Co to, skąd pomysł i jak to się zaczęło? Zapraszam na artykuł o KBŚ, gdzie wszystko wyjaśniam. Po co mam się powtarzać…
KORONA BESKIDU ŚLĄSKIEGO – INFORMACJE PRAKTYCZNE
DZIEŃ IV (13.06.2016): PORA NA TELESFORA
TRASA: WISŁA NOWA OSADA – GOŚCIEJÓW – JAWIERZNY – PRZEŁĘCZ SALMOPOLSKA – GRABOWA – STARY GROŃ – HORZELICA – DOLINA LEŚNICY – TRZY KOPCE WIŚLAŃSKIE – KAMIENNY – WISŁA CENTRUM szlak czarny, żółty, czerwony, czarny, zielony, żółty
To był bardzo przyjemny dzień. Pogoda troszkę pomieszała szyki, ale tylko troszkę. Nie uprzedzajmy faktów.
Na szlak wyruszyłam równo o 7.00, z dobrym humorkiem, mimo ciemnych chmurzysk, precyzyjnie zaścielających całe niebo. Wiadomo było, że lunie, niejasna pozostawała tylko kwestia timingu oraz intensywności. Perspektywa deszczu nie stresowała mnie w ogóle, z dwóch powodów. Po pierwsze, wiedziałam, że koniec końców wrócę na elegancką kwaterę (Willa Nowa Osada) – im więcej schronisk i biwaków zaliczam, tym bardziej doceniam tak oczywiste rzeczy jak bieżąca woda, ciepło czy suche wyrko. Po drugie, najważniejszy punkt tej wycieczki, tj, Stary Groń, miałam osiągnąć dość wcześnie, co dawało mi szansę w wyścigu z deszczem. A potem to sobie mogło lunąć…
Humoru nie popsuł mi nawet straszny, ale to straszny szlak, za jaki uważam trasę z Wisły przez Gościejów. To że tam lipa na resorach, to dowiedziałam się oczywiście tuż po jego przejściu, więc przestrzegam ewentualnych śmiałków – nie idźcie tą drogą! Najciekawszy jest pierwszy odcinek szlaku, prowadzący drogą asfaltową przez osiedle. Można sobie podpatrzeć jak żyją mieszkańcy osiedla Gościejów i tyle z atrakcji. Później asfaltówka przybiera szutrowy charakter, by w końcu stać się leśną ścieżką (momentami pierońsko błotnistą) wiodącą stromo przez ciemny las. Zero prześwitów, ani jednej malowniczej polanki, nic co by przemawiało za wyborem tej opcji, mając do wyboru dwa sąsiednie szlaki: żółty przez Kamienny (nim będę schodzić, a więc jeszcze w tej relacji zobaczycie różnicę) oraz zielony przez malowniczy Czupel (o nim opowiem wkrótce).
Po niecałych dwóch godzinach żmudnego podejścia wychodzi się na grzbiet Gościejowa, jak na złość w mało widokowym miejscu. Ledwie prześwity majaczą między drzewami, a panoramy z prawdziwego zdarzenia należy szukać na lewo, czyli w rejonie Trzech Kopców. Na razie odpuszczam sobie tę przyjemność, tamtędy będę wracać do Wisły. Póki co śpieszę na prawo, by przez Jawierzny dotrzeć na Przełęcz Salmopolską. Końcówka podejścia zaskakuje stromizną, troszkę się zasapałam, ale na samej przełęczy nie mam zamiaru odpoczywać. Bo i po co? Zabudowane to miejsce, nazbyt miejskie, poza tym pogoda mnie goni. Lecę więc czerwonym szlakiem przez Biały Krzyż i dopiero na Grabowej przystaję, łapię oddech, wcinam kanapkę. Tak się składa, że ten króciutki fragment czerwonego szlaku przechodziłam przy lepszej pogodzie, więc po panoramę odsyłam do tego wpisu.
Nie ociągam się długo, żwawo wkraczam na czarny szlak biegnący grzbietem Starego Gronia, zanim deszcz zmusi mnie do ulokowania aparatu w plecaku. Po chwili stopuje mnie… koń! W bardzo niefortunnym miejscu! Zwierze stoi do mnie zadem i naturalnie bardzo denerwuje się, gdy zachodzę go od tyłu. Przetupuje nóżkami, charczy, prycha, a ja za bardzo nie mogę zejść ze szlaku i obejść bokiem, bowiem po mojej stronie ścieżki, jak na złość znajduje się gęsto zarośnięty parów. To znaczy mogłabym, ale musiałabym się sporo cofnąć, a potem przeciskać przez krzaki, a na to ochoty nie miałam. Widzę jednak, iż koń jest zaprzęgnięty do pniaków (o ile można być zaprzęgniętym do leżącej kłody) i raczej nie będzie w stanie za mną ruszyć, toteż postanawiam przejść obok niego wolniutko, trzymając największy możliwy dystans. Stresował się bidulek strasznie, ale to już wina bałwana, który go tam zostawił na szlaku, cholera wie na jak długo.
Jakieś 10 minut spacerku oddziela szczyt Grabowej od Grabowej Chaty. To kultowe niegdyś przytulisko zyskało nowych właścicieli, którzy wyburzyli stary budynek, postawili nowy, pisząc w ten sposób historię tego miejsca na nowo. Na razie działa tylko gastronomia (z opinii internautów jasno wynika, iż kuchnia jest wyśmienita), ale w ciągu kilku, może kilkunastu miesięcy obiekt będzie przystosowany również do udzielania noclegów. Chata jest pięknie położona, łatwo dostępna z Salmopolu i Brennej, zatem jak najbardziej polecam ją dla rodzin z maluchami. Na dzieciaków czeka atrakcja w postaci Ogrodu Bajek z postaciami z podań i legend z regionu Beskidu Śląskiego. Co więcej, z Brennej można się tu dostać za pomocą Bajkowego Szlaku Utopca, który powstał z myślą o najmłodszych odkrywcach beskidzkich atrakcji.
W jakim kierunku rozwinie się to prywatne schronisko? Zobaczymy. Tymczasem polecam artykuł Ani z bloga Czar Gór, która niejedno lato spędziła właśnie tam i zabierze Was w sentymentalną podróż do Chaty Grabowej, do czasów jej świetności.
Stary Groń to ok. 3-kilometrowy grzbiet odchodzący z Grabowej w kierunku północno-zachodnim. Rozdziela doliny Leśnicy oraz Hołcyny. Zbocza opadające w stronę Leśnicy są pokryte licznymi polanami (pamiątka po wypasie łowiecek), co gwarantuje fantastyczne widoki niemal na całej długości grzbietu.
Nie dziwi fakt, iż spacer czarnym szlakiem biegnącym ów grzbietem Starego Gronia należy do najprzyjemniejszych w Beskidzie Śląskim. Co prawda zawitałam tam jeszcze przed ścisłym sezonem, na dodatek po weekendzie i przy niestabilnej pogodzie, ale odnoszę wrażenie, że to miejsce nie należy do najbardziej obleganych w regionie. Poprawcie mnie w komentarzach, jeśli się mylę.
Mniej więcej w połowie grzbietu, nieopodal szczytu Starego Gronia (792 m) znajduje się 12-metrowa wieża widokowa, dająca jeszcze szerszą panoramę, m.in. na Błatnią, Skrzyczne, Równicę, pasmo Stożka i Czantorii, a także na szczyty Beskidu Śląsko-Morawskiego.

Panorama na stronę Doliny Hołcyny. Na pierwszym planie Kotarz, w tle pasmo Klimczoka. Skrzyczne daleko po prawej.
Mnie najbardziej interesuje najwyższe wypiętrzenie w grzbiecie Starego Gronia, należące do KBŚ, znajdujące się rzut beretem od wieży widokowej. Szlak na Horzelicę, bo o niej mowa, wznosi się bardzo łagodnie, zresztą już od Grabowej zdaje się niemal płaski. Między innymi dlatego jest taki przyjemny. 😀 Mijam zabudowania przysiółka Stary Groń, zastanawiając się, czy tak wysoko położone gospodarstwo to błogosławieństwo czy przekleństwo i szybko docieram na Horzelicę – szczyt zajmujący 28 miejsce na liście Korony Beskidu Śląskiego.
Szczyt Horzelicy znajduje się na porastającej lasem polance, ale tuż poniżej otwiera się panorama od pasma Malinowa po Czantorię. Za bardzo nie mam czasu na delektowanie się widokami, bo właśnie wtedy niebo postanawia popuścić, zmuszając mnie do odwrotu. Pierwotnie miałam w planach zejście do Brennej, spacerek po centrum i powrót na grzbiet zielonym szlakiem, jednak w tych okolicznościach darowałam sobie poznanie dolnej części Starego Gronia. Podbiegłam na wieżę widokową i tam przeczekałam największą zlewę.
Nie zapowiadało się na rozpogodzenie, a po godzinie czekania byłam już na tyle znudzona, że mimo deszczu postanowiłam zejść zielonym szlakiem w dół do Doliny Leśnicy. Kwitnięcie na wieży w ogóle mnie nie urządzało, przecież i tak musiałam wrócić do Wisły na kwaterkę, a najlepsza droga wiodła przez Trzy Kopce Wiślańskie.
Do Doliny Leśnicy schodziłam w totalnej ulewie, raz tylko odważywszy się przystanąć na chwilkę w celu sfocenia domostwa z osiedla Tłoczki. Reszta szlaku i tak wiodła lasem, więc dużo nie straciłam.
W Leśnicy postanowiłam skitrać się na przystanku busa (wszystko jeździ przez Brenną na Skoczów, gdyby kogoś to interesowało), w nadziei na jakieś rozpogodzenie. Tam siedział już dojrzały lokalny jegomość, który skrupulatnie wziął mnie na spytki z rodzaju: a skąd, a dokąd, a po co. Za bardzo nie mógł pojąć, czemu wędruję zupełnie sama, tak bez mężczyzny, opieki, towarzystwa. Dłuuuugo na tym przystanku koczowaliśmy, ale przynajmniej temat do obgadania mieliśmy pasjonujący.
Po godzinie w końcu deszcz ustał. Zebrałam manatki i czmychnęłam za zielonymi znakami w stronę Trzech Kopców Wiślańskich. Z początku szlak wiedzie lasem, ciągle pod górę, ale bez ostrych i wymagających podejść. Kiedy już zaczynałam się nudzić wylazłam na rozległą polanę w rejonie szczytu Gronik. Eh, jak jak lubię takie przestrzenie: łąki, zielone wzgórza, malowniczo położone przysiółki. Leżałabym godzinami! Yhm, gdyby nie kolejna fala podejrzanych chmurzysk, zalatujących nie tylko deszczem, ale i burzą.

Panorama ze zboczy Trzech Kopców. Na środku grzbiet Starego Gronia oraz Kotarz, po prawej w tle widać Skrzyczne.
Trzeba było lecieć na Trzy Kopce i schować się, tym razem pod dach przytuliska Telesforówka. Prawie się udało, ulewa dopadła mnie jakieś 10 minut przed celem. Dla odmiany przycupnęłam pod wiatą, która służy za ochronę paleniska. Ależ tam muszą odchodzić biesiady! Zapewne przy dźwiękach gitary i woni skwierczących kiełbasek. Choć tego deszczowego poniedziałku impreza była drętwa – towarzystwo się nie zgrało, a w jego skład wchodziła dwójka górskich kolarzy skorych do rozmowy raczej we własnym gronie, kot niezainteresowany czymkolwiek oraz wielgachny pies, którego fascynowały tylko moje kanapki. No i oczywiście ja, nieco skołowana, co jest u mnie normą w nowych miejscach.
Wiata wkrótce zaczęła przeciekać i to srogo. Wypadało przenieść się w bardziej suche miejsce. Tylko gdzie to schronisko do cholery? Lecąc w deszczu nie miałam szans choćby wzrokiem ogarnąć terenu, na którym znajdowały się aż trzy budynki – dwie drewniane chaty obok siebie (jedna jeszcze w budowie) oraz domek w dolnej części polany. Kolarz na ochotnika skoczył do najbliższej budy na przeszpiegi. Okazało się, że ta niska wymalowana chata jest otwarta i pełni rolę bufetu. Tam nic nie przeciekało, więc wszyscy (za wyjątkiem psa) przenieśliśmy się do środka.
Od razu urzekła mnie ta historia! Surowe drewniane wnętrze, kilka pamiątek, niewybredne teksty zostawione przez gospodarzy. Hasła w stylu: „można u nas zamówić świeży kozi serek, no chyba, że wszystko już sami zeżarliśmy” działały na moją wyobraźnię nad wyraz stymulująco. Po prostu czułam w kościach, że chcę tu zawitać na noc, poznać właścicieli schroniska, może urządzić jakieś fajne górskie spotkanko.
Sprawdziliśmy czy patelnia działa, owszem, działała bez zarzutu. Coś tam pozamawialiśmy do żarcia, żeby ową patelnią w łeb nie dostać za fatygowanie gospodarza – ten mieszka w domu na dole polany.
Przytulisko wkrótce zyska odnowione oblicze. Na ukończeniu jest zupełnie nowy obiekt, jednak gospodarze zarzekają się, iż nie będzie stylem odbiegał od górskich domostw Beskidu Śląskiego, a tym bardziej od klimatu starej „Telesforówki”. A w ogóle skąd ta dziwna nazwa przybytku? Ano wszystko zaczęło się od baru, który założyli rodzice obecnego właściciela. Nazwali go Telesforówka – ówczesny gospodarz nosił przydomek Telesfor, który z kolei wziął się od skojarzenia jego nazwiska (Teleśnicki) ze smoczym bohaterem programu rozrywkowego dla dzieci emitowanym w czasach PRL – „Pora na Telesfora”. Ktoś pamięta Smoka Telesfora? Jutjub przypomni. 😉
Z kolarzami pogadałam tylko chwilę, ci jeszcze planowali dojechać na Skrzyczne, więc po spałaszowaniu żarełka wrócili na trasę, zostawiając mnie w towarzystwie telefsorowego kota. Ja się nie śpieszyłam. Poczekałam aż deszcz ustanie, co pozwoliło mi na spokojny spacer po Trzech Kopcach Wiślańskich. Ten niewysoki pagór (810 m) zajmuje 27 miejsce na liście KBŚ, lecz nędzna wysokość ponad poziom morza nie odbiera mu właściwości widokowych. Polubiłam to miejsce bardzo, mimo że są w Beskidzie Śląskim bardziej spektakularne panoramy. Chyba klimat Telesforówki robi swoje.

Panorama z Trzech Kopców od Równicy i Orłowej, przez Stary Groń i Kotarz po Skrzyczne. W tle pasmo Błatniej i Klimczoka.

Nazwa szczytu pochodzi od znajdujących się tu kiedyś
kamiennych kopców granicznych trzech miejscowości tj. Brennej, Wisły i Ustronia.
Do zrobienia pozostał mi tylko żółty szlak sprowadzający do centrum Wisły. Z mapy wynikało, że w dużej mierze będzie prowadził bitymi drogami i faktycznie, na pocieszenie dodam, że po drodze nie brakowało widoków. Na pierwsze trafiamy już po kilkunastu minutach – na szczycie Kamiennego (790 m), skąd rozpościera się ciekawa panorama na południe, przy dobrej pogodzie obejmująca Małą Fatrę.
W dalszej części szlak prowadzi przez otwarte tereny. Należy cały czas trzymać się głównej drogi (którą żeśmy szli do tej pory), bowiem w pewnym momencie przecinamy osiedle, gdzie na rozwidleniu dróg brakuje oznaczenia. Mimo asfaltowej tudzież płytowej nawierzchni miejscami jest zaskakująco stromo, ale do tego Beskidy już zdążyły mnie przyzwyczaić. Pomyśleć, że kiedyś brałam je za śmieszne płaskie pagórki…
Do centrum Wisły zeszłam o 17.00. Piękny czas na ogarnięcie zakupów, przepierki, kąpieli i snu przed wycieczką na Baranią Górę. O czym opowiem w następnej relacji.
Namiary na kwaterę w Wiśle (nowa, czyściutka, zadbana, niedroga) :
Willa Nowa Osada, ul. Torfowa 10
tel. +48 (0) 33 858 39 40, kom. +48 (0) 660 797 250
e-mail: info@willanowaosada.pl
ZDOBYTE SZCZYTY Z KORONY BESKIDU ŚLĄSKIEGO:
- Horzelica (797 m)
- Trzy Kopce Wiślańskie (810 m)
NAJWIĘKSZE ROZCZAROWANIA:
- Czarny szlak z Wisły przez Gościejów, bleah!
NAJLEPSZE MIEJSCÓWKI:
- Trzy Kopce Wiślańskie – za przyjemną panoramę i nietuzinkową Telesforówkę.
- Polana na zboczu Gronika (pomiędzy Trzema Kopcami a Doliną Leśnicy) – za przestrzeń i spokój.
- Grzbiet Starego Gronia – za sielankowe scenerie.
- Grabowa – za ciekawy widok spod szczytu i zaliczkowo za Chatę Grabową.
Piękny to był dzień. Deszcz nie zdołał tego schrzanić, choć bardzo się starał. Kto jeszcze nie był w tym rejonie Beskidu Śląskiego, niechaj nadrabia. Proponowane szczyty nie należą do najwyższych w paśmie, co nie znaczy, że brakuje im uroku. W następnej relacji opowiem o numerze 2 z listy KBŚ, tymczasem możecie odkrywać atrakcje regionu na stronie Śląskiej Organizacji Turystycznej SLASKIE.travel. Stronka zawiera dosłownie wszystkie miejsca warte odwiedzenia w regionie – można kopać godzinami.
Górskie pozdro,
Madzia / Wieczna Tułaczka
Korona Beskidu Śląskiego została wytyczona przez Klub Zdobywców Koron Górskich Rzeczpospolitej Polskiej. Do jej zdobycia uprawnieni są jedynie członkowie klubu. Wszelkie informacje praktyczne na temat tej i innych koron znajdziecie na stronie klubu.
PROJEKT POWSTAŁ WE WSPÓŁPRACY Z:
WSPARCIE TECHNICZNE:
Fajny klimat w tej Telesforówce 😉 Ps. Skoro widać czasem Małą Fatrę, to znaczy, że pewnie ja z Małej Fatry wiedziałam już Beskid Śląski, bo widoczność była OK.
Na pewno, bo to całkiem blisko. :)Ja wiele razy widziałam Fatrę 🙂
Znowu się czepiam, ale ….. 🙂 Horzelica 979 m npm to trochę za dużo. I jeszcze wymieniony z imienia szczyt Zebrzydła. Ło matko ! Która tak „Zebrzydła” ? Ja bym napisał Zebrzydka. Poza tymi drobnymi niuansami SUPER RELACJA z super trasy 🙂 .
Ojej, to literówki, które wynikają z pisania po nocach…
Kilka lat temu wybrałam się na podobną wyprawę. Miło było obejrzeć te zdjęcia i rozpoznać znajome miejsca. W tym roku, zamiast górskiej przechadzki planuję obozy sportowe w górach. Masz jakieś doświadczenie w tej kwestii? 😀 Znajomi zachwalali te opcję http://www.hotelodys.pl/obozy i poważnie się zastanawiam, czy z niej nie skorzystać 😀 Pozdrawiam!
Jesteśmy bardzo ciekawi, jak rozwinie się Grabowa pod wpływem nowych opiekunów. A opisywany szlak przez Gościejów przeszliśmyn lat temu i postanowiliśmy – nigdy więcej 🙂
Ach te szorty! Gorąca kobieta z ciebie, skoro nie było ci zimno 😉 Pięknie uchwyciłaś naturę na każdej z fotek 🙂
Dziękuję za polecenie, pętelka Brenna Leśnica – Trzy Kopce -Jawierzyny – Salmopol – Grabowa – Gronik – Brenna Leśnica zrobiona, można zostawić autko i wrócić w to samo miejsce po całodniowej wycieczce z popasami 🙂
odnośnie widoków z samej wieży widokowej na Starym Groniu dodam jeszcze jeden a i najdalszy smaczek coś chyba 140 km – od Czantorii na prawo – część masywu Wysokiego Jesionika 🙂 Pozdrawiam, bardzo dobry blog !
Nawet nie wiedziałam, że są takie atrakcje na szlakach dla dzieciaków jak np: szlak Utopca… Za niedługo wracam do Polski to będę chodził z dzieciakami po takich miejscach.
Tam w Telesforówka byłaś nieco skołowana bo pies zjadł ci kanapki… :))
Pozdrawiam