Szwajcaria nie należy do tanich krajów, niemniej jednak należy do krajów najpiękniejszych. Tak już jest. Jako outdoorowa wariatka, uwielbiająca wędrówki z plecakiem, mogę powiedzieć jedno: to jest kraj dla górskich ludzi. Ba, to jest raj dla górskich ludzi!
Kraj Helwetów kojarzony jest z komfortowymi pensjonatami i licznymi kolejkami, które wywożą śmiałków na oszałamiające punkty widokowe, jednakże to także znakomita destynacja dla turystów plecakowych. Przetestowane na mnie. Ostatnio opowiadałam o kilku długodystansowych szlakach w Szwajcarii, zróżnicowanych pod względem długości i trudności, teraz pokażę jak wyglądała moja wędrówka Via Alpiną.
Na pełny szlak, złożony z 20 jednodniowych etapów, nie miałam szans tego lata. Wcześniej zaplanowałam wyprawy do Armenii oraz Gruzji, więc na Szwajcarię pozostało mniej czasu, niż wróżbita Maciej przewidział. Postanowiłam ugryźć temat bez spiny i zadowolić się kilkoma etapami trasy. Po prostu potułać się po górach i karmić pysznymi widokami. Wybrałam odcinek z Linthal do Grindelwaldu.
Tu znajdziesz informacje praktyczne na temat Via Alpiny wraz z wersją do druku.
PRZEZ NAJWIĘKSZE PASTWISKA SZWAJCARII
ODCINEK: LINTHAL – URNERBODEN
- trasa: Linthal – Braunwald – Nussbüel – Urnerboden
- dystans: 16 km
- czas: 7 h 30 min (wraz z odpoczynkami i milionami przerw na zdjęcia)
- przewyższenie ⬆: 1100 m
- przewyższenie ⬇: 400 m
- najwyższy punkt: Friteren, 1480 m
Do małego, acz uroczego Linthal (650 m) dotarliśmy pociągiem. Kilka chwil poświęciliśmy na spacer po okolicy, po czym ruszyliśmy na szlak. Początek wędrówki dał popalić, trzeba było pokonać 600 metrów przewyższenia, na dodatek lasem i blisko linii kolejki, a więc w mało porywającym terenie. Lecz kiedy uporaliśmy się z tym zadaniem i osiągnęliśmy w końcu Braunwald (zielony kurort, świetny na wypoczynek), zostaliśmy wynagrodzeni i ładnymi widoczkami i fajną trasą. Od tej pory szlak prowadzić będzie przez bardziej otwarte tereny, a po chwili wkracza na szerokie pastwiska – największe w całej Szwajcarii! Wypasa się tu aż 1200 krów, które nie tylko fajnie wyglądają na tle alpejskich pejzaży, ale przede wszystkim dają pyszne mleko. Owocowe mleczne napoje, genialne jogurty i świeże sery to wizytówka regionu. Wycieczkę zakończyliśmy w maleńkiej wiosce Urnerboden (1383 m), która już zawsze kojarzyć mi się będzie z zasypianiem przy dźwiękach setek zbyrkających dzwoneczków. Takie życie na pastwisku! Nocleg mieliśmy w Gasthaus Urnerboden, gdzie – jak się szybko okazało – pracują dwie Polski. Pozdrawiamy cieplutko! Spędziliśmy z nimi wieczór, słuchając opowieści o życiu na szwajcarskim zadupiu, bo tak należy nazwać Urnerboden, które przy solidnych opadach śniegu odcięte jest od reszty kraju.
POD OKIEM WILHELMA TELLA
ODCINEK: URNERBODEN – UNTERSCHÄCHEN
- trasa: Urnerboden – Klausenpass – Urigen – Unterschächen
- dystans: 19 km
- czas: 7 h (wraz z odpoczynkami)
- przewyższenie ⬆: 850 m
- przewyższenie ⬇: 1250 m
- najwyższy punkt: Klausenpass, 1948 m
Dzień zaczęliśmy od wejścia na przełęcz Klausenpass. I choć trzeba było pokonać 600 metrów w pionie, to obyło się bez większej zadyszki – ścieżka jest dosyć łagodna, a coraz szersza panorama umila wędrówkę. Szlak biegnie w pobliżu drogi, która licznymi serpentynami wspina się na przełęcz i wiedzie dalej aż do Altdort – stolicy regionu. Drogę przecięliśmy 3 razy, na szczęście nie było to uciążliwe, za to pozwoliło złapać w kadr (a najpierw usłyszeć) charakterystyczne żółte autobusy pocztowe, które docierają wszędzie tam, gdzie nie dojedzie szwajcarska kolej.
Z szerokiego siodła Klausenpass (na przełęczy znajdują się 2 bary, w których można się posilić) skierowaliśmy się na zachód, mijając po drodze kilka pasterskich osiedli, malowniczo usytuowanych pod masywem Windgällen. Przyznam szczerze, że widoczki mnie zauroczyły. Z początku kojarzyły się z islandzkimi krajobrazami, z czasem nabrały bardziej alpejskiego charakteru. Piękne panoramy nie odpuszczały ani na minutę, ale zabawę popsuła ulewa, która rozpętała się w Urigen (1280 m). Zeszliśmy zatem do Unterschächen (poza Via Alpiną), gdzie złapaliśmy autobus do miasta Altdorf, związanego z Wilhelmem Tellem. Legendarny bohater Szwajcarii urodził się w pobliskim Bürglen, w uroczej miejscowości, przez którą przechodzi Via Alpina.

Miejscami szlak przechodzi przez prywatne tereny, jednak w Szwajcarii to nie problem! Wystarczy zamknąć za sobą bramkę. 😀
PRZEZ MGLISTE GRANIE
ODCINEK: ALTDORF – ENGELBERG
- trasa: Altdorf – Attinghausen – kolejka na Brüsti – Surenenpass – Engelberg
- dystans: 25 km
- czas: 9 h (włączając w to błądzenie pod przełęczą)
- przewyższenie ⬆: 1000 m
- przewyższenie ⬇: 1500 m
- najwyższy punkt: Surenenpass, 2289 m
Ten dzień miał nas zniszczyć widokowo. Zniszczył psychicznie. Zamiast słonecznej pogody trafiła nam się mglista aura. Ktoś złośliwie zebrał mleko od setek krów z kantonu Uri i rozlał po górach. W związku z tym odpuściliśmy sobie forsowne podejście z Attinghausen (493 m) na Brüsti (1525 m), gdzie wjechaliśmy kolejką. Ale nie byle jaką! Powiem tak, w żadnym innym kraju nie wsiadłabym do kolejki, sprawiającej wrażenie zabytku. Jednak pod tym względem ufam Szwajcarom. Bo jak nie im, to komu? Najzabawniejsze, że kolejkę trzeba było uruchomić samemu, to jest zadzwonić ze specjalnego telefonu i poinformować pracownika na stacji pośredniej o chęci odbycia podróży. Dzięki kolejce oszczędziliśmy sobie 1000 metrów przewyższenia w totalnym mleku, ale straciliśmy 11 franków na łeb, bo tyle kosztowała przejażdżka na górę.
Z Brüsti skierowaliśmy się na grań Chräienhöreli. Wąska ścieżka wiedzie nad przepaścią, przeciskając się przez skalne formacje. Całość jest zabezpieczona, więc nie ma strachu, że zaraz wyląduje się z powrotem w Attinghausen.
Dalej Via Alpina nie zwalnia. Gramoli się na widokowy grzbiet (trzeba wierzyć, że dookolna panorama zwala z nóg) i dźwiga ku przełęczy Surenen. Generalnie podejście byłoby łatwe, gdyby nie totalny brak widoczności. I obszerne łaty śniegu, które pokrywały sporą część trasy, łącznie z oznakowaniem. Po drodze nadzialiśmy się na wystraszonych Szwajcarów. Właśnie zaliczali wycof, bo nie umieli odnaleźć ścieżki. Pomogliśmy im, potem oni pomogli nam i wspólnie wdrapaliśmy się na Surenenpass (2289 m). Łatwo nie było, posiłkowaliśmy się GPS-em z telefonu i śladem roweru na śniegu, zaliczyliśmy kilka odwrotów, dziesiątki zwątpień, a nagrodą była jedynie lub aż satysfakcja.
Zejście na stronę Engelbergu było długie, łagodne i bezpieczne. Bez śniegu, z wyraźnie zarysowaną ścieżką. Ten odcinek daje niemal stuprocentową gwarancję na spotkanie świstaka, jest ich tu całe zatrzęsienie!
Sam Engelberg to klasyczny kurort narciarski, zapewne znany fanom skoków narciarskich. Położony jest u stóp góry Titlis, na którą wjeżdża słynna obrotowa kolejka. Kapitalne widoki z góry to nie wszystkie atrakcje. W Engelbergu znajduje się opactwo Benedyktynów ufundowane w XII wieku, wytwórnia serów Klosterglocke (w kształcie klasztornych dzwonów) oraz muzeum regionalne. A wokół zatrzęsienie szlaków turystycznych.
Z WYSOKOGÓRSKIEGO TARASU NA SIELANKOWĄ POLANĘ
ODCINEK: ENGELBERG – ENGSTLENALP
- trasa: Engelberg – kolejka na Titlis – kolejka na Trübsee – Jochpass – Engstlenalp
- dystans: 7 km (od Trübsee)
- czas: 3 h (od Trübsee do Engstlenalp)
- przewyższenie ⬆: 500 m (od Trübsee), z Engelbergu byłoby 1300 m
- przewyższenie ⬇: 440 m
- najwyższy punkt: Jochpass, 2208 m
Siedzimy sobie na śniadaniu, aż tu nagle obezwładnił mnie obraz z kamerki na Titlis. Za oknem takie samo mleko, jak dzień wcześniej, a na górze słońce i morze chmur! Tego nie można było tak zostawić! Szybko namówiłam towarzyszy na nadprogramową wycieczkę. Bilet na trasie Engelberg-Titlis-Engelberg kosztuje aż 92 franki, ale cena warta była tej niesamowitej panoramie. Poza tarasem widokowym na turystów czeka Cliff Walk (most wiszący) oraz lodowa grota. Obie atrakcje w cenie kolejkowego biletu. Titlis pokażę w osobnym wpisie, bo ilość zajefajnych zdjęć zasługuje na swoje miejsce na blogu.
Z Titlis nie zjechaliśmy z powrotem do Engelbergu, tylko wysiedliśmy na jednej ze stacji pośredniej, a dokładnie nad jeziorem Trübsee (1755 m). W międzyczasie chmury się podniosły i pozwoliły na wędrówkę w towarzystwie alpejskich pejzaży. Całe szczęście! Gdyby nie wjazd na Titlis, znów byśmy błąkali się we mgle. Podejście na przełęcz Jochpass (2208 m) prowadzi licznymi zakosami, dzięki czemu ścieżka łagodnie zdobywa kolejne metry w pionie. Natomiast zejście nad jezioro Engstlen (1850 m) to już czysta rozkosz! Sielankowo, widokowo, zielono. To jedno z najcudowniejszych miejsc na całej trasie Via Alpiny! Mieliśmy szczęście spędzić w Engstlenalp nocleg, w górskim hotelu z bogatymi tradycjami.
A że do wieczora było równie daleko jak do domu, to zorganizowaliśmy sobie spacer nad dwa pobliskie stawy: Tannensee i Melchsee. Plan obejmował oszałamiający zachód słońca, jednak chmury zawaliły sprawę. Not my fault.

Widok z okna hotelu górskiego Engstlenalp i jedno z wieluuu piwek, jakie degustowaliśmy wieczorami. 😀
ŚWISTAKI NA WIDOKU
ODCINEK: ENGSTLENALP – MEIRINGEN
- trasa: Engstlenalp – Tannalp – Planplatten – Reute – Meiringen
- dystans: 21 km
- czas: 10 h (z odpoczynkami i zwiedzaniem wąwozy Aare)
- przewyższenie ⬆: 740 m
- przewyższenie ⬇: 2000 m
- najwyższy punkt: Balmeregghorn, 2240
Módlcie się o dobry warun na tym odcinku, albowiem to jeden z fajniejszych etapów na całej Via Alpinie. Najpierw podchodzimy nad jezioro Tannen (1975 m), które w burej aurze przypominało mi krajobraz wokół góry Azhdahak w Armenii. W ciągu dnia kręci się tu sporo ludzi, z rana urzędowali tam tylko wędkarze i my. Było magicznie!
Potem niedługie podejście wyprowadza na grań Balmeregghorn. Yhm, dokładnie tak, grań oznacza, że wędrówka staje się ekscytująca, widoki panoramiczne, a tam zdecydowanie jest na czym oko zawiesić. No i cała okolica przeorana jest przez świstaki, które latają tu niczym nastolatki w galerii! Tego dnia widziałam kilkanaście tłustych sztuk, co w naszych Tatrach jest chyba niemożliwe do zrealizowania. Granią wędrujemy aż na taras widokowy Planplatten, gdzie znajduje się stacja kolejki. Kto zmęczony, może zjechać do Meiringen, darując kolanom aż 2000 metrów w pionie. Przed resztą długie, ale ładne zejście do miasta związanego z Sherlockiem Holmesem.
Lubisz opowieści o sławnym detektywie? Zajrzyj do lokalnego muzeum, które łatwo odnaleźć za sprawą figury Sherlocka. Ekspozycja nie jest duża, ale całkiem interesująca. W Meiringen sir Arthur Conan Doyle spędzał wakacje, tu umieścił słynną scenę pojedynku Sherlocka Holmesa z jego nemezis – Moriartym. Akcja działa się nad wodospadem Reichenbach, który można zwiedzać piechotą bądź z pomocą stylizowanej kolejki.
My postanowiliśmy dobić się jeszcze wycieczką do wąwozu Aare, który znajduje się na obrzeżach Meiringen. Wąwóz jest łatwo dostępny, to i turystów tam sporo, aczkolwiek warto zajrzeć, zwłaszcza że istnieje możliwość wieczornego zwiedzania, przy specjalnym przygotowanym oświetleniu.
W CIENIU LEGENDARNEGO EIGERU
ODCINEK: MEIRINGEN – GRINDELWALD
- trasa: Meiringen – Zwirgi – Rosenlaui – Grosse Scheidegg – Grindelwald
- dystans: 23 km
- czas: 10 h (wraz z odpoczynkami i zwiedzaniem wąwozu)
- przewyższenie ⬆: 1500 m
- przewyższenie ⬇: 1100 m
- najwyższy punkt: Grosse Scheidegg, 1962 m
Z Meiringen podeszliśmy na punkt widokowy na wodospad Reichenbach, rozsławiony w książce o Sherlocku Holmesie. Potem przez lasy i kilka ładnych polan dotarliśmy do niewielkiej osady Rosenlaui, gdzie znajduje się wejście do wąwozu utworzonego przez wody spływające z lodowca. Wąwóz Rosenlaui zrobił na mnie większe wrażenie niż Aareschlucht. Obezwładniający huk wody odbijający się od wąskich ścian wywołał u mnie ciary. Efekt się potęguje, kiedy taki spektakl natury ma się na wyłączność. A tak właśnie było z samego rana.
Dalszy szlak pod potężnymi ścianami Wetterhornu na Grosse Scheidegg jest przyjemny dla oka, ale dopiero panorama z przełęczy zwala z nóg! Oto wreszcie wyłonił się Eiger, który zawsze chciałam zobaczyć. Można na niego patrzeć godzinami, serio, ta góra hipnotyzuje! Do prześlicznej wioski Grindelwald zeszliśmy w cieniu legendarnej północnej ściany Eigeru. Marzenia się spełniają? Hell yeah!
Via Alpina wspina się dalej na przełęcz Kleine Scheidegg, skąd ruszają pociągi na Top of Europe – jedną z większych atrakcji w całej Szwajcarii. My jednak rozstaliśmy się ze szlakiem. Zostaliśmy w Grindelwald, by zrobić kilka wyjątkowych wycieczek, ale to już inna historia.

Jungfrau ponad przełęczą Kleine Scheidegg. U góry, na przełęczy Jungfraujoch, widać nawet Top of Europe.
JAK WYGLĄDAJĄ POZOSTAŁE ETAPY VIA ALPINY? GDZIE SPAĆ NA SZLAKU? NA TE I INNE PYTANIA ODPOWIADAM W TEKŚCIE:
VIA ALPINA – INFORMACJE PRAKTYCZNE.
Szwajcaria Cię zauroczyła? Czemu mnie to nie dziwi… Zajrzyj do wcześniejszych wpisów z tego alpejskiego raju, może znajdziesz kolejną inspirację na alpejską przygodę:
- Szlaki długodystansowe w Szwajcarii
- Dolina Saas – kraina czterotysięczników w kantonie Wallis
- Region Brig w kantonie Wallis
- Historyczny Szlak Stockalper
- Szwajcarskie rekordy i ciekawostki
Górskie pozdro,
Madzia / Wieczna Tułaczka
Szwajcarię odwiedziłam, dzięki zaproszeniu Switzerland Tourism. Ich strona to skarbnica wiedzy o tym kraju.
Szwajcaria jest przepiękna!!! Dzięki za super opis!!! Jesteś najlepsza:)