Co to, skąd pomysł i jak to się zaczęło? Zapraszam na artykuł o KBŚ, gdzie wszystko wyjaśniam. Po co mam się powtarzać…
KORONA BESKIDU ŚLĄSKIEGO – INFORMACJE PRAKTYCZNE
DZIEŃ III (12.06. 2016): PRZEZ MALOWNICZE GRZBIETY DO WISŁY
TRASA: PRZEŁĘCZ KARKOSZCZONKA – KOTARZ – GRABOWA – PRZEŁĘCZ SALMOPOLSKA – MALINÓW – MALINOWSKA SKAŁA – ZIELONY KOPIEC – CIEŃKÓW – WISŁA NOWA OSADA szlak czerwony, zielony, żółty
Wieczór w Chacie Wuja Toma upłynął bardzo przyjemnie. Przy piwku, na pogaduchach z gospodarzem oraz innymi gośćmi. Niestety noc należała do trudnych. Tak jak nie znoszę chrapania, sapania i charchania, tak trafiłam na dwóch delikwentów, koncertujących w najlepsze przez calusią noc. Yep, oka nie zmrużyłam, no ale takie uroki schronisk.
Na szlak wyruszyłam dopiero o 8.30, przy czym nie miałam w planach żadnej katorżniczej trasy, zatem mogłam pozwolić sobie na beztroskie czekanie na otwarcie bufetu. Jest wrzątek, jest owsianka. Jest owsianka, jest zadowolona Madzia. Moim jedynym zmartwieniem było przedostanie się na godzinę 18.00 do Wisły, gdzie zarezerwowałam kwaterę z tv. Góry górami, ale mecz Polska – Irlandia Północna na Euro 2016 musiałam obejrzeć. A żeby nie było przypału, to tak wytyczyłam trasę, aby dziabnąć kolejnych 5 szczytów z Korony Beskidu Śląskiego.
Z Przełęczy Karkoszczonka skierowałam się szlakiem czerwonym na Kotarz. Według mapy to niemal 400 metrów przewyższenia. Z początku spacer był niewinny, dosyć widokowy i… zatłoczony. Spokojnie, nie za sprawą oblężenia turystów, po prostu ten fragment szlaku zagospodarowano na rzecz jakichś zawodów, w związku z czym minęłam sporo biegaczy i rowerzystów – uczestników wyścigu. Co ciekawe, nawet Ci najbardziej zasapani pozdrawiali mnie na szlaku, najczęściej pełnym „cześć”, rzadziej skinieniem głowy czy machnięciem ręką. Zaszokowało mnie to, przyznaję. I od razu uwierzyłam w komentarz jednego z Was na fanpejdżu: „w Beskidzie Śląskim wszyscy się pozdrawiają, zobaczysz”. Fakt, zobaczyłam. Na palcach jednej ręki mogłabym policzyć osoby, które nie przywitały się ze mną na szlaku podczas całego wyjazdu. W żadnym innym paśmie (odwiedzonym dotąd przeze mnie) procent pozdrawiających się turystów nie jest tak wysoki jak w Beskidzie Śląskim i nie pytajcie mnie skąd to się bierze, pojęcia nie mam.
To przewyższenie, o którym wcześniej wspominałam kumuluje się przed wzniesieniem Hyrca (929 m). Zasłana kamulcami ścieżka stromo pnie się do góry, więc byłam święcie przekonana, że oto już zdobywam Kotarz i za chwilę będzie z górki. Wyciąg orczykowy na szczycie wyjaśnił kwestię orientacji – właśnie zdobyłam Hyrcę, a na Kotarz został jeszcze kawałek podejścia, na szczęście już nie tak męczący.
Pod nazwą Kotarz nie kryje się tylko 19-ty szczyt na liście Korony Beskidu Śląskiego (będący najwyższym wypiętrzeniem w grzbiecie ciągnącym się między Przełęczą Karkoszczonką a Salmopolską), lecz także cały boczny grzbiecik, który odgałęzia się od niego w kierunku Brennej. I na tym grzbieciku znajduje się coś, co pominęłam i do dziś pluję sobie w brodę – Hala Jaworowa. Gdzieś, kiedyś czytałam o niej na internetach, że przepiękna, klimatyczna, pusta. Urzekła mnie na zdjęciach bardzo, ale ani nie zapamiętałam godności, ani choćby ogólnej lokalizacji. Po prostu wtedy o Beskidzie Śląskim wiedziałam niewiele. Nazwy mi się plątały, siatka szlaków była totalnie obca, no nie było nic, co zagnieździłoby ten nieszczęsny Kotarz z przyległościami we łbie. Kojarzyłam, że to szałowe miejsce leży przy niebieskim szlaku, ale nie wiedzieć czemu Halę Jaworową zapamiętałam jako Jaworzynkę, a taką cholerę, jak na złość, zlokalizowałam pomiędzy Węgierską Górką a Twardorzeczką, a więc hen daleko i w miejscu, które na żaden sposób nie chciało dopasować się do planu KBŚ. No trudno, pomyślałam, innym razem dziabnę tę „Jaworzynkę”.
Oczywiście Kotarz (985 m) zdobyłam, zadaszoną wiatę zarejestrowałam (może będzie kiedyś okazja na biwak?), zeszłam na polanę, gdzie mieści się bar (kupiłam wodę, bo przez gorąc zapasy niebezpiecznie szybko się kurczyły), popstrykałam, pooglądałam i poszłam dalej czerwonym szlakiem, zupełnie nieświadoma, że właśnie minęłam to upatrzone na internetach cudeńko, dosłownie o rzut beretem. Swoją drogą, to diabeł ogonem przykrył tę polanę na mapie. Serio! Toć wiedziałam, że w okolicy wypasano łowiecki, że są hale…

Nazwa Kotarz jest pozostałością po dawnych tradycjach pasterskich tego regionu. Oznacza miejsce, w którym owce (wypędzane wiosną na górskie pastwiska, czyli hale) „kociły się, tj. wydawały na świat młode. Słitaśne.
Po dwóch dniach dostałam wiadomość od Sokoła z forum Góry bez Granic. Przeczytał chłopak mój fejsbukowy apel z prośbą o polecenie jakichś lokalnych smaczków, ciekawych miejsc itd., poruszając tym samym kwestię Hali Jaworowej. Ależ mnie „szlak” trafił, gdy uświadomiłam sobie pomyłkę. Wędrując w pojedynkę nie miałam na kogo zwalić tego przeoczenia – byłam zmuszona sama przełknąć gorzką pigułkę. Zdarza się. Przy okazji dziękuje Sokołowi za rady, wskazówki i polenienia.
Koniec dygresji. Wracamy na czerwony szlak, który trochę w dół, a potem już płasko sprowadza na górę Grabowa (907 m). Tuż pod szlakowskazem otwiera się zacny widok od Czantorii przez Stary Groń po Kotarz. Chwilkę później jestem już na Przełęczy Salmopolskiej, którą już odwiedziłam przy okazji zwiedzania Jaskini Salmopolskiej.
WYCIECZKA DO JASKINI SALMOPOLSKIEJ

Panorama z Grabowej.
Wielki plac na grzbiecie Kotarza, po prawej, to oczywiście Hala Jaworowa. Chociaż z daleka zobaczyłam. 😉
Przełęcz Salmopolska (934 m, znana także jako Biały Krzyż – od bielonego krzyża stojącego na przełęczy) to ważna komunikacyjnie i turystycznie przełęcz w głównym grzbiecie Beskidu Śląskiego, oddzielająca grupy Klimczoka i Błatniej od reszty Pasma Baraniogórskiego. Jest najwyższą dostępną komunikacyjnie przełęczą w Beskidzie Śląskim. Znajduje się tu przystanek busów, spory parking (w czerwcu nikt nie pobierał opłaty) oraz kilka knajp. Z uwagi na dogodny dojazd oraz sporą wysokość nad poziomem morza, duża część turystów właśnie tu rozpoczyna górskie wycieczki.
Po uzupełnieniu kalorii ruszyłam czerwonym szlakiem na Malinów. Z początku podejście jest mozolne, ale szybko wypłaszcza się, wyprowadzając już po 30 minutach na Malinów (1114 m) – dziewiąty szczyt z KBŚ. Widoki są bardzo ograniczone, otwierają się kawałek dalej – wystarczy przedreptać w stronę Malinowskiej Skały, za chwilę tam pójdziemy.
Malinów to płaskie i rozległe wzniesienie, w zasadzie grzbiet zbudowany z występujących tylko w tej części Beskidu Śląskiego tzw. zlepieńców z Malinowskiej Skały, ukazujących się na powierzchni w postaci wychodni. Zwróćcie uwagę na porozrzucane po okolicy skalne ambony i na to, co macie pod nóżkami idąc dalej czerwonym szlakiem. Na zboczach góry znajduje się szereg jaskiń, w tym udostępniona do zwiedzania i opisana przeze mnie Jaskinia Malinowska, której wejście znajduje się nieopodal szczytu.
Zejście z Malinowa w końcu daje upragnione panoramy, aczkolwiek będące jedynie przedsmakiem tego, co za chwilę będzie się działo na Malinowskiej Skale. Jeszcze tylko zarośnięty fragment pokonywany w górę i wychodzimy na jeden z piękniejszych punktów widokowych w całym Beskidzie Śląskim.
Malinowska Skała (1152 m, piąty szczyt z KBŚ) jest zwornikowym szczytem w głównym grzbiecie Pasma Baraniogórskiego: ku północy odchodzi masyw Skrzycznego, zaś ku wschodowi wybiega grzbiecik Kościelca (o proszę jaka swojska nazwa). O zlepieńcach z Malinowskiej Skały wspominałam, zresztą tuż obok szczytu wypiętrzyła się tak piękna i wielka skalna ambona, że słusznie stała się wizytówką tego miejsca. Bliżej pokażę ją następnym razem, bowiem Malinowską Skałę odwiedziłam dwukrotnie.
Przez Malinowską Skałę przebiega absolutnie genialny zielony szlak: kierując się na lewo dojdziecie nim na Skrzyczne, zaś w przeciwnym kierunku na Baranią Górę. Oczywiście najlepszym wyjściem z tego impasu jest przejście całego grzbietu na raz, ale musicie mieć świadomość, iż grozi to uszczerbkiem na umyśle i nieodpartą ochotą powrotu. Po prostu nie ma bardziej widokowego szlaku w tej części Beskidów.

Panorama z Malinowskiej Skały.
Po lewej Skrzyczne, na wprost Kościelec, za nim Murońka i Ostre. W tle Beskid Żywiecki z Babią Górą na czele.
Ja z Malinowskiej Skały skierowałam się na prawo, na zielony z nazwy i wyglądu Kopiec. Kolejne fantastyczne miejsce! Ociupinkę się zasapałam przy podejściu, ale kto by liczył krople potu przy tak urzekającym otoczeniu. Szlak trawersuje tuż pod szczytem Zielonego Kopca, więc trzeba podejść dziką, lecz dobrze widoczną ścieżką (dosłownie 2 minutki) na sam wierzchołek, by podziwiać rozległą panoramę na spokojnie i z reguły bez zbędnych świadków – mało kto decyduje się podejść ten kawałeczek, a warto!

Kamień szczytowy. Zielony Kopiec (1152 m) – ex aequo z Malinowską Skałą zajmuje 5 miejsce na liście Korony Beskidu Śląskiego.

Panorama z Zielonego Kopca.
Po lewej Malinowska Skała i Skrzyczne, na środku Kościelec, dalej Ostre, Murońka, Magurka Radziechowska, Magurka Wiślańska, po prawej Barania Góra.
Z Zielonego Kopca szybko zeszłam do skrzyżowania z żółtym szlakiem – tam pożegnałam się z widokowym grzbietem, by po chwili przywitać następny. Zrazu nic nie zapowiadało późniejszych ochów i achów, ot szłam szeroką, nudną szutrową drogą, częściowo biegnącą lasem, aż tu nagle bach!
Grzbiet Cieńkowa (tudzież Cienkowa) odgałęzia się w Zielonym Kopcu w kierunku południowo-zachodnim, oddzielając dolinę Malinki na północy od Białej Wisełki na południu. Opada kilkoma wyraźnymi progami, których spiętrzenia noszą nazwy: Cieńków Wyżni (957 m, dwudziesty pierwszy szczyt na liście KBŚ), Cieńków Postrzedni (867 m) oraz Cieńków Niżni (720 m). Na całej długości ów grzbietu przebiega żółty szlak, szalenie widokowy za sprawą licznych polan, będących pamiątką po niegdyś największym terenie pasterskim w rejonie Wisły.

Gdzieś w tym miejscu zostałam rozpoznana przez sympatyczną rodzinkę. Co ciekawe, fociłam coś zawzięcie stojąc tyłem do szlaku… a oni i tam mnie poznali! 😀 Pozdrawiam serdecznie!
Grzbiet, którym się wędruje, ma prawie 7 km długości, a że w dużej mierze to tereny odkryte, widoki są przednie, sielankowe, zachwycające. I nawet nie przeszkadza fakt, iż szlak jest częściowo wyasfaltowany, że okolica jest zagospodarowana, po prostu jest tak pięknie, że nic nie zakłóca odbioru przepysznej scenerii.
Cieńków Niżni jest najbardziej obleganym miejsce na grzbiecie, oczywiście za sprawą kolejki linowej z Wisły Malinki. Zimą to popularna baza dla narciarzy, latem część spacerowego szlaku, tzw. Pętli Cieńkowskiej. Pętla powstała z połączenia dwóch kolei linowych w Wiśle – Kolei Linowej Cieńków oraz Kolei Linowej na skoczki im. Adama Małysza. Oba te obiekty łączy wygodna, niewymagająca ścieżka dydaktyczno-edukacyjna, którą bez problemu pokona już nawet 3-latek oraz osoba starsza. Trasa oferuje punkty widokowe z miejscami do wypoczynku, obiekty gastronomiczne (Ranczo Cieńków, Drzewionka, Bistro CIeńkowskie), atrakcje dla dzieci (place zabaw, szałas pasterski, owieczki) i faktycznie jest fantastyczną opcją dla rodzin z dziećmi, jednak nie byłabym sobą, gdybym nie namówiła na olanie kolejek i trzaśnięcie trasy na własnych nogach. Wszelkie informacje o Pętli Cieńkowskiej na stronie www.cienkownarty.pl
Mnie pozostało zejść z grzbietu, minąć skocznię Malinkę (wlazłabym, gdyby bilety można było kupić u góry, niestety kasa biletowa znajduje się tylko na dole skoczni) i potruchtać na Nową Osadę w Wiśle, gdzie znajdowała się moja kwaterka, bardzo dobra zresztą, więc serdecznie polecam. Z premedytacją wybrałam ten rejon Wisły na siedzibę główną, w moim przekonaniu to doskonała baza na wycieczki w okoliczne góry, co chętnie udowodnię w innym poście.
A co z meczem? Ano zameldowałam się na chwilę przed 17.00, zdążyłam się wykąpać i zwycięstwo reprezentacji obejrzałam już z poziomu wygodnego materaca. To był piękny dzień!
Namiary na kwaterę (nową, czyściutką, zadbana i niedrogą) :
ul. Torfowa 10
tel. +48 (0) 33 858 39 40
kom. +48 (0) 660 797 250
e-mail: info@willanowaosada.pl
ZDOBYTE SZCZYTY Z KORONY BESKIDU ŚLĄSKIEGO:
- Kotarz (985 m)
- Malinów (1114 m)
- Malinowska Skała (1152 m)
- Zielony Kopiec (1152 m)
- Cieńków Wyżni (957 m)
NAJWIĘKSZE ROZCZAROWANIA:
- Tylko to, że ten diabeł musiał położyć ogon akurat na Halę Jaworową.
NAJLEPSZE MIEJSCÓWKI:
- Malinowska Skała – za fotogeniczne skały i panoramę sięgającą Tatr.
- Zielony Kopiec – za bycie hipsterem (wierzchołek znajduje się nieznacznie poza szlakiem) w szalenie widokowym grzbiecie.
- Grzbiet Cieńkowa za niezwykle malownicze scenerie.
Ten dzień przyniósł tak rozległe i piękne widoki, o które nie podejrzewałam Beskidu Śląskiego. Stwierdzenie troszkę na wyrost, wynikające z kilku internetowych opinii, jakoby tam było nudno, komercyjnie, bez szans na zapierające dech krajobrazy. A gówno prawda! Już trzeciego dnia wędrówki odkryłam miejscówki, które chwyciły mnie za serducho, a będzie ich znacznie więcej. Oczywiście opowiem o nich w następnych relacjach, tymczasem możecie odkrywać atrakcje regionu na stronie Śląskiej Organizacji Turystycznej SLASKIE.travel.
Następna część historii: Pora na Telesfora
Górskie pozdro,
Madzia / Wieczna Tułaczka
Korona Beskidu Śląskiego została wytyczona przez Klub Zdobywców Koron Górskich Rzeczpospolitej Polskiej. Do jej zdobycia uprawnieni są jedynie członkowie klubu. Wszelkie informacje praktyczne ona temat tej i innych koron znajdziecie na stronie klubu.
PROJEKT POWSTAŁ WE WSPÓŁPRACY Z:
WSPARCIE TECHNICZNE:
Łowiecki wygrały tę relację <3
Zabrałam dwie do domu w plecaku 😉 😀 Takie słitaśne były!
Nie bardzo wiem dlaczego ale – po Twojej pierwszej relacji – byłem nieomalże przekonany że z Chaty wuja Toma pójdziesz w kierunku Brennej, może przez Kotarz i Grabową, potem Równica – Czantoria i dalej czerwonym szlakiem(Wielka Czantoria-Barania Góra) na Soszów i Wielki Stożek. Barania Góra, Malinowska Skała i Skrzyczne byłyby już w następnej odsłonie.
Pozdrawiam serdecznie – W.R. /seaman25/
P.S. Skoro byłaś już na Salmopolskiej Przełęczy to w tej konfiguracji wyleciałby Tobie z programu jedynie niezbyt rewelacyjny Malinów.
No ale Malinów musiałam zaliczyć prędzej czy później, a na Salmopolskiej byłam za pierwszym razem z grupą i tylko szliśmy do jaskini, więc nie było czasu, aby podskoczyć na Malinów. 😉
Ja tak ustalałam szlaki, żeby czas mapowy nie przekraczał 8 godzin (choć czasami przekraczał), żebym w razie burzy czy innej zlewy była w stanie dokończyć dany odcinek. No i chciałam mieć czas na zdjęcia, jakieś zwiedzanie itd. 😀
Pięknie to… przedreptałaś. Hala Jaworowa rzeczywiście przeważnie pusta i przecudna. Byłem dwa albo trzy razy i mam nadzieję na więcej. Stoi tam taki samotny jawor(?) i w pogodny dzień wygląda zjawiskowo na tle błękitu. Pozdrawiamy – rozpoznająca rodzinka (to było troszką dalej) hej!
E tam, nie kłóć się o kilka metrów. 😉 A zdjęcia Jaworowej faktycznie zawsze jakieś takie klimatyczne mi się zdają. 🙂 Pozdrawiam!
Witam,
Świetne zdjęcia jakim aparatem robione? Chyba nie zabierasz lustrzanki na tak długie wędrówki:)
Właśnie wróciliśmy z Gór Stołowych, pogoda średnio dopisała a wyjścia rankiem nie były za przyjemne. Gdyby nie odzież termoaktywna to byśmy zmarzli. Nie mniej jednak i tak wole to niż leżenie na plaży w Kołobrzegu:) Nie zamienię gór na nic innego – chyba, że na jeszcze wyższe góry:))
Pozdrawiam
Oczywiście, że tacham lustrzankę. 😀 Nikon 5100 + Nikkor 16-85 – łącznie 1 kg.
Z pogodą trafiliście średnio, ale jak to mówią – nie ma złej pogody, jest tylko źle dobrany ubiór. 😉
Widzę, iż też zachwyciłaś się szlakiem z Malinowskiej Skały w stronę Baraniej Góry. Nie dość, że po ostatnich masowych wycinkach drzew zrobił się bardzo „panoramiczny” to do tego zawsze gdy minie się Malinowską Skałę idąc od Skrzycznego jest pusty. Uwielbiam tam chadzać zimą…
Trzy razy szedłem szlakiem zielonym ze Skrzycznego na Malinowską Skałę. Za pierwszym razem był piękny czerwcowy dzień – przepiękne widoki – podobnie jak na czerwonym z Węgierskiej na Baranią. Następne dwa razy to walka ze śniegiem, wiatrem i mgłą – szczególnie ostatni wspominam najlepiej. Bardzo lubię mgliste wietrzne klimaty.
Dodam, że te panoramiczne ścieżki na grzbiecie biegnącym od Skrzycznego to efekt katastrofy ekologicznej. 30 lat temu cała trasa grzbietowa do Baraniej biegła lasem, a widoki były tylko z ambony na Malinowskiej, która wystawała ponad las.