Na takie spotkanie z Królową Karkonoszy trzeba sobie zasłużyć.
***
Wejście na wysokość 1602 metrów nie stanowi zaporowego wyzwania, a szerokie i wybrukowane trakty do bólu ułatwiają wędrówkę. Śnieżka to łatwa góra, pokonywana przez setki, jak nie tysiące turystów dziennie. Szkopuł tkwi w pogodzie, a raczej niepogodzie, wszak Śnieżka słynie z porywistych wiatrów (ponad 300 dni w roku), a niskie temperatury i zamglenia nie należą tu do rzadkości. Być na Śnieżce, cieszyć się doskonałą widocznością i nie walczyć z silnymi podmuchami? Mnie udało się za czwartym razem, po 22 latach od pierwszej wizyty na najwyższym szczycie Karkonoszy.
Trasa, którą pokonałam w piękny marcowy weekend (03.03 – 04.03.2018), świetnie nada się na rozpoczęcie zimowej przygody z górami: przemierzamy bowiem oznakowane tyczkami i zazwyczaj dobrze przetarte szlaki, mijając po drodze kilka schronisk. Mając znakomitą kondycję można w zimowych warunkach trzasnąć tę trasę w ciągu jednego dnia, tym bardziej latem, jednakże początkującym zimą piechurom bądź chętnym na nieco bardziej lajtową wycieczkę polecam rozbić trasę na dwa dni, nocując w schronisku Okraj (opcja dla niewymagających, jednocześnie najbardziej budżetowa), w Amelkowej Chacie (cena stosowna do jakości) lub w jednym z czeskich pensjonatów na Przełęczy Okraj.
DZIEŃ 1: KARPACZ – ŚWIĄTYNIA WANG – SAMOTNIA – STRZECHA AKADEMICKA – SPALONA STRAŻNICA – PRZEŁĘCZ POD ŚNIEŻKĄ – ŚNIEŻKA – JELENKA – SOWIA PRZEŁĘCZ – PRZEŁĘCZ OKRAJ
- 6 h (czas według mapy, bez odpoczynków); nam trasa zajęła „ledwie” ponad 9 godzin, a przecież mieliśmy 3 długie popasy w schroniskach
- 16 km długości, ponad 900 metrów przewyższenia
DZIEŃ 2: PRZEŁĘCZ OKRAJ – SKALNY STÓŁ – SOWIA PRZEŁĘCZ – SOWIA DOLINA – KARPACZ – ŚWIĄTYNIA WANG
- 3 h 40 min (czas według mapy, bez odpoczynków); mniej więcej tyle samo czasu zajęło nam w rzeczywistości
- 11 km długości, ponad 500 metrów przewyższenia
Zaplanowanie stosunkowo niedługiej trasy wynikało z konieczności dojazdu przez pół Polski do Karpacza, co prawda z przerwą we Wrocławiu (raz jeszcze dzięki Aga za gościnę!), ale późniejsze nocne harce sprawiły, że gotowość wyruszenia na szlak wykazaliśmy dopiero w południe. Gwoli ścisłości, na wycieczkę zgadaliśmy się dość spontanicznie z ludźmi poznanymi na trekkingu w Gruzji.
Dokładnie o 12.00 ruszamy z parkingu przy Świątyni Wang (831 m) na dość łagodny, acz sukcesywnie nabierający wysokości niebieski szlak, wiodący do popularnego schroniska Samotnia (1195 m). Zimą należy uważać na przebieg trasy: za Kozim Mostkiem stosowna tablica informuje o przebiegu zimowego wariantu, który prowadzi w pewnym oddaleniu od lawiniastych ścian Kotła Małego Stawu.
Półtorej godziny wystarcza, aby dotrzeć do schroniska, które o tej godzinie wypełnione jest turystami po brzegi. Jemy obiad (żarcie jakieś takie niesmaczne), kto może piwkuje, po czym z pełnymi już brzuszkami ruszamy w dalszą drogę – przez Strzechę Akademicką na Równię pod Śnieżką, którą osiągamy w rejonie Spalonej Strażnicy (1427 m). Niegdysiejsza strażnica spłonęła na początku II wojny światowej i tyle wyczytałam o tym miejscu, znanym obecnie głównie jako węzeł szlaków.

Niby takie łatwe pagórki, a jednak zdjęcie doskonale obrazuje zagrożenia Karkonoszy. Widać u góry dwójkę turystów?
Najbardziej cieszy, że widoki zyskują na rozległości, ponieważ nasza dalsza droga wiedzie Głównym Grzbietem Karkonoszy z otwartym widokiem na najwyższy szczyt nie tylko tego pasma, ale i całych Sudetów. Krajobraz dobrze mi znany, lecz dopiero w zimowej scenerii zwala z nóg: spomiędzy oblepionych śniegiem iglaków wyłania się kształtna sylwetka Śnieżki, tworząc iście bajkowy klimat! O takich Karkonoszach marzyłam od dawna.
W Śląskim Domu (1400 m n.p.m.) robimy kolejną przerwę na popas i piwko. Charakterystyczne żółte schronisko o klockowatej bryle może nie grzeszy urodą (choć jego historia liczy już niemal 100 lat), ale trzeba przyznać, iż umiejscowione jest w niezwykle atrakcyjnym miejscu: u stóp Śnieżki, w odległości ledwie kwadransa od górnej stacji kolejki na Kopę. Z jednej strony to genialny punkt wypadowy na Śnieżkę, z drugiej to szalenie oblegane miejsce, w dużej części nastawione na masowy ruch turystyczny. Cztery lata temu wędrowałam z plecakiem przez Karkonosze i właśnie w Śląskim Domu natrafiłam na obsługę, która pierwszy raz słyszała o idei wrzątku.
– Ale jak wrzątek, po co? – pyta pracownik zza lady.
– No chcę zalać termos, czeka mnie jeszcze kilka godzin na szlaku. Zapłacę, jeśli trzeba, tylko proszę o litr wrzątku – tłumaczę.
Chłopak wyraźnie zdziczał na tłumaczenie, że w innych schroniskach to nic nadzwyczajnego, to wręcz standard i tradycja, ale wybałuszone oczy zdradzały jedynie zdziwienie i niedowierzanie. Na stronie Śląskiego Domu jak byk istnieje informacja, iż wrzątek jest dostępny, więc być może w schronisku tym ugrzęzł pracownik niezbyt obyty w górskiej turystyce. Ale że aż tak?

Śląski Dom.
Szlak Jubileuszowy (droga dojazdowa na szczyt) zimą jest zamknięty, toteż należy iść tylko szlakiem czerwonym (nitka z prawej, zresztą doskonale widać ludzi).
W każdym razie czas pod Śląskim Domem spędzamy miło, marudzimy niemal półtorej godziny, lecz zapadający powoli zmierzch zmusza nas do ponownego wyściubienia nosów na mróz. Na Śnieżkę porywamy się już w zimowej charakteryzacji – przywdziewamy raki, raczki, czym kto dysponuje. Ledwie pamiętam dawny kamienisty trakt, bodaj wyposażony w łańcuchy na podobieństwo tych w Tatrach. Teraz droga na szczyt jest wybrukowana, wyporęczowana, wyschodkowana, – do bólu ułatwiona, wręcz zdatna do przejścia przez przysłowiowe „panie w balerinkach” tudzież „panów w japonkach”. To latem. Zimą cały trakt pokrywa gruba warstwa śniegu, często pokrytego lodem. To wystarcza, by ludzie włazili na szczyt na czworakach i zjeżdżali na tyłkach, przytrzymując się barierek, a przynajmniej usiłując to robić. Kolce bardzo pomagają sprawnie pokonywać kolejne metry, toteż w około pół godziny (pełnych przystanków na zdjęcia) zdobywamy Królową Karkonoszy.

Kaplica Św. Wawrzyńca i ja. To najwyżej położony czynny obiekt sakralny w Polsce! Pochodzi z XVII wieku.
Jest po 18.00. Na szczycie już tylko kilkoro niedobitków, w tym my. Podziwiamy dookolną panoramę, focimy, troszkę marzniemy. Wiatr ledwie duje, jak na śnieżkowe standardy, ale w połączeniu z temperaturą -17°C można śmiało rzec, iż jest zimno. Puchówka dobrze mnie grzeje, więc mam apetyt pobyć na szczycie dłużej, niestety część grupy chce już schodzić, nie zważając na bliski zachód słońca. Trochę szkoda, ale jestem pewna, że nic straconego – jeszcze tu wrócę. Schodzimy Czarnym Grzbietem, którym biegnie znakowany czerwono szlak graniczny, dość stromy (!). Zachód słońca łapie nas pod Śnieżką, tuż przed podejściem na Czarną Kopę (1407 m).
Wraz z zapadającą ciemnością docieramy do czeskiego schroniska Jelenka, gdzie oczywiście nie odmawiamy sobie piwka i ciepłej kolacji. Jedzenie tam pyszne, zwłaszcza tradycyjne knedle, przez śląską część grupy nazywane pampuchami. Już po ciemnicy docieramy na Przełęcz Okraj, do polskiego schroniska o niezbyt wyszukanych opiniach. Ba, schronisko swego czasu zajęło ostatnie miejsce w rankingu (bodaj w trzeciej edycji) magazynu NPM, toteż byliśmy ciekawi, na jakim poziomie obecnie oferuje swe usługi. Powiem tak, wyposażenie jest do wymiany, łazienki wołają o pomstę do nieba, w sensie o remont generalny proszą i rzeczywiście strach się tam zapuszczać na dłużej. Na plus zasługuje załoga, którą żeśmy poznali ciut bliżej. Właścicielka była dla nas naprawdę przemiła i z rozmów wynikało, że stopniowo będzie inwestowała w to miejsce, a i niechlubne łazienki wkrótce doczekają się generalnego remontu (oby jak najszybciej). Najważniejsze, że w schronisku było cieplutko, co jest szalenie ważne po kilku godzinach wędrówki w ujemnych temperaturach. Schronisko na Przełęczy Okraj na razie oferuje noclegi poniżej przyjemnego standardu, jednak właściciele się starają i obiecują inwestycje w przyszłości. Trzymam kciuki, by wraz ze wzrostem standardu nie poszła w las otwartość na turystów plecakowych.
Na niedzielę planujemy stosunkowo krótką wędrówkę, wszak czeka nas jeszcze długa jazda do domu. Za cel obieramy Kowarski Grzbiet, będący wschodnią częścią Głównego Grzbietu Karkonoszy, ciągnący się na długości 4 km pomiędzy Przełęczą Okraj a Przełęczą Sowią. Na pierwszy rzut oka zdaje się, że czeka nas niezwykle lajtowy spacer, jednak mozolne podejście na pierwszą kulminację grzbietu, tj. Czoło (1266 m) daje nam popalić. Niebieski szlak na krótkim odcinku pokonuje aż 200 metrów przewyższenia, wyciskając z nas resztki procentów, krążących we krwi po wieczorku integracyjnym. Z początku teren jest zalesiony, lecz wraz z wysokością zaczynają pojawiać się prześwity oraz połacie martwych drzew, które pozwalają na spenetrowanie wzrokiem okolicy. Ach, gdyby postawili tu wieżę widokową! Byłoby co podziwiać.
Dalsza droga jest już o niebo przyjemniejsza, gdyż prowadzi niemal płasko, z rzadka pokonując nieznaczne przewyższenia. Szybko docieramy na fantastyczny punkt widokowy, jakim jest najwyższe wzniesienie w Kowarskim Grzbiecie – Skalny Stół (1281 m). Roztacza się z niego panorama na Karpacz i mniej oklepany profil Śnieżki. Widok jest świetny, a jednak zagląda tu niewielu turystów. Zdaje się, że to pobliska Królowa Karkonoszy zgarnia całe zainteresowanie. I dobrze, dzięki temu Skalny Stół nie jest miejscem popularnym, być może nawet mało znanym, a zatem pozostał oazą spokoju w rozdeptanych Karkonoszach.
Na koniec pozostaje zejść Sowią Doliną do Karpacza, czarnym szlakiem, który chwilami ostro staje dęba. Potok, który latem radośnie szumi na dnie doliny, zimą zamarza na kamień, tworząc w kilku miejscach lodowe pola – trudne, a może trafniej rzecz ujmując – upierdliwe do pokonania bez raczków.
W całej imprezie najgorszy jest fakt, że schodzimy do niższych partii Karpacza, co oznacza, że musimy wrócić do Kościółka Wang, położonego w Karpaczu Górnym. Przed nami ok. 300 metrów przewyższenia, które nie jest łatwo zawojować. Believe me. Być może działa tu psychika – zeszliśmy przecież z gór do miasta, chciałoby się wsiąść już do auta, a tu psikus! Trzeba wleźć wyżej, włożyć więcej energii niż na odcinku Śląski Dom – Śnieżka! Oj zapamiętam drogę na parking pod świątynią Wang, oj zapamiętam!
I wiecie co? Może cała ta trasa nie była wybitnie męcząca. Na pewno nie należała do tych z kategorii „przecioram się na szlaku i zdechnę”, a jednak wszyscy – niezależnie od formy i kondycji – żeśmy się zmęczyli, trochę zakwasów nabawili, lecz niezmiernie ubawili i to było naważniejsze. Od siebie mogę dodać, że czułam się spełniona. Cała wycieczka ułożyła się tak, jak sobie założyłam, a sama Śnieżka okazała się wyjątkowo łaskawa. To był dobry weekend!
Górskie pozdro,
Madzia / Wieczna Tułaczka
Tu też jest fajnie:
Na Przełęczy Okraj poza „nieszczęsnym” schroniskiem są też inne opcje noclegu. Tuż obok jest np. Amelkowa Chata (niestety wraz z wyższym standardem obowiązują tam wyższe ceny).
Toteż we wstępie pisze, że można spać w jednym z czeskich pensjonatów. 😉
Amelkowa Chata nie jest czeska 🙂 . To po „naszej” stronie.
A to sorry, nie wiem czemu oczami wyobraźni widziałam „Amelkova chata”.;) W takim razie poprawię zdanie we wstępie. 🙂
Dzień dobry,
Czy jest możliwość otrzymania na maila kopii zdjęć widoków na śnieżkę i tych z trasy. Interesuje mnie orginalna rozdzielczość zdjeć bo planuje zrobić wydruki na płótnie. Są super. Byłem tam kilkakrotnie ale nigdy zimą. Chętnie zapłacę rozsądną cenę.
Pozdrawiam
Hej. 🙂 Miło mi, że zdjęcia Ci się podobają, ale raczej nie nadadzą się na większy wydruk. Robiłam je z ręki, nie ze statywu…
Jesteś hardkorem! Śniegu w bród i bajeczne wręcz klimaty. Czy śmigałaś trochę na lodowisku w Sowiej Dolinie? 🙂
W raczkach szłam potulnie 😉
Kochane Karkonosze, totalnie zgadzam się ze słowami że trzeba sobie zasłużyć na takie spotkanie ;-)) ale jakie szczęście! Tyle słońca! Wow! Często tam mocno wieje, bardziej niż w kieleckim ;-)) A i mam taki sam plecak! 😀
Zdjęcie Spodka mistrzowskie!
Pogoda dopisała, a o to w Karkonoszach nie jest tak łatwo. Tą trasę da radę pokonać w jeden dzień, ale czasami nie warto się śpieszyć (szczególnie w taką pogodę) 😉
Cudowne widoki! Super, że Wasza wycieczka się udała! Uwielbiam góry zimą! W zeszłym roku odwiedziłam Beskid Żywiecki i czeskie Jeseniky i było tak jak u Was – biało i mroźnie.
pamiętam ten stary kamienisty szlak! 😀 to był 2008 rok, wychodziliśmy drogą jubileuszową (od Kopy – wjechaliśmy dość klimatyczną kolejką! 😀 ), a schodziliśmy właśnie tymi kamieniami. było stromo, ale bardzo fajnie! w ogóle muszę wrócić w Karkonosze, bo te 10 lat temu to był pierwszy i jak do tej pory jedyny raz 🙁 – zresztą wtedy zaczynałem podstawówkę, więc wspomnienia się już trochę zatarły!
Na Śnieżce byłem latem, ale jeszcze zimą nie widziałem gór. Koniecznie muszę pojechać 🙂
Bardzo fajny wyjazd. Chętnie bym się wybrała w góry 🙂
Karkonosze są raczej wybrukowane niż rozdeptane. Np. „trylinka” na szlaku na Szrenicę od wodospadu Kamieńczyka. Taki PeReL. Co do wiatru to zapraszam na Pomorze, wszystko poniżej 90 kmh to pogoda bezwietrzna ;D
Mogłabyś wrzucić jakiś tekst o statywach w góry, bo czytanie dywagacji komputerowych freaków od dłuższego czasu mnie męczy. Tzn. podają milion parametrów, a nigdy ze statywem na spacer nawet po płaskim nie poszli.
Karkonosze zimą mnie kuszą…
Rozdeptane w sensie, że pełne turystów. 😉
A co do statywów, to raczej ciężko, żebym napisała o tym post, skoro moje pojęcie w tym temacie jest nikłe. 😉 Na pewno szukałabym kompromisu pomiędzy wagą a stabilnością, bo jednak statyw będzie często tachany w plecaku i niska waga będzie na pewno priorytetem.
Na Pomorze z chęcią wpadnę, choć już nie raz byłam i faktycznie zawsze mnie wypizgało tam na wszystkie strony! Macie tam niezły trening przed górami. 😉
Rewelacyjne zdjęcia! Nie mogę się napatrzeć na te zimowe widoki. I taką zimę lubię, białą, a nie takie nie wiadomo co pełne ciapai i błota pośniegowego 😉 ciekawe czy z moją kondycją dałabym radę tam wejść 😀
Świetne zdjęcia!!!
Schronisko na równi pod Śnieżką to jest „Dom Śląski”… „Śląski Dom” jest w Tatrach.
Góry są jednak najpiękniejsze zimą 🙂 jest fajny klimat. Piękne zdjęcia 🙂
Zaczęłam czytać bloga i wpadłam na amen! Zdjecia ❤relacje❤tesknota za górami rozbudzona na maksa -chociaż zimą udało mi się wybyc na Pilsko i było super. Podziwiam tez,że Ci się tak chce cisnąć w te góry przez całą Polskę-mi czasem z Krakowa nie chce się ruszyć dupy. Tym większy szacuneczek. Pozdrowienia i może do zobaczenia gdzieś na szlaku
Zaczęłam czytać bloga i wpadłam na amen. Zdjęcia ❤relacje❤tęsknota za górami rozbudzona na maksa,mimo,że zima nie była taka zupełnie bezczynna i udało się wbić na Pilsko. W ogóle że tak Ci się chce cisnąć w te góry przez całą Polskę -mi czasem z Krakowa ciężko ruszyć dupę. Tym większy szacuneczek pozdrawiam i być może do zobaczenia gdzieś na szlaku!
Wielki sentyment do Karkonoszy. Szkoda, że nie przyznano Polsce większej ich części bo byłaby konkurencja dla Tatr, przynajmniej Zachodnich. To pierwsza moja poważna konfrontacja z górami i własnymi słabościami na zielonej szkole (wtedy to się nazywało kolonie śródroczne) AD 1994. Później, gdy po 22 latach wróciłem w górskie klimaty należało zacząć do Karkonoszy. I tę drugą eskapadę zakończyłem również na Skalnym Stole. Tylko, że szedłem w odwrotnym kierunku.
A…przepraszam, że trochę nakłamałem. Moja górska reaktywacja była w Kotlinie Kłodzkiej (Trojak i Borówkowa). Tyle, że to była tylko majówka, a w Karkonoszach to był urlop letni.
Zdjęcia robią wrażenie, jaki sprzęt?
byłem w Karkonoszach ostatnio wrzesień 2017 i luty 2018 – typowo na narty.
We wrześniu podchodziłem na Śnieżke -jak zwykle wiało!!!
A jak w marcu z turystami mijaliscie kogoś po drodze czy cisza i spokój,
jakie kolejne plany na kwiecień/maj gdzie się wybierasz Tułaczko?
pozdro
Amatorski. 😉 Nikon 5100 + Nikkor 16-85mm 🙂 Na szczyt podchodziliśmy godzinę przed zachodem słońca, więc już mijaliśmy tylko resztki schodzących. A w ciągu dnia było bardzo dużo ludzi, w końcu pogoda dopisała. 🙂
Plany górskie jeszcze w powijakach, więc nic nie zdradzam. 🙂
Jeśli nie chce się nocować w schroniskach albo nie ma czasu to z Sowiej Przełęczy można zejść czarnym szlakiem, potem zielonym z powrotem do Karpacza. Uwaga! Zimowa turystyka wciąga 🙂
Tak też schodziliśmy do Karpacza 😉
Piękne! Ja w tyn roku planuję wejście na Kilimandżaro, ale tuż po tym wracam w polskie góry 🙂 stawiam na pieniny latem, bo dotąd jakoś nie były mi po drodze 🙂
Latem będzie tam sporo ludzi, więc warto wyjść wcześnie na szlak. 🙂 Też długo Pieniny nie były mi po drodze, ale jak już tam pojechałam, to szybko mnie zauroczyły. 🙂
Śliczne focie Pani…aż mi się zachciało tam być…
Bardzo mi się to podoba, super sprawa 🙂