Relację zacznę od wyjaśnienia tytułu. Dawno, dawno temu (dokładnie to 8 lat) odwiedziłam Karkonosze, a w wycieczkach towarzyszyła nam moja kochana siostra. Tak się złożyło, że jechałam do Szklarskiej Poręby wprost z Gór Stołowych i miałam nabitych na liczniku już sporo kilometrów, a co gorsze dysponowałam kontuzjowaną nóżkę. Cóż to był za uraz już nie pamiętam, ale objawiał się tym, iż kulałam. No i bolało… Jednakże w Karkonoszach pogoda dopisała, to i czułam wewnętrzny przymus wyjścia na szlak. Padła Szrenica, padły Śnieżne Kotły, wlazłam również na Śnieżkę, co prawda w stylu pirata z drewnianą nogą, ale jakoś dokuśtykałam 😛 Siostra, która obserwowała to zjawisko z pierwszego rzędu podsumowała mnie tak: „Nie powinna, a lezie. Terminator, kuźwa!”.
Po latach znów zawitałam w Karkonosze i znów poczułam się jak terminator i to na własne życzenie. Musicie wiedzieć, że przylgnęło do mnie również określenie „napięty harmonogram”, bo ponoć plany moich wycieczek bywają zbyt intensywne 😛 Choć ja się oczywiście z tym nie zgadzam, przygotowuję trasy dość misternie i uważam, że są bardzo szczwane 😀 Pierwszy dzień w Karkonoszach był mocny, ale też w pełni zrealizowany, co prawda nóżki bolały mocno i spuchły mi ramionka od dźwigania ciężkiego plecaka, ale warto było odwiedzić Szrenicę, zrobić pętelkę wokół Śnieżnych Kotłów i bonusowo podbiec na zachód słońca na Łabski Szczyt. Drugi dzień może faktycznie przegięłam? No ale suma sumarum się udało, co nie? 😀 A to że mówią terminator…
Zacząło się pięknym wschodem słońca, pętelką po czeskich włościach, a co potem, to już właśnie zaczynam Wam opowiadać 🙂 Po czeskiej wędrówce stanęliśmy na polskiej ziemi w pobliżu Czarnej Przełęczy (1350 m), skąd w ciągu kilku minut osiągnęliśmy kolejny karkonoski szczyt, czyli Czeskie Kamienie. Pod tą samą nazwą figuruje ładna kupka kamieni, tak więc Czeskie Kamienie leżą na Czeskich Kamieniach, a żeby zrobić z tego czeski film, to dodam, że zaraz za Czeskimi Kamieniami i Czeskimi Kamieniami znajdują się Śląskie Kamienie na Śląskich Kamieniach 😉 To teraz po polsku: na Śląskim Grzbiecie (którym notabene przebiega polsko-czeska granica) tuż obok siebie wypiętrzają się dwa szczyty – Czeskie Kamienie (1416 m) oraz Śląskie Kamienie (1413 m). Na nich to znajdują się formacje skalne, noszące tożsame nazwy. Proste, co nie? 😉
Zostawiamy malownicze skałki (szczyty jak kto woli) i i udajemy się na obiadek do schroniska Odrodzenie. Po zdjęciach widzę, że odcinek pokonaliśmy w 40 minut, czyli zgodnie z mapą, ale w głowie mam zupełnie inne wspomnienia… Oj tak nam się dłużyło, nóżki tak bolały, buty tak uciskały, że zdawało nam się, iż dowlec się nie możemy. Na domiar złego widok schroniska kilka razy zamajaczył nam przed oczami i zawsze gdzieś daleko, nie dając nadziej, że w końcu tam dotrzemy… Nawet jak już stanęliśmy na Przełęczy Karkonoskiej (1198 m), to okazało się, że ta cholera położona jest ciut powyżej czeskich zabudowań i trzeba było wykrzesać z siebie ostatki energii, by móc przywitać się z gąską (czytaj: usadzić kuper i nie chcieć więcej wstać). W schronisku zjedliśmy ciepły obiadek i zamarudziliśmy dobrą godzinę.
W końcu trzeba było się ruszyć i sumiennie realizować zaplanowaną trasę… I tu po raz pierwszy zwątpiłam w mój szczwany plan. Cholera, nogi wcale nie chciały nigdzie iść, a tu taki kawał jeszcze! Może by tak tutaj zostać… Przemyślałam za i przeciw i przełączyłam się na tryb teriminatora: „Idziemy, ale już! Nie ma czasu do stracenia, bo nie zdążymy wszystkiego zrobić!” 😀 Żadne pojękiwania i ciche protesty nie zrobiły na mnie wrażnia, już byłam w transie 😉

Przełęczą Karkonoską zawładnęły czeskie hotele wysokogwiazdkowe. Tu strudzony turysta odnajdzie restauracje, baseny, korty tenisowe i takie tam… A to wszystko w sercu Karkonoszy 🙂
W międzyczasie zebrały się ciemne chmury, które aż nazbyt wyraźnie reprezentowały chęć popuszczenia. Zarządziłam, że deszczu się nie boimy i idziemy dalej 😛 Szczęśliwie czerwony szlak trawersuje zbocza Małego Szyszaka i Tępego Szczytu, oferując naprawdę ładne widoczki na Pogórze Karkonoszy. Po godzinie marszu dotarliśmy pod legendarny Słonecznik, położony na północnych zboczach Smogorni, nad kotłem Wielkiego Stawu. To chyba najbardziej znana formacja skalna Karkonoszy, jej nazwę nadali mieszkański Pogórza, którym słońce nad skałą wskazywało południe. Granitowa formacja to tak naprawdę zaklęta postać diabła, który wymyślił sobie iż zasypie głazami Wielki Staw i zatopi przy tym Kotlinę Jeleniogóską. Tak pochłonął go ten nikczemny projekt, iż przegapił wschód słońca i skamieniał, kiedy rozbrzmiały koscielne dzwony. Obejdźcie więc Słonecznik dookoła i odnajdźcie zastygłą postać 🙂

Ciemnym punkcik na zboczu to legendarny Słonecznik, a na pierwszym planie kopczyk, któremu nadałam prestiżową nazwę Wieczna Tułaczka 😛
Pod Słonecznikiem trzeba było dokonać wyboru. „Plan A” zakładał dalszą wędrówkę szlakiem czerwonym na zachód słońca na Śnieżkę, jednak pierwotnie nie obejmował ciemnych deszczowych chmur. Postanowiliśmy zmierzyć z „Planem B”. Na pierwszy ogień poszły Pielgrzymy. Grupa trzech potężnych ostańców to zaklęci w skałę grzeszni pielgrzymi, toteż lepiej przechodzić koło nich z czystym sumieniem, no chyba że chcecie dołączyć do skalnej kliki 😉
Dalej żółty szlak doprowadził nas do Polany. Szczerze powiem, że nie spodziewałam się tu zobaczyć nic spektakularnego, raczej wyobrażałam sobie jakąś małą polankę, osadzoną głęboko między drzewami i tyle. Miejsce rozczarowało mnie bardzo, ale pozytywnie 🙂 Trawka, płotki, góry, no sielanka stworzona na pikniki! Przy rozstaju szlaków znajdują się stoły i ławy, jeśli ktoś zapomni kocyka 😉
Na Polanie przerzucamy się na znaki zielone, którymi musimy wrócić w pobliże Słonecznika, na górę Kotła Wielkiego Stawu. To że do pokonania mamy ok. 300 metrów wzniesienia przemilczałam skutecznie, zataiłam istnienie łagodnego niebieskiego szlaku do Samotni i schowałam głęboko mapę w czeluściach plecaka. Nie chciałam buntu na pokładzie, za to koniecznie zamarzyłam obejrzeć stawy z góry. Zadaje się, że w trakcie podejścia padały jakieś epitety w moją stronę, ale nie wychodziłam z roli dziarskiego przewodnika: „O popatrz, z tyłu wylazły Pielgrzymy! I Śnieżkę widać!”.
Na szczęście na górze zrobiło się płasko, otworzyły się panoramy najpierw na Wielki Staw, po chwili na Mały Staw. Szliśmy po mału, bo co chwilę porzucałam kijki i szalałam z aparatem. Szkoda tylko, że powoli zapadał zmierzch, a ciemne chmury pochłaniały światło.
Najważniejsze, że z każdym kroczkiem byliśmy coraz bliżej celu. Niebieski szlak sprowadził nas szybko do schroniska. Zawsze miałam chrapkę na nocleg w Samotni, toteż ulżyło mi gdu udało się zgarnąć ostatnie wolne łóżka, uff! Bolało by, gdyby odesłali nas do pustej Strzechy Akademickiej 😉 W schronisku akurat przebywała jakaś zorganizowana grupa, która zawładnęła całym miejscem, fartownie była to młodzież ogarnięta i nie urządziła głośnej balangi do rana. Nawet znalazł się wśród nich młody Chopin, który przygrywał do piwka 🙂
Tego wieczoru trzeba było zrewidować jeszcze jeden plan. Prognozy pogody wykluczyły jakiekolwiek marzenia o wschodzie słońca na Śnieżce i stawiały pod znakiem zapytania jakiekolwiek wycieczki… „Najwyżej trochę zmokniemy” – mówię półgębkiem, po czym pod wpływem karcącego spojrzenia zapijam te słowa browarem…

W rogu siedzą chłopaki, których spotykaliśmy w każdym schronisku: pod Łabskim, w Odrodzeniu i na koniec w Samotni. Pozdro dla Was 🙂
Wierzcie mi, że tego dnia zmęczył się nawet Terminator, skonany nie dopił nawet wspomnianego piwka i zawinął się w śpiworku śniąc o Królewnie Śnieżce…
Jesteś WARIAT BABSKI 🙂
Mnie już dawno ochrzcili mianem cyborga. 😀 A jak układam trasy to mąż nade mną ślęczy, żeby mnie nie poniosło za bardzo. No ale cóż poradzić, jak czasu zawsze za mało, a człek na górskim głodzie.
Cześć! Wśród blogerów została zorganizowana akcja pt. „Liebster Blog Award” i chciałabym Cię nominować do udziału w niej ponieważ uwielbiam Twój entuzjazm i miłość do gór. Już tłumaczę zasady:
„Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego Blogera, w ramach uznania za ‚dobrze wykonaną robotę’. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz je o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował”.
Jeśli jesteś zainteresowana wzięciem udziału, pytania znajdziesz na moim blogu 🙂
Bardzo miłe memu sercu widoki. Tyle razy już latałem po tamtejszych szlakach i…wciąż mi mało. Ale cóż…”w sercu noszę Karkonosze” 🙂
Pozdrawiam