym temacie zmieniło, no chyba że na gorsze….
Ostatni raz byłam w Zakopanem w gimnazjum chyba. Chętnie bym wróciła żeby sprawdzić jak Zakopane się zmieniło 🙂
Powrót może być szokujący 😉 😀
Stanę w obronie kiczu i tandety. Nie żebym to jakoś szczególnie pochwalał, ale po prostu rozumiem to. Walczenie z tym, to jak walka z wodą z wodospadu, że spada w dół. Pamiętam już, że jako dziecko, 30 lat temu, chodziłem na Krupówki grać w gry na automatach. Zatem te automaty, to nic nowego (to, że teraz hazardowe – nieistotny szczegół). Zawsze jest tak, że gdzie dużo ludzi, tam musi królować kicz i tandeta. Widać to na każdym odpustowym jarmarku. Dobrze, że zauważyłaś, że Polacy kupują te pseudoafrykańskie rzeźby. Słowo-klucz – *kupują*. I teraz tylko trzeba wyciągnąć wnioski: jest popyt, jest podaż. Jest tak samo jak 30 lat temu – ludzie się nie zmieniają, tylko technika się zmieniła. I tak będzie nadal, i nic z tym się nie zrobi, to pewne jak fakt, że faceci w męskim gronie prędzej będą przeklinać, niż mówić wierszem. I dzięki temu do Zakopanego przyjeżdża miliony turystów rocznie, bo te miliony przyjeżdżają właśnie dla tego kiczu. Tylko niewielka, powtarzam: niewielka część pójdzie zobaczyć to, co naprawdę warto – góry z bliska. Jednakże dla górskiego turysty nieważne będzie jak wielki kicz będzie na Krupówkach, ważnym będzie, że Zakopane będą superwygodną bazą wypadową do wycieczek.
Pooglądaj sobie google street view z Zakopanego a potem bez wychodzenia z domy zobacz sobie włoskie miasteczko np. w Dolomitach, Cortina A’mpezzo albo jakies inne w Alpach porównaj i się zastanów Lesiu.
W prasie lokalnej tatrzańskiej były poruszane tematy kategorii turystów odwiedzających Krupówki i rejon handlowy Gubałówki . Głównymi bywalcami w sondażach oraz statystykach okazują się mieszkańcy średnich a głównie małych miejscowości. To by się zgadzało , ponieważ w dużych aglomeracjach natłok i zagęszczenie na głównych ulicach ludzi , sklepów i budek i innych atrakcji handlowych jest tak ogromny , że niejednemu się od tego flaki przewracają . Ludziska przyjeżdżają z małych miasteczek oraz wsi i nie mają tego krajobrazu na bieżąco dlatego chłoną ten klimat garściami. Dla przykładu w Krakowie na głównej ulicy Floriańskiej na trakcie królewskim do Wawelu największą atrakcją dla turystów okazały się nie są zabytki – tylko Mc Donalds / smutne , ale prawdziwe / . Dla jednych wycieczka w góry odznacza wyjście na grań skoro świt podziwianie krajobrazów , panoram tatrzańskich oraz obcowanie z naturą. Dla innych góry to plątanie się po ulicach Zakopca , chodzenie od knajpy do knajpy , chlanie browarów i imprezy do rana , kupowanie suvenirów ciupaga made in china , kierpce zdjełano na ukrainu ptaszki na wodę , miski i przeróżne pierdoły , gadżety wyprodukowane przeważnie w Chinach. Prawdziwie wesołe życie na Krupówkach zaczyna się póznymi wieczorami , wtedy kiedy znieczuleni pseudo turyści opuszczają knajpy. Humor – Tutejsi restauratorzy chcieli złożyć w gminie wniosek z projektem wybudowania dookoła Krupówek pierwszej na świecie miejskiej via ferraty w celu ułatwienia przemieszczania się gości po wyjściu z lokali po ulicy.
Zakopane to piękne miejsce, idealne na odpoczynek. Bywam tam przynajmniej raz w roku i zawsze zahaczam o jakieś specjalne atrakcje. Okolice Zakopanego to również majstersztyk, z pewnością jedno z najładniejszych miejsc w Polsce, których u nas w kraju jest akurat sporo 🙂
Zakopane to dla mnie przede wszystkim baza wypadowa w góry ale mam wielką słabość do Pęksowego Brzyzka. Mogę nie „odwiedzić” Krupówek ale być w Zakopanem i nie pójść na Stary Cmentarz to byłoby nie do pomyślenia. Pewnie mam jakieś dziwne zboczenie. Lubię ładne nekropolie. Niestety nie mam szans na Brzyzek dla siebie.)
Joa, nie bądź taka pesymistka 😉 Pogadaj z rodziną – jakby co (nie daj Boże!) niech działają. Jednego takiego pochowali wśród królów bo „rodzina sobie tak życzyła” więc też masz szanse 😛
Madziu, pisz więcej takich tekstów, dygresji i skojarzeń. Głupotę trzeba pokazywać i piętnować na każdym kroku. Generalnie rozdrażnieni i zmęczeni przemykamy obok a syf się rozrasta i zalewa nas zewsząd bo nikt nie protestuje. Łatwo jest zwalać na „popyt” a główny problem tkwi w tym, że ludzie, którzy nigdy nie mieli możliwości wyjazdu nie wiedzą jak się zachować ani czego szukać – bo nikt ich tego nie nauczył. „Wzorce” zastają na miejscu i naśladują (owszem: bezkrytycznie). Skoro wszyscy kupują chińszczyznę to pewnie na urlopie tak trzeba…
Za sytuację w Zakopcu winę ponoszą włodarze miasta. To ich zadanie. A naszym jako gości jest chwalenie dobrego i wytykanie złego. Miasto ma swoich mieszkańców, którzy muszą tam jakoś żyć i pracować, więc oni tam decydują. Ale historia, zabytki oraz parki narodowe są naszą wspólną wartością i razem musimy o nie dbać.
Nie można puszczać płazem arogancji i nie liczenia się z nikim. Inaczej będą realizowane „genialne” pomysły takie jak np propozycja członka Senatu RP żeby iluminować na stałe krzyż na Giewoncie i puścić światło naszej wiary w świat lub jeszcze „genialniejsze” wypożyczenie całego krzyża na jakieś tam obchody. Że o paleniu zabytkowych obiektów coby odzyskać działkę pod zabudowę delewoperską nie wspomnę…
Pozdrawiam
Natalia
A jak wygląda promocja unikatowych wartości w polskim wydaniu?
Wybrałam się na wystawę „#Dziedzictwo” w Muzeum Narodowym w Krakowie. Dużo chwalenia i szumu medialnego – trzeba było zobaczyć. Na wejściu dostałam do biletu papierowy katalog formatu A4 (numerki eksponatów + krótki opis). Fajnie: jak mnie coś zaintryguje to sobie doczytam w domu. Pierwsza konsternacja po wejściu: eksponaty owszem mają numerki i … nic więcej! Żeby wiedzieć co oglądam musiałabym NAJPIERW przeczytać cały katalog, zaznaczyć interesujące pozycje i zamiast oglądać eksponaty wpatrywać się w spis próbując potem zidentyfikować te pozycje na żywo. No nic to, jakoś sobie poradzę. Podobno Warszawa poszła jeszcze dalej w temacie „ulepszeń” i nowoczesności bo na jednej z wystaw na gablotach ponaklejali kody QR do odczytania smartfonem po wcześniejszym zainstalowaniu odpowiedniej aplikacji. I też bez podpisów eksponatów „na żywo”.
Wypatrzyłam fascynujący obraz z widoczkiem tatrzańskim. Gdzieś widziałam wcześniej reprodukcję, artysta się na szczęście sam podpisał, fajnie, że rozpoznałam na żywo dzieło Stanisława Witkiewicza. W domu doczytuję: „Gniazdo Zimy” autor: Stanisław Witkiewicz; rok śmierci 1939…
No do cholery: jeśli pracownicy tak wydawałoby się szacownej instytucji nie widzą różnicy między twórcą stylu zakopiańskiego zakochanym w Tatrach a jego synem zakochanym w psychodeliczno-narkotycznych eksperymentach to jak przysłowiowy „Janusz” ma odróżnić dinozaura z Zakopanego od np. kozicy???
Pozdrawiam
Natalia
PS
„Gniazdo Zimy” jest naprawdę niesamowte 🙂
Cudnie się czytało! Dziękuję za ciekawostki o tradycyjnyej zabudowie i stylu zakopiańskim 🙂
Byłam w Zakopanem bardzo dawno temu i pamiętam klimat, który się tam czuje. W przyszłym tygodniu wybieram się ponownie, dzięki za ten wpis 🙂