GRUZJA – NIESAMOWITY TREKKING Z OMALO DO SZATILI

GRUZJA – NIESAMOWITY TREKKING Z OMALO DO SZATILI

 

Jeśli szukasz ukojenia w górskim otoczeniu – ten artykuł jest dla Ciebie. Jeśli marzysz, by ruszyć na wędrówkę do miejsca, które jeszcze kipi autentycznością – ten artykuł jest tym bardziej dla Ciebie. Pokażę Ci zjawiskowe kaukaskie krajobrazy, podzielę się emocjami, jakie towarzyszyły mi podczas jednego z najpiękniejszych trekkingów w całej Gruzji, wreszcie podam informacje praktyczne, by ułatwić Ci przygotowania do podróży – bo jestem przekonana, iż zechcesz pójść w moje ślady.

Trasa rekomendowanej wędrówki prowadzi przez dwa regiony położone w północno-wschodniej Gruzji: Tuszetię i częściowo Chewsuretię. Mówi się, że to krainy zapomniane przez Boga. Graniczą z rosyjskimi republikami, a wysokie góry w mniejszym lub większym stopniu odcinają je zarówno od cywilizacji, jak i reszty kraju.

  • Tuszetia – Wciśnięta pomiędzy Kachetię, Dagestan i Czeczenię, doczekała się drogi samochodowej dopiero w 1978 roku! Choć za chwilę przekonasz się, jak bardzo odbiega ona od europejskich standardów. Cechą charakterystyczną regionu są liczne bastiony, służące niegdyś jako schronienie przed napadami ludów z sąsiednich krain.
  • Chewsuretia – Nazwa regionu znakomicie oddaje charakter miejsca, pochodzi bowiem od słowa chewi, które oznacza „wąwóz”. Obszar Chewsuretii obfituje w głębokie doliny, w których roi się od wież strażniczych, a osady założone nad bystrymi potokami przypominają prawdziwe twierdze.

TUSZETIA

To wymarzone miejsca dla miłośników natury. Z dala od świateł miasta, z dala od uczęszczanych dróg, gdzie na nowo można zdefiniować ciemność oraz ciszę. Mieszka tu niewielu górali, a i tak zimą większość z nich schodzi do bardziej przyjaznej klimatycznie Doliny Alazani. Trudnią się głównie pasterstwem, toteż możesz mieć pewność, że podczas wędrówki spotkasz wolno pasące się konie, setki owiec i krów. Skoro są owce, jest też ser i wełniane wyroby, które można zakupić u gospodarzy na pamiątkę.

Tuszetia wraz z Chewsuretią to wyjątkowe regiony, nie do końca zrozumiałe nawet dla Gruzinów z innych części kraju. Mieszkańcy nadal kultywują pogańskie tradycje i dbają o zwyczaje przekazywane z pokolenia na pokolenie. Jednym z nich jest absolutny zakaz spożywania wieprzowiny, a turystę przyłapanego z kabanosem czekają srogie konsekwencje. Jeśliby zapytać Tuszeta, czemu „świnina” jest zakazana, nie będzie umiał udzielić odpowiedzi. Nie można i kropka. My musimy to uszanować. Kobiety bezwzględnie muszą omijać wszelkie miejsca oznaczone stosowną tabliczką, głównie świątynie, kapliczki, miejsca dawnych sądów, gdzie decydowano o losie ludzi, a czasem i całych wiosek. Tuszeci wierzą, że kobieta w takim miejscu oznacza przekleństwo dla całej wsi. Nie chcemy ich rozdrażnić.

To właśnie w Tuszetii i Chewsuretii pogańskie kulty i wierzenia opierały się chrystianizacji najdłużej w całej Gruzji. To pokłosie zakładania osad wysoko w górach, w niedostępnych krainach. Dzisiaj mieszanka prastarych wierzeń i zwyczajów, gruzińskiej gościnności, spektakularnych krajobrazów i czystej przyrody przyciąga coraz więcej turystów, chcących poznać nieskomercjalizowaną Gruzję. Turystyczne macki powoli dopominają się o Tuszetię… Teraz jest dobry czas, by poznać ten region, dopóty jest czysty i charakterny.

DO GRUZJI Z MOUNTAIN FREAKS

W Gruzji byłam oczywiście z zaprzyjaźnioną agencją Mountain Freaks, z którą robiłam trekkingi, wyjścia na Kazbek oraz Elbrus. Polecam serdecznie tym, którzy nie mogą znaleźć towarzystwa na wyprawę, boją się samodzielnego trekkingu, nie wiedzą jak zabrać się za organizację lub po prostu mają taki kaprys. Wycieczki są dobrze przygotowane, atmosfera luźna i koleżeńska. Mam jakieś takie szczęście do ludzi na wyjazdach z Freakami. Dzięki tym wojażom poznałam współtowarzyszy na górskie (i nie tylko) wypady. Ogromnym plusem zorganizowanego trekkingu jest fakt, że nie trzeba zawracać sobie głowy całą tą logistyką związaną z wyjazdem: rezerwacją miejsc, szukaniem przejazdów, wytyczaniem trasy, formalnościami u pograniczników itd. – to wszystko ogarnia Ewa. Dla uczestników zostaje więcej czasu na kontemplowanie widoków, rozmowy z innymi i selfiaczki. 😀 Podczas trekkingu towarzyszą nam gruzińscy przewodnicy, zwiększając nasze bezpieczeństwo (i wiedzę o Gruzji, jeśli tylko nie boimy się rozmawiać po rosyjsku), a o komfort dba polski lider. Latem 2019 są aż dwa terminy na trekking, który miałam szczęście przejść. Szczegóły na stronie Mountain Freaks

Tuszetia blog (1)

 

TRASA TREKKINGU

  • CZĘŚĆ I (5 dni) – Trekking z Omalo do Szatili przez Przełęcz Atsunta, opisany w tym artykule
  • CZĘŚĆ II (1 dzień) – Off-roadowy przejazd z Szatili do Roszki i przejście przez Przełęcz Czauczi do Juty, a wieczorem uroczysta supra z gruzińską muzyką na żywo [klik]
  • CZĘŚĆ III (1 dzień) – Wycieczka do Doliny Truso, powrót do domu lub przedłużenie wyprawy o wejście na Kazbek i Elbrus (na taką opcję zdecydowałam się ja)

***

Pod wieloma względami był to dla mnie wyjazd życia. Pomimo tego, że praktycznie na samym początku się rozchorowałam. Bolączki ciała dały się we znaki, ale ja nie mogłam na tym poprzestać. Nie byłabym sobą, gdybym na barki nie dorzuciła presji związanej z dalszą częścią podróży. Przecież tuż po trekkingu miałam porwać się na dwa pięciotysięczniki: Kazbek i Elbrus. Jak dam sobie radę w takim stanie? Ta myśl dręczyła podświadomość, a tymczasem musiałam skupić całe siły na pokonanie trasy przez Tuszetię i Chewsuretię. Czemu na wstępie rozwodzę się o chorobie? Bo nie bacząc na gorączkę, naprawdę kiepskie samopoczucie, ogromne zmęczenie, stresik związany z kolejnymi celami, bawiłam się wybornie! Oczarowały mnie przecudnej urody krajobrazy i wyjątkowy klimat miejsc, które jeszcze bronią się przed pospolitym ruszeniem turystów. Dane mi było poznać fajnych ludzi i dzięki nim wędrować z uśmiechem na ustach. Nawet pogoda nam sprzyjała, na przekór przerażającym prognozom.

A zatem… zapraszam na wspólną tułaczkę!

Pss! Nie sugerujcie się zbytnio poziomem trudności pod mapką – ta ocena odnosi się bardziej do długości trasy, konieczności biwakowania oraz wejścia na wysoką przełęcz. Szczegóły w relacji i informacjach praktycznych.  

PRZEJAZD Z TBILISI DO OMALO

DZIEŃ I, CZYLI DROGA NAD PRZEPAŚCIĄ, OKRZYKNIĘTA PRZEZ NATIONAL GEOGRAPHIC JEDNĄ Z NAJNIEBEZPIECZNIEJSZYCH, ALE I NAJBARDZIEJ MALOWNICZYCH DRÓG NA ŚWIECIE

Przygodę zaczęłam jak zwykle w Tbilisi o poranku. Część ekipy znałam z zeszłorocznej wycieczki do Gruzji i późniejszych wypadów w nasze góry, część poznałam jeszcze na lotnisku w Warszawie. W szybkiej integracji pomogły oczywiście niezawodne smaki z polskiego sadu: malina, wiśnia, dzika róża…

Po śniadaniu i szybkich zakupach w markecie w Tbilisi rozsiedliśmy się w busach. Przed nami 6-8 godzin jazdy do Omalo, szumnie zwanej „stolicą” Tuszetii. Trasa wiedzie przez Abano (2850 m. n.p.m.) – najwyższą przełęcz na Kaukazie, którą można pokonać autem.

Z początku zwykła, asfaltowa droga z czasem skręca się jak jelito i zmienia w drogę szutrową. Wspina się coraz wyżej i wyżej stromym zboczem, wiodąc tuż obok linii krawędzi. Siedzę blisko okna i widok na urwisko mam aż za dobry! Wpatruję się w przepaść z niemałym strachem, a przy tym z przedziwną fascynacją. A gdyby… Nie! Kolejny raz odganiam głupie myśli i próbuję cyknąć fotkę, bez zbędnego sondowania potężnej lufy. Gruziński kierowca prowadzi pewnie, zupełnie jakby jechał alejką w Tbilisi. Podnosi nam ciśnienie, gdy tylko zaczyna grzebać w telefonie, by zmienić kawałek na bardziej skoczny. Aj! Patrz na drogę! Patrz na drogę!

Liczne zakręty nie współgrały z moim żołądkiem, toteż kilka razy zmuszona byłam zwrócić jego zawartość. Zdaje się, że ja cierpiałam najbardziej, choć kilka osób z grupy również miało niewyraźne miny i blado-zielone oblicza. Inni przehulali całą drogę, znieczulając się gruzińskim winem całkiem skutecznie. Być może to jest złote rozwiązanie?

Dla lepszej wizualizacji załączam filmik (sam początek to trasa do Omalo):

 

Ta trasa uświadamia jak bardzo Tuszetia odizolowana jest od reszty świata. Wystarczy małe załamanie pogody, co w górach nie należy przecież do rzadkości, by jedyna droga jezdna do Omalo była zablokowana. Phi! Wystarczy wspomnieć o zimie, która odcina tę krainę od cywilizacji na dobrych 8 miesięcy. Nic dziwnego, że większość mieszkańców, a jest ich koło stu, schodzi jesienią w niższe partie gór. W osadach pozostają tylko pojedyncze jednostki, aby opiekować się stadami owiec, których nie opłaca sprowadzać się na dół – droga jest zbyt długa i uciążliwa.

Kilka osób napisało mi komentarz w stylu: „E tam, droga do Omalo nie jest taka najgorsza”. Owszem, nawet się z tym zgadzam, bez wątpienia istnieją trudniejsze drogi na świecie, ale to nie zmienia faktu, że tej trasy nie należy lekceważyć. Przecież wystarczy ułamek sekundy, by stracić panowanie nad pojazdem, a nawet lekki deszcz czy przymrozek znacznie podnoszą poziom trudności. Więcej informacji o podróży przez Abano na końcu wpisu.

OMALO PRZEZ WIELU UWAŻANE JEST ZA KONIEC ŚWIATA. DLA MNIE TO BYŁ DOPIERO POCZĄTEK.

Wreszcie nadchodzi ten moment, kiedy naszym oczom ukazuje się Omalo – górska osada umoszczona na wysokości 1880-2070 m n.p.m., na terenie Tuszeckiego Parku Narodowego. Ta bodaj największa tuszecka wieś posiada najlepszą bazę noclegowo-gastronomiczną, ale nie spodziewajcie się tam ani fast-foodów, ani marketów. 😉

Polecam noclegi w Górnym Omalo ze względu na dwie kwestie:

  • twierdzę ma się na wyciągnięcie ręki,
  • kolejnego dnia nie trzeba zaczynać trekkingu z niższego pułapu.

Charakterystyczne kamienne wieże stanowią wizytówkę nie tylko Omalo, ba, nawet nie samej Tuszetii, ale Gruzji w ogóle. Smukłe strażnice znajdziemy także w Czeczenii, Dagestanie czy Inguszetii. W zależności od regionu różnią się nieco wyglądem, ale wszędzie powstały w jednym celu – by chronić przed najeźdźcami z bliższej bądź dalszej okolicy. Wieże budowano już we wczesnym średniowieczu. Często broniły dostępu do doliny, górowały nad osadą na malowniczych skałach, a często były po prostu częścią gospodarstwa, stanowiąc tymczasowy dom podczas ataku obcych. Każda szanująca się rodzina budowała ochronną wieżę na własnym „podwórku”, stąd tuszeckie i czewsureckie wsie przypominają twierdze.

Droga do Omalo

Wąska górska droga wije się serpentynami ku przełęczy Abano

Droga do Omalo w Tuszetii

Widoki na dno doliny podnosiły ciśnienie

Droga do Tuszetii

Trasa z pewnego oddalenia…

Droga do Omalo

W najgorszych miejscach i tak nie zdołałam zrobić fotki, bo kierowca ni cholery nie dał się namówić na sesję. 😀

Wino gruzińskie

Niektórzy się znieczulali w tradycyjny sposób 😀
Fot. Grzesiu

Omalo

Ciekawe?

Omalo, Tuszetia

W dole widać praktycznie całe Górne Omalo

Omalo w Gruzji

Jest i kawiarnia 😀

Omalo, Gruzja

Nie tylko turyści zwiedzają twierdzę 😉

Omalo, Gruzja

Z Agą, już drugi raz w Gruzji razem 😀

ODCINEK: OMALO – DARTLO – GIREVI

DZIEŃ II, CZYLI PIERWSZA PRZYGODA NA KOŃSKIM GRZBIECIE!

  • 25 km, ok. 500 m
  • odcinek pokonaliśmy w 7 godzin konno (wliczając w to popasy), ta sama trasa zajęła piechurom 9 godzin

Pierwszego dnia wędrówki warto pokonać aż 25 km – do Girevi – ostatniej wioski przed Przełęczą Atsunta. Poza początkowym etapem, kiedy pokonujemy za jednym zamachem ok. 300 metrów przewyższenia, jest łatwiutko. Szlak wiedzie w dużej mierze drogą dla jeepów, więc ciężko się zgubić. Ową drogę opuszczamy tylko raz – po zejściu z Omalo, jakieś 1,5 km za wioską, szutrówka odbija na lewo i wspina się do osady Mirgvela, natomiast szlak pnie się przez łąkę wprost na górę, omijając liczne serpentyny drogi jezdnej. Dalej trasy się łączą i już bez żadnych niespodzianek prowadzą do Dartlo.

Dartlo, podobnie jak Omalo, jest senną wioską naszpikowaną kamiennymi wieżami z czasów średniowiecza. Częścią regionalnej historii jest wyśmienite piwo Aludi, które wytwarzane jest od wieków według starej receptury. Jednym z niewielu miejsc, gdzie można skosztować ten napój jest właśnie Dartlo (3 GEL za kufel). A kiedy już ukoimy pragnienie, warto poświęcić nieco energii i wdrapać się do wieży Kvavlo, umoszczonej na wzgórzu, około 200 metrów powyżej głównych zabudowań wioski.

Droga z Dartlo do Girevi wiedzie doliną wzdłuż rzeki Pirkita Alazani. Prowadzi raz w górę, raz w dół, lecz niewielkie przewyższenia pozwalają na sprawne pokonanie tego odcinka*. Zanim dotrzemy do Girevi, mijamy pięknie położone wioski: Tchesho i Parsma. Jedynym utrudnieniem na trasie są strumienie przecinające szlak, te po ulewie mogą być całkiem spore i upierdliwe podczas przekraczania. Warto mieć to na uwadze, dobierając buty na wędrówkę.

Tym razem woda nam nie straszna, bo cały szlak z Omalo do Girevi pokonaliśmy na końskich grzbietach! Kto miał opory, mógł oczywiście pozostać na własnych nogach, a odważni ruszyli na swój (w większości) pierwszy rajd konny! Będąc w kraju, gdzie dzikie tabuny koni biegają wysoko w górach, gdzie niemal każdy mieszkaniec posiada własnego rumaka, trzeba spróbować jazdy konnej, nawet jeśli wcześniej nie miało się z tą aktywnością nic wspólnego. Nie musisz świetnie jeździsz konno, w zasadzie wystarczy, że nie boisz się koni. Choć to drugie nie jest do końca prawdą, bo przecież ja sama BAŁAM się koni. Wydawały mi się takie wielkie i nieokrzesane… Brr! Strach postanowiłam przełamać dość konkretnie! Bo przecież całodniowa wycieczka na końskim grzbiecie, gdzieś w odległej krainie w górach Kaukazu, to przecież akcja z grubej rury! Konie kaukaskie są znacznie mniejsze od naszych (chyba łatwiej się przy nich przełamać), lecz wyróżniają się znaczną wytrzymałością i sprawnie pokonują górskie ścieżki. Są całkiem mądre i kochane.

Nasza wycieczka wyglądała tak, że na czele jechało dwóch Tuszetów, którzy utrzymywali tempo spacerowe, jeden góral pilnował środka, jeszcze ktoś inny zamykał pochód. Dzięki temu konie trzymały się w grupie i żaden nie próbował skoku w bok. Nie licząc dwóch egzemplarzy, które koniecznie chciały iść na przodzie razem z przewodnikami i wciąż wyrywały do przodu, byleby ten drugi nie wysunął się na prowadzenie. Jeden z tych konie przypadł mnie i od razu nadałam mu nowe imię – Ferrari. Skoro ja dałam radę na jurnym delikwencie, to każdy da radę! Oczywiście obity tyłek jest nieodzownym finałem konnej wycieczki, ale to mała zapłata za niesamowitą przygodę.

Tuż przed Girevi musieliśmy przerwać naszą konną wycieczkę ze względu na wysoki poziom wody w rzece, której przekroczenie byłoby za trudne dla początkujących jeźdźców. Końcówkę trasy pokonaliśmy pieszo, wąską skalistą ścieżką nad brzegiem rzeki.

W Girevi mamy nocleg. Skromny w porównaniu z zakopiańską kwaterą, wyczesany w porównaniu z ciasnym namiotem. To miejsce na zawsze kojarzyć będę ze wspólną suprą, która szybko przerodziła się w genialną imprezę (mimo przegranej Chorwacji w Mundialu).

*Można pokonać alternatywną trasę i zaraz za Dartlo wspiąć się do wioski Dano, by z czasem obniżyć się do koryta rzeki i już klasyczną drogą dotrzeć do Girevi.

Omalo rajd konny

Gang Różowych Landrynek na koniach 😀

Dartlo, Gruzja

Zabytkowa zabudowa w Dartlo została wpisana na listę dziedzictwa UNESCO

Konna wycieczka w Gruzji

Z siodła świat wygląda zupełnie inaczej!

Dartlo, piwo Aludi

Ewa – winna moim wszystkim gruzińskim przygodom.
Z piwkiem Aludi. 😀

Tuszetia

Tuszecka gospodarka

Dartlo w Gruzji

Miejsce dawnego Sądu 12 Sprawiedliwych. Jedno z miejsc, gdzie, kobiety nie mają tam wstępu.

Konno po Gruzji

Rozpoznacie mnie po żółtym kapturku na przedzie stawki. Ferrari nie miał litości. 😉
Fot. Grzesiu

Konna wycieczka w Gruzji

Chyba chodzimy do tego samego fryzjera… 😉

Konno po Tuszetii

Nasze konie

Girevi w Gruzji

Skalne podejście po Girevi

Girevi

Ten hotel kryje nasz gueasthouse 🙂

Girevi w Tuszetii

Girevi

Girevi, Gruzja

Dolina, którą następnego dnia będziemy wędrować

Girevi twierdza

Góralskie wieże obronne budowano tak, by z jednej było widać następną. Podczas ataku rozpalano na ich szczytach ogień i w ten sposób zaalarmować sąsiadów przed niebezpieczeństwem. Wici jak z Władcy Pierścieni! 😉

Toast gruziński

A zaczęło się tak niewinnie… 😀

 

ODCINEK: GIREVI – POLANA KVAKHIDI

DZIEŃ III: CZYLI LAJTOWA WĘDRÓWKA I ZJAWISKOWE KRAJOBRAZY

  • 14 km, 700 m
  • odcinek pokonaliśmy w 7 godzin (wliczając w to popasy)

Chcąc kontynuować wędrówkę, należy zarejestrować się u pograniczników, którzy stacjonują w Girevi (charakterystyczny biały barak udekorowany flagami, w pewnym oddaleniu od głównych zabudowań osady). Po dokonaniu formalności (trzeba okazać dowód lub paszport) otrzymujemy zezwolenie uprawniające do poruszania się w strefie przygranicznej – znajdujemy się przecież w odległości kilku kilometrów od terytorium Czeczeni. Z wojskowymi dogadamy się tylko w języku gruzińskim bądź rosyjskim. Rejestracja nic kosztuje, poza czasem. Nasza grupa była pod opieką Gruzina Dato, który załatwił wszelkie formalności w naszym imieniu.

Tuż za Girevi dolina Alazani rozdziela się na dwie części – my będziemy wędrować prawą odnogą, wzdłuż rzeki Kvakhidisitskali. Nasza ścieżka to zbliża się, to oddala od lustra wody. Często wznosi na grzbiet, by za chwilę znów opaść na dno doliny. Chwilami idziemy dość ostro w górę, jednak przez większość czasu łagodnie zdobywamy wysokość.

Jedyną trudność stanowi króciutki odcinek przy rzece, kiedy trzeba przejść po zalanych wodą głazach, tuż pod skalną ścianą. W takich sytuacjach Dato jest nieodzowny – zawsze pomaga, byśmy przeszli bezpiecznie. O asekurację kobiet dba wyjątkowo skrupulatnie. 😉

Na koniec szybko wytracamy zdobytą wcześniej wysokość i meldujemy się na szalenie malowniczym kempingu na polanie Kvakhidi (2400 m n.p.m). Pasterze rezydujący w okolicy przez cale lato, uruchomili tu mały stragan z kilkoma produktami spożywczymi. Kupić można piwo, czaczę, chaczapuri oraz ser. Kolejność nieprzypadkowa. 

Wieczór mija nam na rozbijaniu obozowiska, gotowaniu wody, pałaszowaniu szturmżarcia i zalewaniu go Soplicą. Zdaje się, że impreza trwała, dopóki wszystkim tyłki nie obmarzły doszczętnie.

Girevi, Gruzja

Dzień dobry bardzo!

Trekking w Tuszetii

Dolina Kvakhidi

Chontio Gruzja

Po drodze mijamy opuszczoną wioskę Chontio

Szlak w Tuszetii

A to nasze maleństwo, które właśnie zorientowało się, że mama została w tyle. 😀

Trekking w Tuszetii

Kojarzycie te mordy? Piotrek i Zosia z Gdzie Bądź!

Tuszetia

Po drodze trafiliśmy na strzyżenie owiec. Tradycyjne. 😉

Tuszetia trekking

Arek, Daria i Aga – z naszej zeszłorocznej wyprawy do Gruzji. Jeszcze tylko Aga musi wejść na Kazbek! 😛

Tuszetia w Gruzji

Niech wszyscy tatrzańscy puryści sprzętowi zobaczą w jakich butach Gruzini łażą po górach (ten pan przeszedł kawał drogi razem z nami). 😀

Trekking w Tuszetii

Mniejsze lub większe strumienie to norma na szlaku

Trekking w Gruzji

Wykorzystuję patent Darii na załatwianie się przy grupie 😀

Mijesce kultu w Gruzji

Na szlaku wciąż można spotkać miejsca pogańskiego kultu – wyznaczają je kopce lub wieżyczki z kamieni, zwieńczone porożami baranów lub koziorożców kaukaskich. Według wierzeń miejscowych ludów, kobiety nie powinny profanować tych miejsc swoją obecnością.

Trekking w Tuszeti

Miejsce może być nieprzyjemne przy wyższym stanie wód

Wycieczka do Gruzji

Taki trekking to sama przyjemność!

Wycieczka do Gruzji

Widoki są naprawdę obłędne. Pozostaje życzyć wszystkim piechurom takich warunków!

polana Kvakhidi, Tuszetia

W dole widać polanę Kvakhidi, gdzie rozbijemy swoje namioty

Camping w Tuszetii

Grześ podczas robót polowych 😀

Biwak w Gruzji

Mniam, mniam, bleah!
Fot. Aga

ODCINEK: POLANA KVAKHIDI – PRZEŁĘCZ ATSUNTA – KHIDOTANI

DZIEŃ IV, CZYLI WYMAGAJĄCE PODEJŚCIE, A W NAGRODĘ BIWAK Z WIDOKIEM NA KAZBEK

  • 14 km, 1100 m
  • odcinek pokonaliśmy w 8 h 30 min (łącznie z popasami)

Nocleg na wysokości ok. 2400 m n.p.m. był zupełnie znośny, choć mroźny poranek zmusił nas do założenia wszystkich ciepłych warstw, które rzecz jasna zrzucaliśmy kolejno podczas wędrówki, by już pod przełęczą znów wszystko na siebie narzucić.

Tego dnia planowaliśmy zdobyć Przełęcz Atsunta, która stanowi najbardziej wymagające wyzwanie podczas całego trekkingu. Aby rozpocząć właściwe podejście należy wpierw pokonać kawał doliny, w tym dwa razy przeprawić się przez rzekę. O ile pierwsza przeprawa jest całkowicie bezproblemowa (tuż za obozowiskiem znajduje się mostek), o tyle druga może stanowić gorzką pigułkę do przełknięcia. Nam trafiła się stabilna sytuacja, tj. woda po uda, lodowata jak diabli, ale do przejścia z pomocą silnej męskiej dłoni. W roli podpórki wystąpił jak zwykle Dato, który zapewne odmroził sobie nogi po same jaja, przeprowadzając ze 20 osób na drugi brzeg. Brrr! Ja po jednej wizycie w tej zmarzlinie przemarzłam do szpiku kości, może dlatego, że przez chwilę nieuwagi zamoczyłam spodnie po pas, zalewając najbardziej wrażliwe części ciała…

Dalsza droga bez niespodzianek – ot zwykła ścieżka, która nieubłaganie zdobywa kolejne metry w pionie. Męczymy się wszyscy po równo i dyszymy jak stare parowozy. Wysokość robi swoje. Wreszcie piarżyste zakosy wyprowadzają na Atsuntę (3431 m n.p.n.m.), skąd rozpościera się szeroka panorama na Kaukaz, wliczając w obrazek mityczny Kazbek.

Po aklimatyzacji na przełęczy (część grupy miała za kilka dni atakować Kazbek), pozostało zejść do obozowiska. Ścieżka obniża się licznymi zakosami po dość sypkim zboczu – zdecydowanie warto wesprzeć się tu kijkami.

Turyści rozbijają się najczęściej na grzbiecie zwanym Khidotani (Khidotani Ridge), lecz ze względu na dość wolne tempo, obozowisko urządziliśmy bliżej przełęczy, około godzinę marszu od grzbietu Khidotani. Gruziński przewodnicy tak przygotowali źródło wody, że z ledwie widocznego ścieku na zboczu masywu, zrobił się wygodny do czerpania strumień. A my co? Jak zwykle urządziliśmy sobie pogaduchy i małe degustacje różnistych trunków, choć niska temperatura dość szybko zagoniła nas do namiotów.

Tuszetia

Po mostku idzie się elegancko…

Gruzja

…tak już nieco mniej! 😛

Trekking w Gruzji

Podejście na przełęćz jest męczące, na szczęście obrazki umilają wędrówkę

Tuszetia, Gruzja

Szlak na Atsuntę

Tu już na zakosach, na które psioczył każdy.

Przełęcz Atsunta

Przełęcz Atsunta (widoczna w tle) stanowi naturalną granicę pomiędzy Tuszetią i Chewsuretią.

Przełęcz Atsunka

Mój Psychofan na Przełęczy Atsunta 😉

Przełęcz Atsunka w Gruzji

Na zejście z przełęczy składa się chyba setka zakosów po nieco luźnym zboczu

Biwakowanie w Gruzji

Namioty, ludzie, konie – norma na biwakach w Gruzji

Szlak na Przełęcz Atsunta

Wędrówki po Gruzji

Widoczek z namiotu

ODCINEK: KHIDOTANI – MUTSO – SZATILI

DZIEŃ V, CZYLI DZIEŃ W CHEWSURETII I ZJAWISKOWE TWIERDZE

  • 22 km, 150 m w górę, ale aż 1500 w dół
  • odcinek pokonaliśmy w 9 h 30 min (łącznie z popasami)

Poranek na wysokości ok. 2900 m n.p.m. był – co tu dużo gadać – rześki. Oj, nie chciało się wygramolić z namiotu, ani zwijać tego całego majdanu. Na szczęście słoneczko, które w końcu wylazło zza jakiejś góry, ogrzało nasze obozowisko i dodało wszystkim nieco energii.

Na dzień dobry przeszliśmy grzbiet Khidotani, który należało zrobić wczoraj. Chociaż, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo przecież tego dnia pogoda była znacznie bardziej sprzyjająca.

Wędrówka grzbietem jest wyborna, lajtowa, ze smakowitymi widokami w tle. Wkrótce docieramy do stanowiska pograniczników, gdzie znów trzeba się odmeldować. Tym razem formalności trwają nieco szybciej, a oczekiwanie na przepustkę umila nam końska rodzinka. Warto zanotować, że nieopodal posterunku znajduje się źródło wody, w związku z powyższym to dobre miejsce na biwak po lub przed atakiem na Atsuntę.

Dalsza droga już nie jest tak przyjemna. Czeka nas bardzo strome zejście na dno doliny Khonistskali, które z pewnością doprowadzi nasze kolana do jęków. Nie wyobrażam sobie tego zejścia bez kijów, zwłaszcza po deszczu. Po uporaniu się z uciążliwym odcinkiem, docieramy do szutrowej drogi, która z kolei doprowadzi nas do opuszczonej wioski Ardoti. Jeszcze nie tak dawno, zamieszkiwała tam rodzina albinosów, która dziwowała się na widok auta. Obecnie cywilizacja delikatnie wdziera się i w to miejsce, czego dowodem są talerze satelitarne na starych chałupach i otwarty w tym roku mini bar dla turystów.

Idziemy dalej wzdłuż rzeki, do starej osady Mutso (przed wejściem kolejna stróżówka, gdzie trzeba się odmeldować), słynącej z malowniczych fortyfikacji umoszczonych na stromym wzgórzu. Oczywiście nie odpuściliśmy lokalnej knajpie – grupa po dwóch dniach była nieźle wygłodniała, w końcu ileż można pić słodkich nalewek. Nam się zimne piwo należy!

Reszta szlaku jest niestety mozolna. Wędrujemy szutrówką, która wlecze się nie gorzej niż Chochołowska w Tatrach, a towarzyszące nam widoki też jakieś takie byle jakie (w porównaniu z wcześniejszymi pejzażami). Paradoksalnie, ożywiamy się dopiero przy dość ponurym miejscu, tzw. Domu Umarłych, gdzie zsyłano chorych, umierających, a nawet kobiety podczas menstruacji. Sterty walających się po kątach kości wywierają piorunujące wrażenie i każą zastanowić się nad sensem tych miejsc. A może nad okrucieństwem ludzi?

Pół godziny później docieramy wreszcie do Shatili, wsi-twierdzy z naprawdę imponującą zabudową, pamiętającą czasy głębokiego średniowiecza. Całość robi niezłe wrażenie!

W Szatili kończy się pierwsza część trekkingu. Przed nami kolejne wyzwanie, kolejny genialny dzień w górach – przekroczenie Przełęczy Czauczi (3338 m n.p.m.), a później wycieczka do Truso, jednej z najpiękniejszych gruzińskich dolin. O tym opowiem w następnej relacji, bo w tej już i tak rozpisałam się aż nadto.

Biwak pod Przełęczą Atsunta

Poranek pod Przełęczą Atsunta. po lewej wystaje Kazbek.

Biwak w Gruzji

Widać po warstwach i mordzie, że czułam się bardzo niewyraźnie? 😀

grzbiet Khidotani w Tuszetii

Grzbiet Khidotani; w dole stanowisko pograniczników

Wycieczka do Gruzji

Mój ci on! Albo ona… 😉

Gruzja, trekking

Wędrówka po Gruzji

Czasem mostki na rzekach wyglądają tak

Ardoti, Gruzja

Wioska Ardoti

Mutso, Gruzja

Twierdzę Mutso zbudował mityczny Torgwa Dzagani, którego kamienny tron znajdziemy na górze fortecy.

Mutso w Gruzji

Wreszcie!

Mutso w Gruzji

Uważaj na wodę z potoku! 😉

Szlak w Gruzji

Tak wygląda trasa z Mutso (w tle) do Szatili

Gruzja

A to standardowy „kwiatek” w tuszeckim ogródku.
PS. W Gruzji zalegalizowano marihuanę.

Dom Umarłych w Gruzji

Dom Umarłych

Szatili

Kibla może nie być, ale Facebook wszędzie dotrze 😉

Szatili. Zabytkowy zespół składa się z około 60 wież! W jednej z nich mieści się pensjonat, ale to oczywiście najdroższy nocleg we wsi. I najbardziej wyjątkowy ze wszystkich.

Szatili. Zabytkowy zespół składa się z około 60 wież! W jednej z nich mieści się pensjonat, ale to oczywiście najdroższy nocleg we wsi. I najbardziej wyjątkowy ze wszystkich.

 

TREKKING W TUSZETII I CHEWSURETII – INFORMACJE PRAKTYCZNE

DROGA DO OMALO

  • Właściwa droga zaczyna się w miejscowości Pshaveli i liczy sobie 70 km długości. Czas w jaki ją pokonamy zależy od warunków, które mogą zmienić się z dnia na dzień. Przejazd w jedną stronę zajmuje średnio 5-6 godzin. Wystarczy śnieg czy błotna lawina, by droga okazała się nieprzejezdna. Warto popytać miejscowych o aktualną sytuację.
  • Generalnie droga do Omalo dostępna jest od maja do początku października, choć bywa, że śnieg uniemożliwi przejazd przez Przełęcz Abano jeszcze na początku czerwca tudzież już w drugiej połowie września. Musisz być przygotowany, że ze względu na nagłe ulewy bądź śnieżyce zostaniesz uwięziony w Omalo na kilka dni, a nawet kilka miesięcy. Zimą Tuszetia jest praktycznie odcięta od świata, a jedynym ratunkiem będzie helikopter.
  • Drogę przez Przełęcz Abano przejedziemy tylko autem z napędem na cztery koła.
  • Niemal na całej trasie nie ma zasięgu, a zatem trzeba liczyć się z tym, iż w razie wypadku pomoc nie dotrze na czas.
  • Nie ma publicznego transportu do Tuszetii. Jedziesz tam własnym środkiem transportu, z górską agencją (jak ja) bądź wynajmujesz jeepa z kierowcą. Auto można wynająć między innymi w Pshaveli, Kvemo Alvani bądź Telavi. Cena wynosi 200-250 GEL za przejazd jeepa w dwie strony (wychodzi ok. 50 GEL na osobę).
    Najwięcej turystów decyduje się dojechać marszrutką z Tbilisi do Telavi (bilet ok. 7 GEL) i tam szukać towarzyszy na wspólny przejazd przez przełęcz Abano.

WYJAZD Z SZATILI

Jeśli nie kontynuujesz wędrówki przez góry i chcesz z Szatili powrócić do cywilizacji, to masz trzy opcje do wyboru:

  • marszrutka do Tbilisi 2 razy w tygodniu (niestety nie wiem w jakie dni tygodnia); bilet kosztuje ok. 25 GEL, lecz warto popytać we wiosce o kierowcę, by kupić bilet z wyprzedzeniem – ponoć chętnych na przejazd nie brakuje,
  • taksówka do Tbilisi (ok. 300-350 GEL) bądź do wioski Barisakho (150-200 GEL),
  • autostop.

KIEDY JECHAĆ?

  • Najlepszy czas na trekking w Tuszetii to lipiec i sierpień. Wtedy jest też najwięcej turystów, choć ja nie zanotowałam żadnych tłumów. Byłam w terminie 14-18 lipca 2018 i na szlaku spotkałam jedynie kilka osób.
  • Zarówno w czerwcu, jak i we wrześniu/październiku Przełęcz Atsunta może być zasypana śniegiem. W tym okresie drogi dojazdowe do Omalo i Szatili mogą być nieprzejezdne i już na wstępie pomieszać wyprawowe szyki. Warto o tym pamiętać planując trip.
  • Jeśli warunki na szlaku będę ciężkie, to pogranicznicy nie zezwolą na wędrówkę w wyższe rejony gór. O tym, czy szlak jest otwarty dowiesz się w dyrekcji Tuszeckiego Parku Narodowego (kontakt na stronie tusheti.ge).
  • Dodatkowo, już we wrześniu należy przygotować się na ujemne temperatury w nocy, co wiąże się z obowiązkiem spakowania porządnego śpiwora. W lipcu powinien wystarczyć śpiwór z temperaturą komfortu ok. -1ºC lub cieplejszy, jeśli ktoś jest niepoprawnym zmarzluchem.

JĘZYK KOMUNIKACJA

W rejonie Tuszetii, podobnie jak w całej Gruzji, nie dogadamy się w języku angielskim. Za to wszędzie funkcjonuje rosyjski, toteż warto nauczyć się kilku kluczowych zwrotów w tym właśnie języku lub zabrać rozmówki polsko-rosyjskie.

NOCLEGI

Część nocy można spędzić w kwaterach, jednakże i tak nie unikniemy noclegów pod chmurką, w związku z tym należy zabrać ze sobą sprzęt biwakowy. Kwatery są raczej skromne, ale czyste, z możliwością wykupienia śniadań oraz kolacji. Kilka pensjonatów oferuje nieco lepszy standard, więc jeśli komuś na tym zależy, bez trudu znajdzie odpowiednią ofertę na booking.com. W głównych wioskach Tuszetii nie ma problemu z ciepłą wodą i prądem. Ceny wahają się od 70 do nawet 180 zł za pokój dwuosobowy.

Gdzie spałam?

  • 1 nocleg w Guesthouse Shina w Omalo. We wsi sporo jest (jak na takie wygnajewo) całkiem przyjemnych pensjonatów, które oferują czyste pokoje z łazienkami.
  • 1 nocleg w Guesthouse Girevi. W Girevi jest już znacznie mniejszy wybór, a i standard bywa o wiele niższy niż w Omalo. Sporo kwater oferuje skromne pokoje i wspólne łazienki na korytarzu. Jak na tak odizolowany region warunki i tak są dobre.
  • 1 nocleg w Szatili Guesthouse Twins – całkiem fajne pokoje ze wspólnymi łazienkami na korytarzu.
  • Dwa noclegi w górach pod namiotem.

INTERNET

Internet działa w Omalo i Shatili, pomiędzy hula jedynie wiatr, zatem najrozsądniej przygotować się na brak dostępu do sieci. Na lotnisku zaopatrzyłam się w gruzińską kartę Magti. Formalności związane z zarejestrowaniem numeru załatwia obsługa punktu.

TRUDNOŚCI

  • Do pokonania mamy 75 kilometrów w 5 dni, co daje nam średnią 15 km na dzień. Niewiele, prawda? Ale trzeba mieć na uwadze, że wędrujemy na znacznej wysokości i wdrapujemy się na niemal 3500 metrów, więc niektórzy mogą odczuwać objawy choroby wysokościowej. Nie licząc krótkiego odcinka, trudności skalnych nie ma praktycznie w ogóle. Natomiast problemy mogą sprawiać rzeki, które kilkukrotnie przekraczamy. Warto mieć kije na bardziej strome odcinki. Przydadzą się także po ulewach, gdy ścieżki zamienią się w błotnistą breję.
  • Szlaki w Gruzji są słabo oznaczone lub w ogóle, dlatego trzeba zaopatrzyć się w dobrą mapę. Kompas i GPS nie zaszkodzą. Co prawda opisana trasa jest dość ewidentna, ale nigdy nie wiemy w jakich warunkach przyjdzie nam ją pokonać, a niektóre ścieżki wydeptane przez bydło lub stada owiec mogą okazać się mylące.
  • Uważać należy na stada owiec, a raczej na psy, które zaciekle bronią „swojego inwentarza”. Bywają groźne.
  • Szlak najwygodniej pokonać w opisanym przeze mnie kierunku. Po pierwsze, w klimat Tuszetii wprowadza nas ostra jazda do Omalo, po drugie, podchodzimy od łagodniejszej i ciekawszej strony, a schodzimy mniej ciekawą trasą (stromą, ale dzięki temu szybko się z nią uwiniemy).

CO ZABRAĆ?

  • buty wodoodporne (na trasie wiele górskich strumieni, które przyjdzie nam przekroczyć), raczej lekkie, gdyż wędrówka przebiega łatwym terenem
  • czołówkę
  • sprzęt biwakowy (namioty są na wyposażeniu wyprawy z Mountain Freaks, a karimatę, śpiwór czy kuchenkę jetboil można wypożyczyć za pośrednictwem tejże agencji)
  • butelki, do których będziemy wlewać przegotowaną lub przefiltrowaną wodę
  • mapę
  • kijki trekkingowe
  • szturmżarcie na wędrówkę, zwłaszcza na te dni, kiedy przyjdzie nam nocować w górach. Jedzenie zakupić można w Tbilisi lub w mniejszym sklepie w Alvani
  • ochronę na głowę przed słońcem / krem z filtrem
  • okulary przeciwsłoneczne
  • lekkie klapki na kwatery (łazienki są często wspólne, o różnym standardzie, więc lepiej do tematu podchodzić w klapkach)
  • puchówkę – wieczory i poranki (zwłaszcza na biwakach) bywają mroźne, nawet w ciągu lata
  • dobrze wyposażoną apteczkę, bo podczas trekkingu będziemy skazani wyłącznie na siebie i zawartość plecaka
  • pelerynę na deszcz
  • worki na śmieci, a także dodatkowe worki do ochrony ciuchów i śpiworów.

 

I jak Ci się podoba Tuszetia? Ja jestem oczarowana!

Już wiem, że znów wrócę na Kaukaz, Ewa z Mountain Freaks postawiłą przede mną ambitne plany – po Kaukazie będę tułać się przez półtora miesiąca:

  • zaczynam od trekkingu w Armenii z wejściem na trzy szczyty: Khustup (3206 m), Azhdahak (3597 m) oraz Aragac (4090 m)
  • potem przenoszę się do Gruzji na trekking po Swanetii, przez wielu uważanej za najpiękniejszy region w całej Gruzji
  • zdobędę dwa niesamowite szczyty: Płonąca Górę (Laila, 4009 m) i Białą Królową (Tetnuldi, 4858 m)
  • trzeci raz porwę się na Kazbek (5047 m), a w ramach aklimatyzacji zdobędę Gruzińskie Dolomity (Chaukhi, 3842 m) oraz masyw Orcweri (4350 m)
  • prawdziwe świry mogą dorzucić do kolekcji także Elbrus (5642 m) – najwyższy szczyt Kaukazu!

Na poszczególne etapy można do mnie dołączyć. Przeżyjmy wspólnie mega przygodę na Kaukazie! Będzie niesamowicie. 😀  Szczegóły tutaj:

JEDŹ ZE MNĄ NA KAUKAZ 🙂

Górskie pozdro,

Madzia / Wieczna Tułaczka

 

Tu też jest fajnie:

Facebook  Instagram

 

 

 

20 komentarzy

  1. Od jakiegoś czasu planuję z mamą wycieczkę do Gruzji. Jestem ciekawa, czy byłaby chętna na treking 😉

  2. Niezwykłe miejsce i wspaniała wyprawa! Super, że tak dokładnie wszystko opisałaś, na pewno ten artykuł przyda się osobom planującym przejść podobną trasę 🙂

  3. Wow! To najbardziej szczegółowy opis wyprawy jaki widziałam dotychczas, prawie nikt nie pisze aż tak obszernie na swoim blogu. Zaimponowałaś mi w tej chwili. Przyjemne się to czyta. Na taką wyprawę aż sama chciałabym się wybrać. Zyskałaś nową czytelniczkę! Mam co czytać przez kilka kolejnych dni, pozdrawiam! 🙂

  4. Dla tego miejsca na pewno wrócę do Gruzji:) Mój majowy pobyt niestety uniemożliwił mi wyjazd do Omalo, bo wszystko było zakopane w śniegu:)

  5. Widoki są nawet bardziej niż obłędne 😉 dzięki za tak szczegółowy opis 😉

  6. Świetny wpis! Mam nadzieję, że kiedyś mi się przyda, bo chętnie wróciłabym do Gruzji i to właśnie do Tuszetii, której kompletnie nie znam. Cudne zdjęcia, naprawdę udała Wam się pogoda!

  7. Fantastyczne widoki! Piękna przygoda i rewelacyjnie spędzony czas. Karmienie duszy – fully completed 🙂 Wybrałabym się kiedyś…

  8. Super widoczki a poradnik na pewno się przyda!

  9. Jak zwykle mięczaki widzą trudności. Dla zwykłych łazików to pestka.

    • Wieczna Tułaczka

      Mięczaki zawsze piszą anonimowo. 😛
      A do Twojej wiadomości, przeszłam trasę z palcem w d***, mimo choroby. Ale pisząc takie posty jak ten, czuję się zobowiązana, by opisać nawet najmniejsze przeszkody, bo informacji na temat trekkingu szukać będą osoby o różnym stopniu zaawansowania. Super, że dla Ciebie to pestka, ale dla innych może to być poważne wyzwanie.

  10. Za chwilę będę umiała wyrecytować ten post, bo czytam i czytam po sto razy, upewniając się, że dam radę 😀 Dzięki Tobie własnie uniknęłam strasznej wtopy zakupu biletów na wrzesień. Zależy mi na tej przełęczy, więc info o tym, że może być śnieg jest jakby no podstawowe, a na to nie wpadłam ;D To będą moje piersze zagramaniczne góry, aż się trzęsę z podniecienia. Gadam o tym codziennie i mąż ma mnie już dość 😀 Dziękuję jeszcze raz za post!

    • Wieczna Tułaczka

      Dzięki bardzo za tak miłe słowa. Zaczynam czuć się jak Mickiewicz, skoro już recytują mnie z pamięci. 😉 😀
      Na trekkingu spokojnie dasz radę! Trzymam kciuki za dobrą pogodę i niesamowite wrażenia! 😀

  11. Bardzo ciekawy post Madziu. Dla mnie szczególnie bo pod koniec lipca w tym roku powtórzę Twoją trasę Omalo-Szatili. W Gruzji będę pierwszy raz. Mam pytania:
    1. Czy stwierdziłaś/-liście w tamtym terenie kleszcze lub meszki
    2. Czy na trasie wystarczała Ci butelka 1l na wodę (herbatę, itp.)
    3. Czy zdarzało się Wam uzupełniać wodę na trasie
    Pozdrawiam.

    • Wieczna Tułaczka

      Dzięki wielki! 😀
      Odpowiedzi:
      1. Na szczęście nie stwierdziłam.
      2. Miałam dwie 1,5-litrowe butelki plus półlitrowy termos.
      3. Wodę uzupełniałam w guest-housach (czasami, choć rzadko, można w nich kupić wodę mineralną; częściej była to jednak kranówka) lub w źródłach w miejscach biwakowych.

  12. Jakim aparatem i obiektywem robisz tak piękne zdjęcia? 🙂

  13. Wspaniała relacja. Poczułam wręcz zapach tych łąk i zobaczyłam widoki. W Gruzji zakochałam się od pierwszego pobytu, ale niestety wiek i kondycja nie pozwala już na taką wędrówkę. Z jednej strony dotarłam do Girewi, z drugiej do Mutso, ale autem terenowym. Tuszetia jest wspaniała, ale w Gruzji jest mnóstwo cudownych miejsc, polecam kolejne :). Życzę wielu wspaniałych wypraw.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

*

*

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.