WYPRAWA DO ARMENII – smaczki z wyjazdu

WYPRAWA DO ARMENII – smaczki z wyjazdu

Armenia stoi w miejscu, w którym Gruzja była kilka lat temu. Właśnie zostaje odkrywana przez szerszą publiczność, stając się łakomym kąskiem dla turystów. Czy w najbliższym czasie stanie się topową destynacją, konkurującą z gruzińską legendą jak równy z równym? Nie sądzę. Raczej pozostanie w cieniu wybitnych krajobrazów Wielkiego Kaukazu. Ale to dobrze! Armenia stanowi obecnie ciekawą alternatywę dla coraz bardziej skomercjalizowanej i zatłoczonej Gruzji, przeżywającej obecnie prawdziwy bum turystyczny. Nie licząc głównych atrakcji, do których docierają wycieczki autokarowe, Armenia nadal pozostaje krajem „do odkrycia”.

Do Armenii pojechałam na zaproszenie zaprzyjaźnionej agencji górskiej Mountain Freaks, by zrealizować nowy program; Trzy Szczyty Armenii, łączący górski trekking ze zwiedzaniem najpiękniejszych miejsc oraz poznaniem kultury, tradycji i lokalnej kuchni.

Czy po kilku pobytach w Gruzji Armenia zdołała mnie oczarować? Pierwsze wrażenie pokryło się z sentencją wyczytaną w przewodniku Lonely Planet (z księgarni ArtTravel.pl) – największą atrakcją Armenii są średniowieczne monastyry oraz górskie krajobrazy, stanowiące pretekst do pieszych wędrówek.

Armenia na pewno ustępuje urodzie Gruzji, ale za tą mniej spektakularną powierzchownością kryje się długa i naznaczona cierpieniem historia, którą należy przyswoić, by w pełni poznać i zrozumieć ten kraj oraz jego mieszkańców. To temat na inny czas, teraz chcę się skupić na miejscach, które odwiedziłam. Wiele z nich mnie zaskoczyło, chwyciło za serce.

Ararat z Erywania, Armenia

Widok z Erywania na Ararat – świętą górę Ormian.
Fot. Aga Wielińska, liderka naszej grupy.

DZIEŃ 0 – DZIEŃ DOBRY ERYWANIU

Do Erywania dotarłam na dzień przed oficjalnym rozpoczęciem imprezy, nieco pokrętną drogą. Zamiast skorzystać z bezpośredniego lotu z Warszawy, poleciałam do Tbilisi i wraz z Ewą oraz Agnieszką (właścicielką i liderką z Mountain Freaks) pojechałyśmy do stolicy Armenii autem. Mimo, że oba miasta dzieli niecałe 300 km, to podróż zajęła ponad 6 godzin. Droga jest kręta, wspina się na górskie przełęcze, prowadzi przez zapomniane wiochy – jak to na Kaukazie.

Wieczorem udałyśmy się na miasto, na spotkanie z Gosią, Radkiem i Bruno, którzy byli z nami przed rokiem na niesamowitym trekkingu w Tuszetii. Pierwsze zetknięcie z Erywaniem wywołało u mnie ciary, serio! Podświetlone, tętniące życiem miasto, pełne knajpek okupowanych przez młodych mieszkańców (bo turystów jakoś nie było zbyt wielu) prezentowało się naprawdę wspaniale.

DZIEŃ I: ŚWIĄTYNIE I NAJWIĘKSZE JEZIORO NA KAUKAZIE

Zwiedzanie Armenii rozpoczęliśmy od Łuku Charentsa, który sam w sobie nie jest ani szczególnie zabytkowy (pochodzi z 1957 roku), ani wyróżniający się urodą. Posiada jednak niepodważalny atut – niczym nie zmącony widok na Ararat, świętą górę Ormian, która obecnie znajduje się na terytorium Turcji. Łuk upamiętnia Eghishe Charentsa, ormiańskiego poetę, który napisał wielki poemat narodowy, a inspirację do niego czerpał właśnie w tym miejscu. Łuk usytuowany jest przy drodze łączącej Erywań z świątyniami w Garni i Geghard.

Następnie udaliśmy się do wpisanego na listę dziedzictwa UNESCO klasztoru Geghard, usytuowanego w wąwozie rzeki Azat. Częściowo wykuty w skale monastyr, pochodzi z XIII wieku, choć już w IV wieku istniał tu klasztor, zorganizowany najprawdopodobniej w wydrążonych grotach. Świątynia związana jest z relikwią Włóczni Przeznaczenia, która przez jakiś czas była przechowywana właśnie tutaj. Obecnie znajduje się ona Eczmiadzynie. Geghard powszechnie uznawany jest za jeden z najpiękniejszych monastyrów w Armenii.

Z Geghard już rzut granatem do Garni, gdzie znajduje się świątynia poświęcona pogańskiemu bogu słońca Mitrze. Przypominająca grecki Partenon budowla powstała w I wieku na zlecenie ormiańskiego króla. Świątynia była częścią większego kompleksu, który niestety nie przetrwał do naszych czasów. Zachowana budowla to również w dużej mierze współczesna rekonstrukcja, bowiem oryginał został poważnie uszkodzony w trzęsieniu ziemi w 1679 roku. Garni to także miejsce, gdzie można podziwiać wąwóz rzeki Azat i typowy dla Armenii pejzaż spalonej słońcem wyżyny.

Łuk Charentsa w Armenii

Łuk Charentsa

Ararat, święta góra Ormian

Widoczek z Łuku – tego dnia Ararat był ledwie widoczny na horyzoncie.

Chaczkar w Armenii, Geghard

Jeden z chaczkarów przed klasztorem w Geghard. Chaczkar to typowy dla Armenii kamienny krzyż, upamiętniający szczególne wydarzenie lub osobę.

Klasztor w Geghard, Armenia

Klasztor w Geghard

Klasztor w Geghard, w Armenii

Wnętrze świątyni jest niesamowite!

Klasztor Geghard

W kaplicy odbywają się koncerty chóru. Uwaga, przyprawiają o dreszcze!

Świątynia w Garni, Armenia

Świątynia w Garni

Wyprawa do Armenii

Typowy Armeński pejzaż

Obiad zjedliśmy w typowej ormiańskiej restauracji (zlokalizowanej nieopodal świątyni Garni), gdzie nie tylko po raz pierwszy zderzyliśmy się z lokalnymi potrawami, ale także mogliśmy zobaczyć, jak wypieka się lawasz – tradycyjny ormiański chleb podawany z serem i ziołami. Coś pysznego! Po wygrzebaniu ze środka całej kolendry, której szczerze nie znoszę…

Olbrzymie i piękne jezioro Sewan jest jedną z największych atrakcji całej Armenii, choć Ormianie nie wykorzystują jego potencjału, ba, wręcz marnują wielki atut dany im przez naturę. Wątpliwej urody infrastruktura turystyczna oraz rozgardiasz charakterystyczny dla regionu są obecnie wizytówką miejsca, które stanowi jeden z czterech parków narodowych w Armenii. Mimo tego zaniedbania, Sewan pozostaje największym jeziorem kraju i zarazem całego Kaukazu. Zbiornik położony na wysokości 1900 m n.p.m. zajmuje ponad 4% powierzchni Armenii, która przecież nie należy do wielkich krajów. I pomyśleć, że to miejsce o mało nie podzieliło losu Morza Aralskiego! Yep, za Związku Radzieckiego wybudowano hydroelektrownię (na rzece wypływającej z jeziora), by móc nawadniać suche tereny w okolicy stolicy. W rezultacie stan wody znacznie się obniżył, wywołując niemałe zamieszanie w naturze i życiu okolicznych mieszkańców. O zmianach świadczy położenie klasztoru Sevanavank – ten niegdyś znajdował się na wyspie, która obecnie stanowi wyniosły półwysep… Będąc tu, warto pojechać kawałek na południe do miejscowości Noratus, by zobaczyć największe na świecie nagromadzenie zabytkowych chaczkarów.

Lawasz, słynny ormiański chlebek

Tak wypieka się lawasz

Lawasz, ormiański chleb

Lawasz od środka – bez kolendry 😉

Jezioro Sewan, Armenia

Jezioro Sewan – największe jezioro Armenii i całego Kaukazu.

Klasztor Sevanavank, Armenia

Klasztor Sevanavank – ciężko uwierzyć, że kiedyś stał na wyspie.

Sewan w Armenii

Wiadomo, kto maczał łapy w budowie tego paskudztwa 😉

DZIEŃ II: JAZDA NA POŁUDNIE!

Dzień ten stał pod znakiem przejazdu w kierunku wioski Baghaburj, która znajduje się na południe od miasta Kapan. To praktycznie kraniec Armenii, tuż przy granicy z Iranem i Azerbejdżanem. Podróż była długa, ciężka do zniesienia przez panujący upał, w totalnie kaukaskim stylu – co znaczy, że trwała 8 godzin zamiast 6. Przynajmniej przerwy były ciekawe: na jednej wyrżnęłam się wysiadając z busa, rozbijając kolano i niszcząc obiektyw (ludzie, zawsze zawiązujcie sznurowadła w trekkingowych butach!), na innej zajechaliśmy na punkt widokowy na klasztor Tatev, pięknie położony nad krawędzią głębokiego wąwozu Worotan.

Widoki po drodze dopisywały, mimo to podróż wymęczyła wszystkich po równo. Ulżyło nam, gdy wreszcie dotarliśmy do Baghaburj, gdzie zaczynał się szlak do wioski pasterskiej Navchay (3-godzinny spacer). Tam, na rozległej polanie, rozbiliśmy obozowisko. A po cóż jechaliśmy taki kawał drogi na południe? Otóż naszym pierwszym górskim celem była skalista góra Khustup, którą zamierzaliśmy zaatakować następnego dnia.

Wyprawa do Armenii

Pod Erywaniem, z widokiem na Ararat.

Armenia

Wyprawa do Armenii

Pyszności przy drodze

Czy warto jechać do Armenii

Widoczki z auta

Jedzenie w Armenii

Pychoty – świeży sok z nie wiem z czego i słodkie ciacho z nadzieniem.

Wyjazd do Armenii

Norma na Kaukazie 😀

Wyprawa do Armenii

Klasztor Tatew, Armenia

Klasztor Tatew znajduje się blisko granicy z Górskim Karabachem. Nazwa z ormiańskiego tłumaczona jest jako „daj mi skrzydła”

Trekking w Armenii

Trekking z wioski wioski Baghaburj do obozowiska pod górą Khustup.

Trekking na górę Khustup

No i samo obozowisko. 🙂

DZIEŃ III: KHUSTUP – PIERWSZY SZCZYT W ARMENII

Khustup (3206 m) od razu skojarzył mi się z Gruzińskimi Dolomitami – skalistym masywem widocznym z Juty. I na tym podobieństwa się kończą, bowiem wejście na wszystkie wierzchołki gruzińskiej góry wymaga sporego doświadczenia, natomiast wierzchołek Khustup dostępny jest praktycznie dla każdego górołaza – pod względem trudności przypomina łatwiejsze tatrzańskie szczyty, np. Sławkowski czy Jagnięcy. 
Pierwszy szczyt zdobyliśmy w ładnym stylu, szybko i bezproblemowo. Sukces oblaliśmy międzynarodowymi trunkami, co ostatecznie skończyło się na poszukiwaniach kilku osób z ekipy: Robert integrował się z Ormianami, Marta oddaliła się, by podziwiać gwiazdy, a reszta wpadła niechcący do namiotu jakiejś parki z Armenii. Integracja przebiegła bardziej niż prawidłowo. 😀

O górze Khustup opowiadam szczegółowo we wpisie Trzy szczyty Armenii.

Góra Khustup w Armenii

Z Ewą, za nami góra Khustup.

Trekking na Khustup

Wejście na górę Khustup

Po lewej Aga, liderka wyprawy, po prawej najtrudniejszy fragment trasy.

Szczyt Khustup - opis trekkingu

Na szczycie!

Trekking na górę Khustup

Wejście na górę Khustup

Obozowisko pod górą Khustup. 😀

DZIEŃ IV: NAJDŁUŻSZA KOLEJKA ŚWIATA I POWRÓT DO ERYWANIA

Podczas marszu do wioski Baghaburj, gdzie czekały na nas auta, czuliśmy się jak skwarki na patelni. Oj, armeńskie upały potrafią przygotować człowieka na globalne ocieplenie.

Długą drogę powrotną do Erywania urozmaiciliśmy sobie zwiedzaniem (oglądanego wcześniej z daleka) klasztoru Tatev, datowanego na IX wiek oraz przejażdżką najdłuższą na świecie kolejką linową, wpisaną do księgi rekordów Guinessa. Wings of Tatev (Skrzydła Tatewu), bo tak nazywa się linia kolejki, znacznie skraca drogę do średniowiecznego monastyru, pokonując 5752 metrów ponad przepastnym wąwozem Worotan. Wagoniki przemierzają tę trasę zaledwie w 11 minut, tymczasem auto potrzebuje trzy razy tyle, by poradzić sobie ze wszystkimi serpentynami biegnącymi poniżej. Bałam się tej kolejki, wprost nie znoszę tego typu ustrojstw. Przekonał mnie dopiero argument, że instalację zbudowali Szwajcarzy – im ufam. 😉 Okupiłam przejażdżkę sporym stresem i wieloma łezkami, jednakże dziś pamiętam tylko niezwykłe widoki rozlegające się ze „skrzydła”. W kulminacyjnym momencie wagonik wznosi się na wysokości ponad 300 metrów ponad ziemią!

Wyprawa na Khustup

Pod górą Khustup

Kapan w Armenii

Khustup z miasta Kapan

Klasztor Tatew w Armenii

Klasztor Tatew

Klasztor Tatew w Armenii

Tatew

Klasztor Tatev, Armenia

Wings of Tatev, Armenia

Widok z najdłuższej kolejki świata!

Wyjazd do Armenii

Wołga, szkoda, że nie czarna 😉

W tegorocznym programie pojawiły się zmiany, które moim zdaniem lepiej zagrają i uatrakcyjnią pobyt w Armenii. A więc:

  • Autem dojedziemy aż do obozowiska ponad wioską Navchay – czyli zamiast krótkiego trekkingu wioski Baghaburj do bazy pod górą Khustup (atrakcyjnego dopiero w końcówce), zwiedzimy jedno z najbardziej malowniczych i rozpoznawalnych miejsc w Armenii – klasztor Chor Wirap z niesamowitym widokiem na Ararat. Tego smaczku brakowało mi podczas mojego wyjazdu!
  • Zatrzymamy się w jednej z winnic w Areni, gdzie skosztujemy wino z granatu – tutejszy przysmak.
  • W drodze powrotnej zwiedzimy Tatev i skorzystamy z najdłuższej kolejki na świecie (to szczęśliwie bez zmian).

DZIEŃ V: AZHDAHAK – KAWAŁEK ISLANDII W ARMENII

Na dzień dobry czekał nas armeński off-road pod górę Azhdahak (3597 m n.p.m). Nijak tej przejażdżce do słynnej trasy do Omalo, aczkolwiek porządnie nas wytrzęsło, co zaskoczyło osoby będące po raz pierwszy na Kaukazie. Po drodze mijaliśmy przepiękne tereny, zaanektowane przez pasterzy, dające przedsmak czekającej nas uczty widokowej. Trekking na szczyt okazał się łatwy, przyjemny i szalenie widokowy. Wycieczka marzenie.

I tylko nie opuszczało mnie wrażenie, jakobym nagle znalazła się w innym kraju. Islandio, czy to ty?

Zwieńczeniem wieczoru była wizyta w libańskiej restauracji (już w Erywaniu), gdzie zjadłam najlepszą kolację podczas całego wyjazdu. Zapewne dlatego, iż smaki odbiegały od typowego gruzińsko-ormiańskiego żarcia, którego szczerze nie trawię.

O górze Azhdahak opowiadam szczegółowo we wpisie Trzy szczyty Armenii.

Wyprawa na Azhdahak (3597 m)

W drodze na Azhdahak z widokiem na Ararat.

Azhdahak (3597 m ) w Armenii

Azhdahak (3597 m) – najwyższa góra w kadrze.

Wyprawa na Azhdahak

W Górach Gegamskich znaleziono ponad 12 tys. starożytnych petroglifów. Sporo z nich odnajdziemy w drodze na Azhdahak.

Trekking na Azhdahak, Góry Gegamskie

Wyprawa do Armenii

Góry Gegamskie bardzo przypominają islandzkie pejzaże.

jak wejść na Azhdahak

Pod szczytem znajduje się jezioro wypełniające krater.

najpiękniejsze szczyty w Armenii

No Islandia, co nie?

Armenia, trekking

Armenia, trekking

Pdd chmurką

DZIEŃ VI: ARAGAC – NAJWYŻSZY SZCZYT ARMENII

Poprzednie szczyty stanowiły niejako aklimatyzację i trening przed zasadniczym wyzwaniem, jakim była próba na najwyższym szczycie Armenii. Choć Aragac (4090 m) nie jest górą szczególnie trudną, to wejście nań daje w kość, o czym przekonałam się na własnej skórze. Trekking zaczęliśmy nad jeziorem Kari, gdzie dojechaliśmy wprost z Erywania. Najpierw skierowaliśmy się na wierzchołek południowy, łatwo dostępny niemalże dla każdego piechura. Stamtąd można ujrzeć główny wierzchołek (północny) w całej okazałości, a ten robi naprawdę piorunujące wrażenie! Oddzielony od nas głębokim kraterem zdaje się być na wyciągnięcie ręki. Lecz tylko z pozoru, bo do tego krateru trzeba najpierw zejść (wytracając sporo wysokości), by dopiero później zaatakować Aragac. Nie każdy zdecydował się na atak szczytowy, część grupy zadowoliła się wierzchołkiem południowym, z którego już rozpościera się piękna panorama. Nasz zespół zdobył tak zwany False Peak, oddzielony od głównego wierzchołka eksponowaną i kruchą granią. Czemu żeśmy jej nie pokonali? Ano nasza ormiańska przewodniczka nie wyraziła na to zgody. Oficjalnie droga na główny wierzchołek była zamknięta z powodu niedawnego obrywu i realnego zagrożenia na powtórkę z rozrywki.

Może i dobrze, bo nad nami zbierały się ciemne chmury, które szybko przeobraziły się w regularną burzę. Jak my żeśmy zapierniczali w drodze powrotnej! Co nie było łatwe, bo po mocno pochyłym trawersie krateru (już nie schodziliśmy na jego dno) musieliśmy wdrapać się z powrotem na grzbiet. Pioruny nas poganiały, stres sięgał zenitu, na szczęście wszystko skończyło się tylko na strachu. 
Mimo że zdobyliśmy „jedynie” False Peak, to i tak czuliśmy się zwycięzcami. A przynajmniej świętowaliśmy jak zwycięzcy…

O górze Aragac opowiadam szczegółowo we wpisie Trzy szczyty Armenii.

Aragats, w Armenii

Aragac, z prawej najwyższy wierzchołek północny.

wyprawa na Aragats

Aragac znad jeziora Kari. Najwyższy wierzchołek (północny) wystaje na drugim planie.

Aragats najwyższy szczyt Armenii

Trekking na wierzchołek południowy.

Wyprawa na Aragac w Armenii

Wierzchołek północny widziany z południowego.

Aragac wyprawa na najwyższy szczyt Armenii

Pod granią szczytową Aragac.

Aragats w Armenii

Na False Peak z widokiem na główny wierzchołek.

Trekking na Aragats w Armenii

Ucieczka w burzy 😀

DZIEŃ VII: BLIŻSZE SPOTKANIE Z ERYWANIEM

Erywań to miasto, któremu warto poświęcić więcej niż 1 dzień, jednak dla nas priorytetem były góry, więc tyle musiało wystarczyć na poznanie miasta. Jeśli komuś odpowiada klimat Tbilisi, to będzie równie zachwycony Erywaniem – to bardzo podobne miasta, łączące starą zabudowę z nowoczesną architekturą. Tyle że w Erywaniu jest znacznie mniej turystów, przez co zwiedzanie jest po prostu przyjemniejsze.

Jakie miejsca odwiedziliśmy?

  • Kaskady i Muzeum Sztuki Nowoczesnej – zdecydowanie moje ulubione miejsce w Erywaniu. Plac przepełniony knajpami wieńczy tarasowo zbudowane muzeum. Z jego trasów rozlega się panorama na miasto z Araratem w tle. To trzeba zobaczyć! Na górny taras prowadzą zarówno schody tradycyjne (ponad 570 stopni w palącym słońcu), jak i wewnętrzne, klimatyzowane schody ruchome.
  • Plac Republiki – warto wrócić tu nocą, kiedy uruchamiana jest fontanna oraz muzyka. Możecie być zaskoczeni!
  • Muzeum Ludobójstwa i Pomnik Genocydu – przygnębiające miejsce, otwierające oczy na ludobójstwo Ormian (zapoczątkowane w 1915 roku), które tuszowano przez wiele długich lat. Ciężki kawałek historii, który trzeba poznać. Bo jak niestety wiemy, historia lubi się powtarzać…
  • Muzeum Koniaku Ararat – przybliża fenomen jednego z najsłynniejszych trunków świata. Podczas wycieczki poznaliśmy nie tylko tajniki produkcji, ale też smaczki związane towarzyszące tej marce. Oczywiście smaczki samego trunku także poznaliśmy, by na koniec móc zakupić wysokoprocentowe pamiątki. Ararat pyszny jest, a i wizyta w muzeum całkiem ciekawa.
  • Bazar – gdzie mieliśmy możliwość zakupu lokalnych specjałów i pamiątek. Polecam suszone mango, pychota!
Pamiątki z Erywania, Armenia

Bazar. W Armenii suszy się wszelkie owoce i kisi wszystkie warzywa (a nawet kurze łapy i grzebienie)! No te lody… 😀

Co zwiedzić w Erywaniu

Erywań ma aż 2800 lat i jest o 30 lat starszy niż Rzym.

Kaskady w Erywaniu

Kaskady

Pomnik Genocydu, Erywań

Pomnik Genocydu

Brandy Ararat

Ararat… wyskokowy! 😀

ARMENIA – INFORMACJE PRAKTYCZNE

  • Organizatorem wyjazdu jest polsko-gruzińska agencja Mountain Freaks. Na stronie znajdziecie program, termin oraz cenę. Kolejna wyprawa rusza już pod koniec czerwca 2020.
  • Nasza wyprawa także odbyła się na przełomie czerwca i lipca, co wiązało się z wysokimi temperaturami. Ciepłe ciuchy przydały się głównie na Aragacie. Jeśli chodzi o zwiedzanie (Erywań i okolice) to należy przygotować się na nieznośne upały.
  • Zaleca się picie wody butelkowanej.
  • Jedzenie bardzo przypomina to w Gruzji, choć menu w knajpach jest bardziej urozmaicone.
  • W Armenii miałam kłopoty żołądkowe, a że to zdarza się na Kaukazie, to polecam zabrać do apteczki środki na biegunkę i zatrucie pokarmowe.
  • Przyda się znajomość rosyjskiego. Po angielsku dogadamy się rzadko i to głównie w Erywaniu.
  • Co zabrać? Wyposażenie na trekking jak na letnią wycieczkę w Tatry. A więc spodnie trekkingowe, krótki rękaw, długi rękaw do plecaka, kurtka przeciwdeszczowa. Dodatkowo raki na Aragac, jakąś dodatkową ciepłą warstwę na całe ciało, rękawiczki, mogą także przydać się stuptuty. Na całą wyprawę okulary przeciwsłoneczne plus ochrona przed słońcem (filtr i nakrycie głowy) są konieczne.
  • Armenia da się lubić. Mnie zaintrygowała. Wulkaniczne krajobrazy towarzyszące górze Azhdahak i Aragac idealnie wpasowały się w moje gusta. Chcę tego więcej!

 *

Interesujesz się tą częścią świata? Koniecznie zobacz artykuły o najpiękniejszych trekkingach na Kaukazie. Znajdziesz tam opisy łatwych wycieczek w Gruzji oraz relacje z wejść na cztero- i pięciotysięczniki.

Górskie pozdro :)


Madzia / Wieczna Tułaczka

6 komentarzy

  1. Przepiękne ujęcia 😉 A Erywań to miasto które mam nadzieję odwiedzę w niedalekiej przyszłości 😉

  2. dla samych klasztorów warto

  3. Fajna wyprawa, zazdroszczę

  4. Świetne zdjęcia. Gratuluję!
    W butelce sok z rokitnika zwyczajnego. Rośnie też w Polsce. Ja wspominam o nim na swoim blogu we spisie z Gruzji.
    (http://digupaworld.pl/2019/11/01/brzoza-raddego/).

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

*

*

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.