Co to, skąd pomysł i jak to się zaczęło? Zapraszam na artykuł o KBŚ, gdzie wszystko wyjaśniam. Po co mam się powtarzać…
KORONA BESKIDU ŚLĄSKIEGO – INFORMACJE PRAKTYCZNE
DZIEŃ V (14.06.2016): WYCIECZKA DO ŹRÓDEŁ WISŁY
TRASA: WISŁA FOJTULA – DOLINA BIAŁEJ WISEŁKI – BARANIA GÓRA – PRZYSŁOP – KAROLÓWKA – STECÓWKA – PRZEŁĘCZ SZARCULA – PRZEŁĘCZ KUBALONKA – KOZIŃCE – GROŃ – WISŁA NOWA OSADA szlak niebieski, czarny, czerwony, zielony
Zawsze byłam ciekawa Baraniej Góry. To drugi najwyższy szczyt Beskidu Śląskiego, ustępujący Skrzycznemu o 37 metrów, jednak mam wrażenie, iż bardziej zakorzeniony w świadomości turystów. W mojej na pewno tak. Skrzyczne kojarzy się głównie z zimą, zresztą jak cały Szczyrk, leżący u podnóża masywu, natomiast Barania Góra jawi mi się jako główny cel piechurów, zwłaszcza przybywających po raz pierwszy w tę część Beskidów. W końcu każdy Polak wie, a przynajmniej powinien pamiętać z lekcji geografii, że na stokach Baraniej znajduje się obszar źródliskowy Wisły – królowej polskich rzek. A lubimy przecież, kiedy zdobywaniu góry towarzyszy jakiś ciekawy aspekt, czy to z etykietą „naj” (największy, najwyższy, najdalej wysunięty, itd.) czy „unikatowy” (jedyny taki w kraju, nigdzie indziej, właśnie tu). No więc właśnie tu wypływają potoki Białej i Czarnej Wisełki, które po połączeniu tworzą Wisełkę, do niej wpada jeszcze potok Malinka i oto mamy znaną wszystkim Wisłę, voilà. Dodatkowo, położenie szczytu w sąsiedztwie lubianej turystycznej miejscowości, jaką jest Wisła i wręcz banalne szlaki (o statusie ścieżki dydaktycznej) łączące oba te miejsca, tylko przyczyniają się do popularności Baraniej Góry.
Na rejonie szczytu zbiega się kilka ścieżek, toteż istnieje wiele kombinacji na dziabnięcie tematu. W artykule Beskid Śląski – propozycje wycieczek górskich znajdziesz opisy różnych wariantów wycieczek na Baranią (i nie tylko), teraz skupię się na trasie, którą sama przeszłam. Stacjonując w Willi Nowa Osada w Wiśle i mając na celowniku dwa szczyty z Korony Beskidu Śląskiego (Baranią i Karolówkę) marszruta z grubsza narzuciła się sama, choć szczegóły dopięłam z pomocą mapy, bardziej polegając instynktowi aniżeli przewodnikowej wiedzy. W tym przypadku wyszło genialnie, bowiem trafiłam w miejsce, które totalnie ujęło mnie widokami, mimo parszywych warunków. No ale nie wyprzedzajmy faktów.
Na podbój Baraniej Góry postanowiłam wykorzystać niebieski szlak zaczynający się tuż obok przystanku PKS Wisła Czarne Fojtula, gdzie z Nowej Osady dotarłam z pomocą Wispolu, pierwszym kursem o 5.48 za 3,8 zł. Na piesze pokonanie tego 6-kilometrowego odcinka drogi nie miałam ochoty – to ponad godzina drałowania asfaltem. Poza tym, zależało mi na czasie i uniknięciu popołudniowych burz. Napomknę, że do Fojtuli można dostać się również przez Cieńków – w pobliżu górnej stacji kolejki grzbiet przecina bita droga prowadząca z Wisły Malinki do Fojtuli właśnie. Spacerowa trasa oznakowana jest na niebiesko.
Na Baranią Górę prowadzi ścieżka przyrodniczo-dydaktyczna z 25 punktami okraszonymi tablicami informacyjnymi. Zaczyna się ona przy leśniczówce w Wiśle Czarnem i biegnie Doliną Czarnej Wisełki (czarnym – a jakże – szlakiem) przez Baranią Górę do Doliny Białej Wisełki. Łącznie to ok. 16 km łatwiutkiego traktu, z którym bezproblemowo poradzą sobie nawet rodziny z dziećmi. Postanowiłam zwiedzić, na moje oko ciekawszą dolinę, czyli Białą Wisełkę, którą wiedzie szlak niebieski.
Początek jest żmudny, niemal przez godzinę drę w masywnych Meindlach po asfalcie i doczekać się nie mogę ścieżki bardziej przystającej do górskich standardów. Drogę umila mi szumiący potok, który płynie po prawej stronie drogi, co chwilę pokonując mniej lub bardziej wyregulowane progi.
Wkrótce docieram do rozdroża, gdzie opuszczam asfalt i przerzucam się na kamienną, lekko błotnistą ścieżkę. No wreszcie! To oznacza, że zaraz zobaczę Wodospad Kaskady Rodła, utworzony na potoku Wątrobnym, będącym głównym ciekiem źródłowym Białej Wisełki. Najwyższa kaskada liczy sobie 5 metrów w pionie, a więc niewiele, jednakże nie zawsze rozmiar ma znaczenie. 😛 Tutaj liczy się urok, a tego Kaskadom Rodła nie brakuje.
Skąd miano Kaskady Rodła? Wpadli na nią członkowie Towarzystwa Miłośników Wisły. Nazwa pochodzi od przedwojennego Znaku Rodła – symbolu zjednoczenia Ziem Polskich od Bałtyku po Karpaty. Symbol przedstawia wstęgę Wisły (wraz z Krakowem) jako klamrę spinającą polskie ziemie. A że tu się właśnie Wisła rodzi…
Powyżej wodospadu czeka nas typowa górska leśna ścieżka, pełna korzeni i kamieni, lecz bez większych niespodzianek. Kilka razy przekraczamy potok i to by było na tyle z atrakcji.
Po kilkudziesięciu minutach marszu wchodzimy na teren Rezerwatu „Barania Góra”, utworzonego w 1953 roku, w celu ochrony lasów jodłowo-bukowo-świerkowych porastających zachodnie zbocza góry. Ochronie podlegają także cieki wodne Czarnej i Białej Wisełki od źródeł do Jeziora Czerniańskiego, ale to już w ramach Rezerwatu „Wisła”. Jego zadaniem jest ochrona pstrąga potokowego w naturalnych warunkach bytowania. Po ciekawostki w tym temacie odsyłam na stronę Śląskiej Organizacji Turystycznej.
Tak sobie myślę, czy zakaz buszowania po lesie w celu poszukiwania źródeł Białej i Czarnej Wisełki jest fair. Weźmy choćby na tapetę czeską część Karkonoszy, gdzie źródło Łaby jest pięknie oznaczone, wręcz wyeksponowane, można zwiedzać, trzaskać pamiątkowe foty, pokazać dzieciakom skąd się bierze rzeka. Znowu w Skandynawii nikt sobie nie zawraca tym głowy, kto chce, niechże sobie wędruje do źródeł. Jednak patrząc na stopień wrażliwości polskich turystów, ilość bazgrołów i śmieci przez nich pozostawianych na szlakach, podejrzewam, że rodacy trzaskaliby przy źródle, ale najpewniej „dwójki”. Napaskudzić do źródła Wisły – to by było coś! 😉 Daleko nam do norweskiej dbałości o przyrodę, a więc i oficjalnych ścieżek do źródeł Białej i Czarnej Wisełki nie ma. Zamiast zabawy w odszukiwanie tych miejsc jest rezerwat i zakaz przeczesywania lasu. Co nie umniejsza oczywiście faktu, że stoimy na górze, która „wylewa z siebie” największą rzekę Polski.
Zostawmy obszary chronione i wróćmy na niebieski szlak. Ten okazał się bardzo łagodny na całej długości i do dziś nie mogę wyjść z podziwu, że pokonuje „aż” 650 metrów przewyższenia. W ogóle tego nie odczułam! Wręcz zdziwiłam się, gdy 30 minut przed czasem mapowym (a robiłam mnóstwo przerw na zdjęcia i daleka jestem od życiowej jakiejkolwiek formy) stanęłam u stóp wieży widokowej, stojącej na szczycie Baraniej Góry (1220 m).
Ustrojstwo nie jest zbyt piękne, ani szczególnie wysokie, ale pozwala zobaczyć bardzo rozległą panoramę obejmującą Beskid Śląski, Śląsko-Morawski, Żywiecki, Mały oraz Małą Fatrę i Tatry, a więc góry Polski, Czech oraz Słowacji.

Panorama z Baraniej na wschód i południe.
Na pierwszym planie po lewej Magura Radziechowska, Grójec oraz Glinne, a dalej to same rarytasy, bo Beskid Żywiecki, Tatry, Niżne Tatry i Fatra troszkę pod chmurkami…
Gdzieś w czeluściach internetów wyczytałam, że dawniej na szczycie Baraniej znajdowały się wiaty, ławy i stoliki, lecz zostały zdewastowane przez wichurę na spółę z hordami turystów. Prawda to? Chętnie poczytam Wasze wspomnienia odnośnie Baraniej sprzed lat. Może macie w archiwum zdjęcia starej drewnianej wieży triangulacyjnej?

Panorama na zachód i północ.
Na pierwszym planie niemal cały Beskid Śląski od Kiczor przez Stożek, Cieślar, Soszów, Czantorię, Równicę, Malinów, Zielony Kopiec, Malinowską Skałę, Klimczok po masyw Skrzycznego.
Na wieży posiedziałam dobre pół godziny, widoczność może nie była idealna (gdzie te Tatry?!?), ale też nie miałam na co narzekać. No i byłam samiuśka, co zawsze daje mi dodatkową przyjemność i łechta górskie ego.
Po narąbaniu panoram na wszystkie możliwe strony, ruszyłam w kierunku Przysłopu, gdzie wspólnie prowadzą znaki niebieskie, czerwone oraz zielone. Początkowo szlak jest szeroki, wygodny, w podmokłych miejscach zabezpieczony drewnianymi balami. Od Mysiej Polany już tylko szeroki, bowiem podłoże zaścielają wstrętne, luźne i bardzo niewygodne kamulce. Pokonuję je żółwim tempem, więc gdzie da radę, to wykorzystuję wydeptaną ścieżynę po lewej stronie traktu.
Polana Przysłop (880-995 m) to miejsce z bogatą historią. Od 1897 roku stał tu drewniany „zameczek” myśliwski Habsburgów cieszyńskich, który po I wojnie światowej pełnił rolę schroniska. Został rozebrany w 1985 roku i przeniesiony do Wisły, gdzie stoi po dziś dzień (koło dworca PKS). Szkoda, bo to co powstało w jego miejsce woła o pomstę do nieba. Komunistyczny klocek „nowego” schroniska straszył swoją kubaturą (ponoć nie mniej jak mało życzliwi gospodarze), na domiar złego, przez wiele lat był zaniedbywany i doprowadzony do fatalnego stanu. Niedawno przeszedł w ręce nowych właścicieli, którzy od razu zakasali rękawy i wzięli się za generalny remont. Budynek jest częściowo wyłączony z użycia, jednak chętnych na schronienie bądź żarełko turystów przyjmie pod dach.
Tuż za schroniskiem stoi mały drewniany budyneczek gospodarczy, tzw. goprówka, w której mieści się ekspozycja poświęcona m. in. dziejom turystyki w Beskidzie Śląskim. Wstęp do Muzeum Turystyki Górskiej jest bezpłatny, jednak można je zwiedzać jedynie w weekendy od maja do października. Na polanie znajduje się jeszcze jedna drewniana chata – niegdyś gajownia Habsburgów, obecnie „Izba Leśna” prezentująca dzieje tutejszego leśnictwa. Wystawa jest czynna od maja do października, w godzinach 11.00-16.00. Co ciekawe, leśniczówka jest najstarszym budynkiem w Wiśle, jej powstanie szacuje się na lata 60-te XIX wieku.
Z Przysłopu większość turystów kieruje się na czarny szlak prowadzący doliną Czarnej Wisełki. To zdecydowanie najszybsza opcja, by znów znaleźć się na wiślańskim osiedlu, lecz co tu ukrywać, także najnudniejsza. Ja polecam zdecydowanie bardziej widokową opcję, czyli szlak czerwony na Kubalonkę. Co prawda, pierwszy fragment tegoż szlaku olałam na rzecz niebiesko-zielonej ścieżki, lecz musiałam wdepnąć na pobliską Karolówkę (931 m), niepozorny, zalesiony szczyt – toż 22 pozycja z listy KBŚ sama się nie odhaczy.
Stąd o rzut beretem do kultowej studenckiej Chatki AKT „Watra” na Pietraszonce, która udziela noclegów w okresie wakacji, ferii oraz w weekendy. Z Karolówki wróciłam na czerwony szlak (swoją drogą Główny Szlak Beskidzki) za pomocą czarnego łącznika. Przecinając malowniczą polanę dotarłam na Stecówkę – osiedle wsi Istebna.
Stecówka leży na rozległej polanie, opadającej ku dolinie Olzy. Uwagę zwraca drewniany kościółek, odbudowany po pożarze w grudniu 2013 roku. Kawałek dalej znajduje się prywatne schronisko „Stecówka”, którego historia sięga 1932 roku.
Dalej szlak wije się lasem trawersując zbocze Beskidka i Szarculi, trochę w górę, trochę w dół, generalnie zapamiętałam ten odcinek jako lajtowy. Punktowe przerzedzenia dają wgląd na południe, ale najfajniej robi się już za szczytem Szarculi, kiedy to dosłownie nadziewamy się na Dorkową Skałę. Nazwa tej skalnej ambony prawdopodobnie pochodzi od imienia Dorota (w skrócie Dora, Dorka). Rzecz jasna jest legenda łącząca Dorotę, córkę miejscowego bacy, ze skałą. Kobieta miała tu zginąć, walcząc z pasterzami słowackimi o tereny wypasowe. Nie wiem czy lokalne chłopy takie leniwe, czy Dorka sama rwała się do bitki, to może miejscowi będą w stanie wyjaśnić.
Jest też druga ambona, tyle że powstała z ręki człowieka. Stojąc przy Dorkowej Skale spójrz w stronę widocznej szosy, po jej drugiej stronie dostrzeżesz małą wieżę widokową, bo właśnie ją mam na myśli. Oczywiście namawiam, by zejść ten kawałeczek i nadłożyć kilka metrów w pionie dla przyjemnej panoramy obejmującej otoczenie Jeziora Czerniańskiego.

Jak się dobrze przyjrzeć, to po lewej stronie Zbiornika Czerniańskiego widać Rezydencję Prezydenta RP
Następnie mijam Przełęcz Szarcula (znajduje się tam parking, buda z serkami górskimi, odchodzi też droga do Zameczku Prezydenta RP oraz Jeziora Czerniańśkiego) i chodniczkiem przy drodze asfaltowej docieram do kolejnej przełęczy – Kubalonki (761 m). Kubalonka bardziej przypomina miejskie skrzyżowanie dróg niż przełęcz, no ale trzeba dać wiarę geografom, iż właśnie znajdujemy się w miejscu oddzielającym pasmo Stożka i Czantorii od Pasma Wiślańskiego. Niech będzie.
Kubalonka to również parking, przystanek autobusów, kilka knajp, pensjonaty, a nawet narciarskie trasy biegowe i niewielki wyciąg. Kubalonka to także drewniany zabytkowy kościółek pod wezwaniem św. Krzyża, pochodzący z XVIII wieku, choć na przełęczy (a raczej nieco poniżej siodła) stoi od niespełna 60 lat. Został przeniesiony z powiatu gliwickiego.
Z racji wspomnianego przystanku, na Kubalonce można zakończyć wędrówkę i z pomocą Wispolu dotrzeć do Wisły. Niemniej jednak kategorycznie zabraniam takich procederów, bo grzech nie skorzystać z zielonego szlaku prowadzącego przez Kozińce do Nowej Osady w Wiśle. Serio. To jedno z największych zaskoczeń, of course miłych dla oka, podczas całego wyjazdu! To że trochę nie pyknął mi timing, to już druga sprawa. Ledwo pożarłam obiadek, ledwo wbiłam się na zielony szlak, kiedy w końcu chmurzyska zaścielające niebo pękły.
Mogłam się wrócić do knajpy, zamówić piwko, przeczekać, z drugiej strony nie miałam gwarancji, że deszcz wkrótce ustanie. Równie dobrze mogło lać do wieczora. A że byłam już 5 minut od Kubalonki, to przecież nie będę się głupia wracać… Szkoda, bo jak się później okazało, deszcz oczywiście przestał padać w momencie, gdy pokonywałam ostatnie metry do kwatery. Wrrr. I tym sposobem zaskakująco widokowy odcinek szlaku, co prawda głównie o płytowym bądź asfaltowym podłożu, ale pal licho ten aspekt, pokonałam w strugach deszczu. Z tymi samymi strugami walczyłam, podczas pstrykania zdjęć – ulewa ulewą, ale przecież musiałam przywieźć ze sobą dowody potwierdzające walory widokowe tego fyrtla! A te z całą mocą rozbuchają (walory, nie dowody) tuż pod szczytem Kozińce (775 m).
Najbardziej podobało mi się na Groniu, przez którego grzbiet wiedzie ulica Spacerowa. To poniżej szczytu i osiedla Kozińce, ale ciut powyżej Nowej Osady, gdzie stacjonowałam. Kto by się spodziewał aż tak rozległej i przyjemnej panoramy na osiedlu? Ja pod blokiem takiej nie mam…
Ulicą na Groń (wraz z zielonym szlakiem) zeszłam prosto na swoją kwaterkę. A więc to tak! Taka fajna miejscówka na wschody i zachody tuż pod nosem, a ja nic o tym nie wiedziałam! Druga sprawa, że do tej pory warunków na te wschody i zachody to w zasadzie nie było. No ale, jak mawiali porządkowi w Taizé, by po 22.00 zagonić młodzież do spania: „Tomorrow is another day!”.
Namiary na kwaterę w Wiśle (nowa, czyściutka, zadbana, niedroga) :
Willa Nowa Osada w Wiśle, ul. Torfowa 10
tel. +48 (0) 33 858 39 40, kom. +48 (0) 660 797 250
e-mail: info@willanowaosada.pl
***
ZDOBYTE SZCZYTY Z KORONY BESKIDU ŚLĄSKIEGO:
- Barania Góra (1220 m) oraz Karolówka (931 m)
NAJWIĘKSZE ROZCZAROWANIA:
- Może nie tyle rozczarowanie, ale przeklinam kamienisty odcinek pomiędzy Mysią Polaną (pod Baranią Górą) a Przysłopem.
- Muzeum Turystyki Górskiej – za otwarcie tylko w weekendy. Rozumiem, że wtedy jest najwięcej turystów, że ktoś musi się tym opiekować, bo pozostawienie takiego miejsca samopas grozi dewastacją, a nie opłaca się wysyłać nikogo dla pojedynczych turystów wędrujących w tygodniu. No ale szkoda, musiałam obejść się smakiem.
- Wieża widokowa na Baraniej Górze – cieszę się, że jest (bez niej na Baraniej za bardzo nie byłoby co oglądać), ale mogli ciut ładniejszą ufundować. 😉 Nie dość, że stalowa, to jeszcze żółta, i tak jakoś kretyńsko postawiona na obelisku z czasów Austro-Węgier. Może miała stanowić jednocześnie barierkę i chronić obelisk przed turystami? Jeśli tak, to wyszło fatalnie, o czym świadczy niemiłosierna ilość bazgrołów… Oczywiście podśmiechujki sobie urządzam, obelisk jest jeszcze brzydszy i dobrze, że chowa się pod wieżą. 😉
NAJLEPSZE MIEJSCÓWKI:
- Groń – za rozległe panoramy i położenie max 20 min nad moją bazą w Wiśle.
- Dorkowa Skała – za dwie ambony, a spodziewałam się tylko jednej!
- Barania Góra – za samotność na szczycie (to lubię!) i morze chmur. To ostatnie w oddali, ale zawsze.
- Wodospad Kaskady Rodła – Ani to wielkie, ani spektakularne, ale o wczesnym poranku, kiedy nikt nie zakłóca odbioru, urokliwe i ładne w swojej prostocie.
Polubiłam Baranią Górę. Podejrzewam, że gdybym przeszła ten szlak nieco później, na dodatek w jakiś słoneczny wakacyjny weekend, to moje wrażenia daleko odbiegałyby od pozytywnych. Ale kiedy spotyka się w ciągu dnia łącznie 5 osób (dopiero na Przysłopie i Kubalonce), to można naprawdę w nieskrępowany sposób chłonąć otoczenie i choć przez chwilę królować niepodzielnie na jednym z najbardziej zadeptanych szczytów w kraju.
Następna relacja z KBŚ będzie krótka (choć nie zabraknie malowniczych scenerii), bo tylko kilka godzin spędziłam na szlaku. Tymczasem możecie odkrywać atrakcje regionu na stronie Śląskiej Organizacji Turystycznej SLASKIE.travel. Portal zawiera dosłownie wszystkie miejsca warte odwiedzenia w regionie – można kopać godzinami. Polecam.
Górskie pozdro,
Madzia / Wieczna Tułaczka
Korona Beskidu Śląskiego została wytyczona przez Klub Zdobywców Koron Górskich Rzeczpospolitej Polskiej. Do jej zdobycia uprawnieni są jedynie członkowie klubu. Wszelkie informacje praktyczne na temat tej i innych koron znajdziecie na stronie klubu.
PROJEKT POWSTAŁ WE WSPÓŁPRACY Z:
WSPARCIE TECHNICZNE:
No ja sie zimą szykuję na rakietach w rejonie Baraniej Góry pochodzić 🙂 Fajna jak zawsze relacja 🙂 Beskid Śląski mam chyba najbardziej zdeptany, od dziecka tam deptałem 🙂 Ale to temu że z podnóża tych gór pochodzę 😀
Zimą bym trzasła Magurki, Baranią i dalej grzbietem na Skrzyczne. 😀
I ja zgadzam się ze słowami Yardo – bardzo lubię ten rejon Beskidów i też myślę, że relacja bardzo fajna 😉
A pod Twoimi przewidywaniami odnośnie tego co by się działo jakby źródła Wisły udostępnić szerzej – też podpisuję się wszystkimi kończynami. Dobrze że jest tak jak jest, bo oczami wyobraźni widzę już tą masakrę.
Pozdro 🙂
Ano właśnie… 😀
A szukałeś jakieś źródełka na Baraniej? 😉
Tam dość bujna roślinność zawsze rosła, więc specjalnie to tam nie brodziłem 😀 Ale pamiętam kilka wykapów doskonale, nie wiem jak teraz, ale wtedy było to bardzo pierwotne miejsce – w Śląskim już coraz trudniej o takie.
dordzy koledzy – a ja się jednak będę spierać – Beskidy są nudne 😉 Ale jako wierna fajna czytam każdą relację, czekając aż Tułaczka wróci w Tatry 😉
Bieszczady to też Beskidy 😛
Droga Koleżanko nie masz racji niespieraj się 😉 😛 Widocznie nietrafiłaś jeszcze we wszystkie fajne miejsca w Beskidach ;)UP
Toć Kasia chyba w ogóle po Beskidach nie chodziła. 😀 Ale niech potwierdzi sama, czy nie pokiełbasiłam. 😉
Piękna relacja z pięknej trasy. Jako stały 😉 krytyk bloga, tym razem nie ma się czego czepić 🙂 No, może tylko dodam, że wg niektórych źródeł zwornikiem pomiędzy pasmami Czantorii i Stożka i Wiślańskim jest Karolówka (ale mało kogo to obchodzi).
Bo takie zarośnięte zworniki nie są fascynujące. 😉
Dzień dobry.
wszystko bardzo ładne, ale mogę coś wtrącić…? Trochę mi tak głupio, bo z natury jestem spokojny i nieśmiały, ale dla dobra sprawy muszę, bo taki dobry wpis nie może mieć takich fopa.
Te ładne skałki przy Białej Wisełce, to nie są skały grzybowe. Owszem, zarówno one jak i przywołane grzybowe są przykładami wychodnych fliszu, ale tam to nie ta sprawa. Jeszcze ten dopisek – powstałe w wyniku wietrzenia. W Białej Wisełce widać dobrze, że to na wskutek erozji, ale nie wiatrem, ale obmywaną wodą! Zdjęcie poniżej też jest tak podpisane, a…. Dorkowa Skała później…to właśnie przykład grzyba skalnego wyrzeźbionego wiatrem…
Koniec. Proszę mi tego nie mieć za złe.
Pozdrawia czytelnik z Wisły!
Jak zwykle fana opowieść. A panoramy… <3
Hm, hm, hm – byłam tam ze szkolna wycieczką – nawet chyba w ramach zielonej szkoły (czy takie coś jeszcze funkcjonuje?), bo kiedyś bieganie po górach to była dla młodego ludu przyjemność – czyli, bardzo dawno temu. Na szczęście góry się nie zmieniły i stoją mocno (bo ja już nico się sypię). Dzięki za odświeżenie wspomnień.
Gratuluje udanej i ładnej wycieczki.
Co do źródeł Białej i Czarnej Wisełki pozwolę sobie nie zgodzić się. Do obydwu można dojść legalnie ale tylko w towarzystwie przewodnika Baraniogórskiego i jednocześnie uzgodnieniu terminu z Nadleśnictwem Wisła. Przy obydwu źródliskach znajdują się tablice pamiątkowe z 1984 roku z napisami o miejscu, imieniu i fundatorze. Źródło Białej Wisełki wybija z pod skały około 150m poniżej miejsca gdzie niebieski szlak gwałtownie skręca w prawo pod górę Baranią w miejscu zwanym Wańtule. Prowadzi do źródliska normalna ścieżka. Czarna Wisełka zaczyna się po lewej stronie około 250 m od szlaku jakieś 500m od rozstaju szlaków na Wierchu Wisełki. Źródlisko to liczne wykapy tworzące rozległe moczary. Podprowadza prawie pod nie (około 500m) ścieżka od schroniska przez środek rezerwatu. Z tych samych moczarów bierze początek Potok Wątrobny i te okrąglaki na szlaku są własnie na nim i na jego dopływach. Przy większym stanie wody okrąglaki pływają i oczywiście obracają się w wodzie gdy się na nie stanie. Kawałek dalej te opisane w artykule ścieżki po lewej są wydeptane nie tyle z powodu kamieni ale raczej z powodu płynącego tędy po opadach potoku. Może niełatwo w to uwierzyć ale w czerwcu 2013 szedłem tamtędy w wodzie sięgającej przed kolana po zaledwie 2h ulewy. A jak już ścieżka jest to pozostali depczą ją z różnych powodów.
Zdeptałem wszystkie polskie góry i uważam że Beskid Śląski jest najładniejszy i są w nim jeszcze, na szczęście miejsca bez rozkrzyczanych tłumów.
Pozdrawiam
No czyli wycieczka na własną rękę do źródeł jest nielegalna. 😉
Zgadza się. Tak samo każde samodzielne zejście ze ścieżki w rezerwacie;-) jest złamaniem prawa i też należy chodzić po kamieniach jeśli nimi wiedzie szlak 😉 Tymczasem można obydwa źródliska Wisełek zobaczyć całkowicie legalnie w taki sposób jak napisałem wyżej. Nie ma obowiązku oglądać je samodzielnie. Zresztą są dobrze ze szlaku widoczne jeśli się wie gdzie są tyle że tablic się nie da przeczytać. Czy na pewno warto oglądać? Ja uważam że nie, jest tyle piękniejszych miejsc zupełnie bezpłatnych.
Pozdrawiam.
Wiat na samej Baraniej nie kojarzę, jeszcze kilka lat temu na pewno były tam drewniane ławeczki z bali. Natomiast na pobliskim Wierchu Wisełki jeszcze w zeszłym roku stała zadaszona wiata z ławkami i stołem w środku aczkolwiek jej stan był dość nędzny. Może o tą wiatę chodziło? Wielu ludzi myśli że Wierch Wisełki to też Barania Góra.
Wyczytałam te informacje na jakiejś stronie – relacja z dawnych lat (z tego co pamietam z początku lat 90-tych). Natomiast nie umiem odpowiedzieć, czy autor tej relacji nie pomieszał Baraniej z Wierchem Wisełki. 😉
Niektórzy wprost klasyfikują WW jako drugi wierzchołek Baraniej. Nie podejmuję się dyskusji co do czego należy 😉 Od roku 91 na Baraniej stoi nowa wieża która zastąpiła resztki starej drewnianej wieży triangulacyjnej, wtedy tam nie chodziłem więc nie wiem, może stały jakieś budy budowniczych wieży. A od drugiej połowy nic tam takiego nie kojarzę. To musiało chodzić o bardzo popularną wiatę na WW czasami tak właśnie nazywaną „wiata na baraniej”. Od czasu kiedy padł las,wiata daje nędzną ochronę przed bardzo silnymi w tym miejscu wiatrami. Ale lepsza taka ochrona niż żadna. Niestety wiata co roku jest coraz bardziej zdewastowana i to ręką „ludzka” mimo tego że co parę lat ktoś ją naprawia.
Pozdrawiam
Hej, super opis (jak zwykle 🙂 ), brakuje mi tylko jednej rzeczy – na początku mapki, chociaż poglądowej jak biegnie trasa.