muğla escort bayan aydın escort bayan çanakkale escort bayan balıkesir escort bayan tekirdağ escort bayan gebze escort bayan mersin escort bayan buca escort bayan edirne escort bayan

TATRY: NIŻNIE RYSY – DRUGIE STARCIE, A POTEM MASAKRA NA RYSACH ;)

TATRY: NIŻNIE RYSY – DRUGIE STARCIE, A POTEM MASAKRA NA RYSACH ;)


Początek masakry, zakończonej pięknym zachodem słońca, w relacji:  Niżnie Rysy – pierwsze starcie.

 ***

Kawałek wypłaszczenia zasłanego mniejszymi, bądź większymi kamlotami musiało starczyć nam na nocleg. Odległa o jakieś 20 minut jaskinia mogła okazać się znacznie wygodniejsza, ale żadne z nas nie miało sił na poszukiwania, poza tym powoli, acz sukcesywnie zapadała ciemność.

Nie wiedząc z czym to się je, zabraliśmy się do rozstawiania tropiku. Za stelaż robiły moje kije, za śledzie okoliczne głazy. Poszło nam średnio, ale już chcieliśmy się położyć, zatem wsunęliśmy do środka karimaty, siebie w śpiwory i czekaliśmy na błogi sen. Ten jednak nie nadszedł. Mimo okrutnego zmęczenia (wszak mieliśmy za sobą całonocne czuwanie w autokarze, a potem darcie na wysokość 2430 metrów z ciężarem na grzbiecie) organizm się buntował i najwidoczniej nie życzył sobie regeneracji. WTF? Chyba byłam zbyt wyczerpana, żeby zasnąć, a cykliczne pochrapywania Roberta nie pomagały. Miał szczęście, że kije podtrzymywały całą imprezę, gdybym tylko miała choć jeden na podorędziu…

Wschód słońca na Niżnich Rysach

Zimno było znacznie gorsze. Przemarzłam już podczas focenia, a gdy przygotowywaliśmy gawrę dygotałam na całego. Tego nie udało się już nadrobić. Dreszcze przeszywały moje ciało z niebywałą wręcz regularnością i skutecznie odganiały jakiekolwiek zalążki snu. 

Po kilku godzinach, zapewne kiedy temperatura spadła już do prognozowanych -1°/0°, zerwał się wiatr. Nie duży, ale wystarczający, żeby szamotać ścianami naszej jamy. Te, wraz z kolejnymi podmuchami kładły się na nas, zwalając całą wilgoć… Bo to co mieliśmy, to nie był namiot w pełnym tego słowa znaczeniu, a jedynie zewnętrzny tropik przystosowany do rozkładania na kijach trekkingowych: ot, taka płachta bez stelaża, wewnętrznych ścian i podłogi. Te „małe” braki kompensowała niska waga, oraz elastyczność całego ustrojstwa, które przy odrobinie fantazji można było rozkładać w wielu miejscach. No ale bez wewnętrznych bebechów pociło się to niemiłosiernie, a ścianki szybko pokrywały się wilgocią. Przy pełnym rozłożeniu i naciągnięciu – luz, przy rozłożeniu na odpie***l, kiedy to wiaterek uczynnie te ścianki zwalał na nas – masakra.

W tropiku niechcący urządziliśmy sobie mały deszczyk, a mokra płachta na ryju to nic fajnego. Serio. Nie mogłam doczekać się świtania i momentu, kiedy zrzucę z siebie wilgotny śpiwór. W końcu ten moment nadszedł.

Wschód słońca na Niżnich Rysach

Zaczyna się….

A wtedy… Dźwięk migawek unosił się ponad górami i dolinami, pozy tym zupełnie nic nie mąciło  ciszy. No może epitety wychwalające zjawisko, które rozgrywało się przed naszymi oczętami.

Wschód słońca na Niżnich Rysach

Na pierwszym planie Zielona Czuba i Jaworowe Wierchy. Dalej Płaczliwa Skała, Szalony Wierch, Jatki, Jagnięcy, Kołowy, Śnieżny i Lodowy Szczyt ( przynajmniej jego połowa).

Wschód słońca na Niżnich Rysach

Mała Wysoka, Baniasta Turnia, Staroleśny, na pierwszym planie wtopiony i ledwie widoczny Wielicki Szczyt, a najbardziej po prawej Litworowy.

Niżnie Rysy panorama

W stronę Bielskich i Lodowego…

Niżnie Rysy widoki

Kołowy Szczyt, Śnieżny, Lodowy, Lodowa Kopa, dalej Durny Szczyt, Łomnica i Pośrednia Grań

Dzięki porcji chmurek niebo przybrało kolor dojrzałego pomidora, a światło pięknie pokolorowało góry. Nie umiem, wręcz nie chcę tego opisywać. To trzeba pojąć in persona.

Niżnie Rysy, widok na Gerlach, Ganek, Kończystą i Wysoką

Fantastyczna Czwórka: Gerlach, Ganek, Kończysta i Wysoka

Rysy

Od lewej: Drąg, Mała Kończysta, Stwolska Turnia, Kończysta, Wysoka, Ciężki Szczyt i Rysy na pierwszym planie

Panorama z Niżnich Rysów

Panorama z Niżnich Rysów na wschód i południe

Gerlach i Ganek

GG – Gerlach i Ganek 🙂

Szczyty Mięguszowieckie

Mięgusze w słonku, Krywań, Hruby i Robert też 😉

Te same chmury, które przed chwilą zrobiły cały efekt, teraz pochłonęły słońce. Nagle i bez ostrzeżenia zrobiło się szaro-buro, a na dodatek pierońsko zimno. Po zjawiskowym wschodzie słońca zostały tylko wspomnienia. Zjedliśmy na szybko owsiankę, spakowaliśmy graty i ruszyliśmy w kierunku Rysów.

Ciężka Turnia i Zmarzły Staw pod Wysoką

Ciężka Turnia i Zmarzły Staw pod Wysoką

Niżnie Rysy - droga

Robert na przełączce pomiędzy głównym a południowym wierzchołkiem Niżnich Rysów

Z początku mieliśmy zamiar trzymać się blisko grani, a trudniejsze miejsca omijać po polskiej stronie. Szybko zmieniliśmy zdanie – przewalanie się przy rosnącej stromiźnie przez kolejne skalne żeberka z tak wielkimi plecakami (a wspominałam już, że ciężar przechylał mnie to w jedną, to w drugą stronę?) było ryzykowne i bezpieczniej wrócić sypiącym się żlebem oraz wbić na szlak w rejonie grzędy.

Niżnie Rysy

Niżnie Rysy

Mięguszowieckie Szczyty oraz Kazalnica

Czarny, Pośredni i Wielki Szczyt Mięguszowiecki, doskonale widać też słynną galeryjkę, tj. szlak prowadzący grzbietem Czarnego Mięgusza, aż do Kazalnicy

Żabi Koń i Żabia Turnia Mięguszowiecka

Strzelisty Żabi Koń, po prawej Żabia Turnia Mięguszowiecka, a poniżej objuczony Robert 😉

Zresztą druga całkowicie nieprzespana noc dawała mi się we znaki. Nie miałam siły i ochoty na walkę z nieznanym.

Niżnie Rysy

Niżnie Rysy daleko za mną. Wstrętne usypiska też . 🙂

Walka jednak się odbyła, aczkolwiek przeciwnikiem okazał się wspomniany żleb, a raczej dziadostwo zalegające jego dno. Wejść po czymś takim to pestka, ale zejść… Myślę, że kurs akrobacji cyrkowych okazałby się jak najbardziej przydatny. Nie zliczę potknięć, kontrolowanych (lub nie) zjazdów tudzież przymusowych przysiadów na pupę. Raz nawet poleciałam z wielkim głazem i żeby uchronić się przed koziołkowaniem, wykonałam jakiś dziwaczny wygibas w locie. Skończyło się na obitym udzie oraz co gorsze, na nadwyrężeniu stawu ramiennego. Bolało przy wspinaczce, ba, nawet przy robieniu zdjęć, a do zakładania i zdejmowania plecaka potrzebowałam pomocy.

Czarny Staw i Morskie Oko

Wiadomo co – Czarny Staw i Morskie Oko 🙂

Niżnie Rysy

4-wierzchołkowe Niżnie Rysy

Z ulgą przywitałam pierwsze łańcuchy na grzędzie (moje ramie absolutnie nie) – oznaczały koniec „piargowiska próżności”. Niemniej jednak tam, gdzie jedno się kończy, drugie się zaczyna.

Rysy

Z powrotem na szlaku. Rysy tak blisko, a jednocześnie tak daleko…

Szlak na Rysy

Oj! Już przy pierwszych krokach w górę poczułam trzęsące się mięśnie i zakwasy na całych udach. I to była wina zbyt dużego obciążenia. Przecież poprzedniego dnia nie zrobiliśmy nie wiadomo jakiej trasy, można by rzec, że połowę tego co przy tradycyjnym wyjściu w Tatry. A jednak nogi przeistoczyły się w bolące galarety. 
Szlak na Rysy

Uwaga, teraz ponarzekam niczym zaczepny emeryt. 😉

DOLEGLIWOŚĆ                                                                  WINOWAJCA

-galaretkowate nogi                                                              -ciężki plecak

-nadwyrężone ramię                                                             -wredne piargi

-dwie nieprzespane noce                                                      -no właśnie kto???

-zakwasy wszędzie gdzie się da, nawet w talii                     -ciężki plecak

-brak siły na każdy kolejny krok                                            -ciężki plecak

-płytki oddech                                                                        -ciężki plecak

-rozdrażnienie przeradzające się we frustrację                    -zdecydowanie ciężki plecak

Powiem szczerze, że wesoło nie było. Walczyłam dosłownie o każdy krok, choć w głębi miałam ochotę rzucić plecak w pizdu w rysę i zejść do Moka spać.

Grań pomiędzy Rysami

A to już na grani pod Rysami. Pięknie widać stawy i Niżnie Rysy

pod Rysami

„O dżizes, ile jeszcze…”

Rysy

A tyle! 😛 Po lewej słowacki wierzchołek Rysów, po prawej polski.

Było już po 8.00, więc sporo ludzi parło na szczyt. Mijał nas dosłownie każdy: stary, młody, w trepach, w tenisówkach, nawet Angol w japonkach (!). Na domiar złego, większość osób mijała nas dwukrotnie, bo kiedy schodzili z powrotem, my nadal powoli człapaliśmy w górę. To nie działało budująco na wyczerpaną psychikę! 

Szlak na Rysy

Fragmencik graniówki prowadzącej do przełączki pod Rysami

Niznie oraz Rysy (27)

Kończysta, Wysoka i Ciężki Szczyt

Kończysta, Wysoka i Ciężki Szczyt

Szlak na Rysy

„O losie, na ten kamlotek też muszę wleźć?” 😉

No ale co zrobić, jakoś dociągnęliśmy na te Rysy (przejście od grzędy na szczyt zajęło nam prawie dwie godziny!) i po krótkiej foto-sesji na polskim wierzchołku, przenieśliśmy się na sąsiedni. Tam przynajmniej spokój i pustka, można było rozsiąść się wygodnie i ogarnąć posiłek w postaci podłej konserwy i gorącego kubka.

Rysy panorama

Na środeczku Czarny Staw pod Rysami, po jego lewej stronie Wołowy Grzbiet i Mięgusze, na wprost Szpiglasowy, Miedziane i Opalony Wierch, po prawej Niżnie Rysy, a w tle takie cuda jak Grań Baszt, Wielkie Solisko, Krywań, Grań Hrubego oraz Orla Perć. Nawet Tatry Zachodnie widać! 🙂

Kopa, Popradzka i Grań Baszt, w dole Żabie Stawy w Dolinie Mięguszowieckiej

Żabia Dolina Mięguszowiecka, po lewej Kopa Popradzka, na wprost Grań Baszt z Szatanem

Rysy panorama

A tu też dużo dobrego, między innymi, Niżnie Rysy, Młynarz, Lodowy, Pośrednia Grań, Mała Wysoka, Staroleśny, Gerlach, Ganek, Wysoka, Ciężki Szczyt oraz słowacki wierchołek Rysów

Wołowa Grań oraz Mięguszowieckie Szczyty, w tle Grań Baszt i Krywań

Chmurkowe wodospady 😉

Niżnie Rysy

Niżnie Rysy… Tam byłam! 😀

Siedzieliśmy na szczycie godzinę, więc trochę poobserwowałam i naszła mnie mała refleksja.  Środek wakacji, pogoda stabilna, ludzi masa, ciągła zmiana warty na szczycie. Ale czemu oni wszyscy kłębią się na polskim wierzchołku? Ciasno tam i gwarno jak w ulu, to raz. Dwa, słowacki wierzchołek to naprawdę rzut beretem (na nogach jakieś 3 minuty) od polskiego, a jednak podczas naszego popasu wlazło nań tylko trzech Słowaków i jedna polska parka. Pomijam już fakt, iż na wyższym wierzchołku zdecydowanie spokojniej, ale heloł! Słowo klucz: „wyższy wierzchołek”! Mnie się wydaje, że aby zdobyć Rysy to trzeba wejść na 2503 m, a nie na 2499 m…  

Rysy

Totalna załamka na słowackim wierzchołku, potocznie zwana odpoczynkiem 😉

Rysy

-Ej, zapozuj do foty!
-Bleeeeeee, nie mam siły…

Rysy

Polski wierzchołek Rysów, za nim Mięguszowiecki Szczyt Wielki

Po godzinie zmarzliśmy do tego stopnia (nawet prószył śnieżek!), że chcąc nie chcąc musieliśmy rozpocząć ewakuację. Kierunek – Popradzki Staw. Schodziliśmy wolno, co i rusz przystając na jakieś zdjęcia.
Niznie oraz Rysy (38)

Grań Baszt

Od dawna miałam na celowniku pewien diaboliczny szczyt, wtedy tylko się w niego wpatrywałam, ale niedługo potem stanęłam na wierzchołku. 😛

Przełęcz Waga i Ganek

W drodze na przełęcz Waga. Wzrok przyciąga Ganek, ze swoją imponującą Galerią.

W rejonie Wagi zaczęło się przewiewać, chmurki podnosiły się coraz wyżej, odsłaniając coraz więcej wierzchołków. Bardzo lubię to miejsce, a to za prawą bliskości Ganka, Wysokiej i Ciężkiego Szczytu.

Ciężki Staw i Zmarzły Staw pod Wysoką

Z bliskich okolic Wagi otwiera się widok na Ciężką Dolinę, absolutnie fntastyczne miejsce.

Kopa nad Wagą oraz Rysy

Każdy moment dobry na usadzenie tyłka. 😉
Za Robertem Kopa nad Wagą oraz główny wierzchołek Rysów.

Ganek z przełęczy Waga

Pod Gankową Galerią…

Ganek

Zoom na Ganek 😉

Wysoka i Ciężki Szczyt oraz Waga

Cudo, cudo, cudo, czyli Wysoka i Ciężki Szczyt

Do schroniska zeszłam ledwo żywa. To że w dół i banalnie łatwo, wcale nie znaczy, że przyjemnie. Doszedł ból kolan, zatem przy każdym kroku dało się słyszeć jęk. Przy schronie zalegliśmy na dłuższą przerwę, ale nic to nie pomogło. Organizm domagał się wygodnego łóżka, odpoczynku, a nade wszystko snu. Powoli zaczynało też docierać do mnie, że kolejny etap mojego szczwanego planu weźmie w łeb, bo zwyczajnie w świecie nie damy rady. Choć jeszcze wtedy odganiałam te myśli, jeszcze karmiłam się nadzieją i zmusiłam ciało do kolejnego wysiłku.

Schronisko pod Rysami

Chata pod Rysami, a nad nią Wielka Kopa Popradzka

Chata pod Rysami

Przyjedzie ten PKS, czy nie przyjedzie? 😉

Trzeba było schodzić dalej. Ależ to był wyczyn! To niewyspanie, te bolące kolana, piekące stopy, skurcze mięśni, przeraźliwe zmęczenie… Mogę śmiało powiedzieć, że jeszcze nigdy nie czułam się tak zmasakrowana w górach. Kilka razy nawet udało mi się uwolnić łezkę z tej niemocy i bezsilności, co należy do ewenementów w skali światowej. Ciary przechodzą mnie na samo wspomnienie, więc może skupię się teraz na mijanych widokach. 

Żabia Dolina Mięguszowiecka

Grań Baszt oraz Żabie Stawy Mięguszowieckie

Słowacki szlak na Rysy

Fragment szlaku z żelastwem

Żabia Dolina Mięguszowiecka

Poznajecie Rysy z tej strony? 😉

Wielki Żabi Staw Mięguszowiecki oraz Grań Baszt

Wielki Żabi Staw Mięguszowiecki oraz Grań Baszt

Przy rozstaju przed Popradzkim Stawem dosłownie padliśmy na jakiś głaz – przyszedł czas na naszą chwilę prawdy. W planie były jeszcze dwa potężne szczyty (w tym moje wielkie tatrzańskie marzenie), a dopiero potem odpoczynek w schronisku i dalsze łazęgowanie. Niestety plecaki okazały się zbyt ciężkie na nasze możliwości i w rezultacie pierwsze dwa dni nas zmasakrowały. Dłuższy odpoczynek potrzebny był tu i zaraz.

Żabia Dolina Mięguszowiecka

Wielki Żabi Staw Mięguszowiecki, a nad nim Wołowa Turnia, Żabia Turnia Mięguszowiecka oraz Żabi Koń

Niznie oraz Rysy (53)

Żabi Potok

Przeprawa przez Żabi Potok

Przez lewe kolano, które siadło mi całkowicie, schodziliśmy naprawdę długo, ok. 5,5 godziny ze szczytu do rozstaju przed Popradzkim Stawem. Nie bardzo wiedzieliśmy, czy pytać o nocleg w schronisku (wszak gleby nie udzielają, a że był weekend, to szanse na wolne łóżka spadały niemal do zera), jechać do Zakopca, czy szukać noclegu w Starym Smokowcu. Koniec końców schronisko odrzuciliśmy, bo nie było mowy o wyjściu w góry następnego dnia, a ostatecznie postawiliśmy na dobrze nam znane Zakopane. Sama już nie wiem dlaczego, chyba mieliśmy obawy, że nie starczy nam eurasów na smokowskie kwatery.

Osterwa

Asfaltówka z Popradzkiego Stawu…

Dobiliśmy się na tej asfaltówce, że hej. Skurcze chwytały mnie już za ramiona, więc ze dwa razy musiałam zrzucić plecak i je rozmasować. Tu minutka, tam minutka i nie zdążyliśmy na elektriczkę. Kolejna była po godzinie, ale na Stramę do Zakopanego nie było już co liczyć. No nic, ponoć jest jeszcze jakiś słowacki PKS do Łysej Polany, najwyżej doczołgamy się do Roztoki albo Głodówki, jeśli nie złapiemy busa z Morskiego Oka. Tyle teoria.

Do Smokowca zajechaliśmy na 20.00 i od razu skierowaliśmy się na dworzec autobusowy. Wspomniany słowacki PKS uciekł nam sprzed nosa. Innych połączeń już nie było. I tak oto zostaliśmy samiutcy na dworcu, przy zapadającym zmroku, bez sił na inicjatywę, bez wiedzy, gdzie tu szukać tańszej kwatery. Chyba nie muszę tłumaczyć, jakaż to beznadzieja wlała się w nasze serca?

Najgorsze, że nie można było tkwić na tym dworcu w nieskończoność, trzeba było jeszcze raz zarzucić plecak na grzbiet (brrr!) i ruszyć na poszukiwanie noclegu. O tej godzinie w Zakopcu jest multum ludzi, czasem ciężko się nawet gdziekolwiek przebić. W Smokowcu cisza, spokój, prawie żywej duszy wokół. Wtem usłyszałam polski język. Dopadłam ludzi niczym wygłodniała harpia i zapytałam czy przypadkiem nie wracają do Polski. Nie. Mają kwaterę kilka kilometrów dalej. Mówią, że informacja turystyczna jest jeszcze czynna, że może oni pomogą z noclegiem.

Niestety w IT nie dysponowali żadnymi wolnymi miejscami. No tak, sierpień, weekend, ładna pogoda. Dostajemy kontakt do pensjonatu w Nowej Leśnej. Nieco drogo, ale nie mieliśmy przecież innej opcji, było też trochę za późno na pukanie od drzwi do drzwi i szukanie pokoju na własną rękę. W drodze na stację kolejki znów nadziewamy się na spotkanych przed momentem Polaków. Od słowa do słowa i okazuje się, że ich kwatera również mieści się w Nowej Leśnej. Proponują podwózkę, z czego oczywiście korzystamy. Z tego miejsca jeszcze raz dziękuję za pomoc Drodzy Rodacy – może kiedyś trafią na bloga i się zarumienią. 

Na miejscu okazało się, że na kwaterce i dla nas znajdzie się pokój. Bomba! Wolimy skromniejsze warunki, za to kilka euro w kieszeni. I tak marzyliśmy tylko o tym, aby wreszcie położyć się spać. No i wierzcie mi, kąpiel, a potem rozłożenie styranych gnatów na łóżku warte było miliona dolarów!

I kiedy tuż przed zaśnięciem zadzwoniłam do domu, żeby się odmeldować i zrelacjonować wydarzenia dnia, usłyszałam pytanie: „A gdzie podział się górski terminator”? Odpowiedziałam stanowczo: „I’ll be back”! 😀

***

Zanim terminator ruszył na tatrzańskie łowy, musiał się zregenerować. O tym poczytasz w artykułach:

 

Chcesz wejść na Rysy? Sprawdź opisy szlaków:

RYSY Z MORSKIEGO OKA  RYSY Z POPRADZKIEGO STAWU

 

 

Pozdrawiam,

Madzia / Wieczna Tułaczka

***

Tu też jest fajnie:

Facebook   Instagram

 

 

 

 

18 komentarzy

  1. Nie ma co gadać, wyrypa imponująca, ale nie zazdroszczę tej rzezi. Sama bym siadła i się rozryczała chyba. Na zdjęciu „O dżizes” to nic tylko przytulić. 🙂 Mimo wszystko zakładam, że terminatorowa regeneracja przebiegła pomyślnie.

    • Wieczna Tułaczka

      Regeneracja długo trwała, w zasadzie trwa nadal, ale co tam – raz się żyje! 😉
      A wiesz, że już drugi raz mi piszesz „nic, tylko przytulić”. Masz wobec mnie instynkty macierzyńskie! 😉 Następnym razem biorę Cię ze sobą, będziesz sie nade mną litować i pomagać nieść plecak. 😀 😀 😀

  2. Zazdroszczę takich świetnych zdjęć. Kiedy byłam na Rysach, nad Tatrami wisiało „mleko” i jedyne fotki jakie mogłam porobić, wychodziły białe. No cóż, widocznie nie było mi dane 🙂 Ale widoki nadrobiłam sobie na Mięguszowieckiej Przełęczy pod Chłopkiem.W którym miejscu dokładniej rozstawiliście Wasz namiocik, bo mnie to bardzo ciekawi? Pozdrawiam!

    • Wieczna Tułaczka

      Ja za pierwszym razem miałam pełną lampę, teraz trochę chmurek, jest coraz gorzej, więc za trzecim razem pewnie czeka mnie mleko. Za to u Ciebie może być tylko lepiej, nie ma innej rady – trzeba wracać!
      A namiot stoi na samiuśkim szczycie. 🙂

  3. Można powiedzieć, że mieliście więcej szczęścia niż rozumu. Doprowadzenie do wyczerpania organizmu (drgawki) to nie tylko wina ciężkiego plecaka, ale też braku aklimatyzacji oraz wydaje mi się zbyt ubogiej diety. Postąpiliście wbrew generalnym zasadom bezpieczeństwa i zdrowego rozsądku – trasa Dworzec-Moko-Rysy, brak odpoczynku, taszczenie wszystkich zapasów ze sobą, miejsce noclegu brrr… Wiem jak się schodzi na spuchniętych jak balony kolanach. Miałem kiedyś taki ból, że mogłem schodzić wyłącznie tyłem.
    W sumie opis waszej wyprawy może służyć za przestrogę i ostrzeżenie przed lekkomyślnością. Czy było warto dla tych niesamowitych zdjęć zachodu i wschodu słońca? Jako, że skończyło się szczęśliwie powiemy, że warto po stokroć, ale gdyby coś Wam się stało to ocena byłaby zupełnie inna.
    Wybacz mentorski ton mojego posta. Pozdrawiam i podziwiam.
    P.S. Mój kolega niedawno wracał z Rysów helikopterem TOPRU. Powód – zgubił podeszwy. Tak, tak odkleiły się obie podeszwy w nowych markowych butach tuż pod szczytem. Takie niespodzianki też się zdarzają.

    • Wieczna Tułaczka

      Trochę przesadzasz. Za daleko poszedłeś z interpretacją i z Twoich słów wynika, że byłam w stanie przedzawałowym. To już nie można się męczyć w górach, a potem ponarzekać? 😉 Drgawek nie miałam, a jedynie ból mięśni i zakwasy
      i dobrze wiem, że to z niewyspania i nadmiernego ciężaru, do którego nie przywykłam. Gdybym czuła się na tyle słabo, żeby nie kontynuować wędrówki, to bym tego nie robiła. Masakra była na własne życzenie i mimo wszystko pod kontrolą. A ten tekst o diecie… Sorry, ale nic nie wiesz o mojej diecie, to że napisałam o podłej konserwie, to nie znaczy, że tylko to jadłam. Tyle w temacie
      Pozdrawiam.

      • „Już przy pierwszych krokach w górę poczułam trzęsące się mięśnie i zakwasy na całych udach… A jednak nogi przeistoczyły się w bolące galarety. ”
        Galaretkowate nogi zinterpretowałem jako drgające, no chyba, że chodziło o galaretkę o smaku malinowym 😉
        Poza tym nie ma potrzeby aż tak się napinać. Czyżby jeszcze trwało „-rozdrażnienie przeradzające się we frustrację”?
        Swoją drogą możesz napisać coś o zawartości swojej spiżarni w czasie wypraw.
        Pozdrawiam

        • Wieczna Tułaczka

          Widzę, że wiesz lepiej ode mnie jak czułam się na wycieczce, co jadłam i jaki mam ton wypowiedzi. 😉 Może sam napisz coś o zawartości mojej spiżarni, wyjdzie bardziej realistycznie. 😉 😀

  4. Wow… Jestem pod wrażeniem. Pozwoliłaś na chwilę oderwać się od korpo życia i znaleźć się w tym cudownym, jakże innym, Świecie.

    I mała prośba – skoro każdej Twojej kolejnej wizycie na Rysach towarzyszy coraz gorsza pogoda, daj znać, jak będziesz się tam wybierała ponownie. Wiele osób dostanie szansę na ewentualną modyfikację planów :).

  5. elektriczka nie kusuje na polską stronę prawda? 🙂 do jakiej miejscowości trzeba zejść żeby wrócić na morskie? 🙂

    • Wieczna Tułaczka

      Elektriczka nie kursuje na polską stronę. Z Rysów trzeba zejść do Popradzkiego Stawu i dalej niebieskim szlakiem (asfaltówka) na stację elektriczki „Popradske Pleso”. Elektriczką jedziesz do Starego Smokowca (kurs na kierunek Poprad, bilet kupujesz w budce koło parkingu za 1,50 euro) i na dworcu autobusowym łapiesz autokar Stramy do Zakopanego (bilet u kierowcy, 20 zł lub 5 euro, rozkład jazdy znajdziesz na ich stronie). Strama jedzie przez Łysą Polanę i jeśli chcesz wrócić do Morskiego Oka, to tam trzeba wsiąść i pokonać asfaltówkę.

  6. Powiem tak – zaglądam tutaj bo Wasze kadry są obłędne, a słowo pisane… jakbym tam był. Poczułem tę mokrą szmatę na twarzy 🙂 Co prawda nie jestem górskim hardkorowcem – lubię chodzić, ale chodzę mało i niewysoko, ale wiem co to zmęczenie w górach i jak ważne jest wygodne posłanie nawet po umiarkowanie ciężkim dniu w górach… Na zdjęciach dnia następnego dnia nie widać frustracji i zrezygnowania, ale walkę ze słabościami. Jesteście mistrzami. Gratuluję i po wielkopolsku „zazdraszczam” 🙂 Pozdrawiam

    • Wieczna Tułaczka

      Cieszę się, że obrazy i tekst do Ciebie trafiają. Na zdjęciach zrezygnowania nie widac, bo go nie było. 🙂 Frustracja owszem.

      Pozdrawiam 🙂

  7. Piękna fotorelacja, zwłaszcza zdjęcia wschodu słońca urzekają.

  8. Akcja z ciężkim plecakiem, skąd ja to znam… 🙂 pewnego razu z ambitnym pomysłem i wielkimi plecakami wyruszyliśmy w Zachodnie by przejść trasę D. Kościeliska, Ornak Bystra, Kamienista, Tomanowy Wierch i wrócić Kościeliską. Plan zakładał nocleg w połowie… skończyło się na Ornaku, noclegu z hulającym wiatrem i powrotem prawie na czworaka do doliny.
    Przegięliśmy z wagą plecaków. Ja pod swoim dosłownie się uginałam… aż padłam 🙂

    Wschód wspaniały jak zachód z cz.1 … 🙂

  9. Ale czadowa wyprawa! Caly blog przeczytam. Pozdrawiam i czekam na kolejne extra relacje. Moze cos o sprzecie, ubraniu?

  10. fenomenalna strona, czytam wszytskie Twoje wpisy! są świetne. Uwielbiam góry, a czytając Te opowieści czuje jak przenoszę się na górskie szlaki. JAk dobrze ze są takie osoby 🙂 pozdrawiam Marta zachodniopomorskie.

    PS. Góry czekają 🙂

Leave a Reply to Wieczna Tułaczka Cancel reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

*

*

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.